- Uwierało mnie, że po jedenastu latach śledztwa wciąż nie wiemy, kto zabił generała Marka Papałę - tak były prokurator krajowy Edward Zalewski tłumaczy w rozmowie z "Wprost” swoją decyzję z 2009 roku o przekazaniu śledztwa do Łodzi. Przekonuje, że gdy podejmował tę decyzję, ewentualne ustalenia łódzkich prokuratorów nie musiały być sprzeczne z tym, co znalazło się w akcie oskarżenia, wysłanym do sądu przez warszawskiego prokuratora Jerzego Mierzawskiego. Bo on oskarżał tylko domniemanych podżegaczy, a zabójca wciąż był nieznany.
Edward Zalewski przyznaje także, że ostrzegano go przed decyzją o przeniesieniu śledztwa do Łodzi jako tą, która nie wszystkim się spodoba. Zalewski kierował prokuraturą krajową od marca 2009 do marca 2010 roku, gdy ministrami sprawiedliwości i prokuratorami generalnymi byli najpierw Andrzej Czuma, a potem Krzysztof Kwiatkowski. W 2010 był jednym z dwóch kandydatów na prokuratora generalnego, ale prezydent Lech Kaczyński wybrał Andrzeja Seremeta.
Poniżej fragment rozmowy:
Piotr Śmiłowicz: Dlaczego przeniósł pan śledztwo w sprawie zabójstwa Marka Papały z prokuratury warszawskiej do łódzkiej?
Edward Zalewski: Jestem przewodniczącym Krajowej Rady Prokuratury i podpisałem kodeks etyki, zakazujący krytykowania działań innych prokuratorów. Mogę więc jedynie powiedzieć, że moja decyzja uzasadniona była moją analizą sprawy. Na tej podstawie doszedłem do wniosku, że kwestia zabójstwa generała Papały powinna być prowadzona przez inny zespół prokuratorów. Dlaczego skierowałem ją do Łodzi? Z dwóch powodów. Po pierwsze był tam już odprysk sprawy, dotyczący ukrywania dowodów w śledztwie. Po drugie dlatego, że wówczas szefową Wydziału Przestępczości Zorganizowanej w Łodzi była pani prokurator Bogumiła Tarkowska, którą niezwykle wysoko ceniłem i miałem pewność, że jej zespół zajmie się tym rzetelnie.
Innymi słowy był pan niezadowolony z faktu, że po 11 latach śledztwa prokurator Jerzy Mierzewski kieruje do sądu akt oskarżenia dotyczący tylko wycinka, a pytania o sprawcę i motywy zabójstwa generała pozostają wciąć nieustalone.
Nieco inaczej bym rozłożył akcenty. Podjąłem decyzję po analizie głównej sprawy, a nie po analizie tej jej części, którą prokurator Mierzewski wyłączył i skierował do sądu. Ponieważ zdarzenie, które stało się przedmiotem aktu oskarżenia wcale nie musiało być powiązane z zabójstwem generała Papały.
To było tylko nakłanianie do zabójstwa…
- Tak, to było tylko nakłanianie. I można sobie było wyobrazić, że mieliśmy do czynienia ze zdarzeniem, które Mierzewski opisał w akcie oskarżenia, a z drugiej strony z zabójstwem generała, popełnionym z innych motywów, przez zupełnie inne osoby. Zainteresowałem się tą sprawą, bo nie wiedziałem dlaczego po tylu latach – to był 2009 rok – nie ma efektów w postaci wykrycia sprawcy zabójstwa. Nie ma odpowiedzi na najważniejsze pytanie: kto zabił?
(…)
Miał pan jakieś naciski, żeby tego nie robić?
Na mnie trudno naciskać. Ale były oczywiście głosy, że ta decyzja się nie spodoba.
Czyje głosy?
Zostawmy to. Ale to nie było tak, że ktoś mnie naciskał, by ta sprawa koniecznie została w Warszawie. Słyszałem tylko: wiesz, odważnie postępujesz, nikt tego wcześniej nie chciał zrobić. I zanim odszedłem ze stanowiska Prokuratora Krajowego z końcem marca 2010 roku, już otrzymywałem potwierdzenie słuszności mojej decyzji. Bo analizy robione przez łódzkich prokuratorów były doskonałe.
Poniżej fragment rozmowy:
Piotr Śmiłowicz: Dlaczego przeniósł pan śledztwo w sprawie zabójstwa Marka Papały z prokuratury warszawskiej do łódzkiej?
Edward Zalewski: Jestem przewodniczącym Krajowej Rady Prokuratury i podpisałem kodeks etyki, zakazujący krytykowania działań innych prokuratorów. Mogę więc jedynie powiedzieć, że moja decyzja uzasadniona była moją analizą sprawy. Na tej podstawie doszedłem do wniosku, że kwestia zabójstwa generała Papały powinna być prowadzona przez inny zespół prokuratorów. Dlaczego skierowałem ją do Łodzi? Z dwóch powodów. Po pierwsze był tam już odprysk sprawy, dotyczący ukrywania dowodów w śledztwie. Po drugie dlatego, że wówczas szefową Wydziału Przestępczości Zorganizowanej w Łodzi była pani prokurator Bogumiła Tarkowska, którą niezwykle wysoko ceniłem i miałem pewność, że jej zespół zajmie się tym rzetelnie.
Innymi słowy był pan niezadowolony z faktu, że po 11 latach śledztwa prokurator Jerzy Mierzewski kieruje do sądu akt oskarżenia dotyczący tylko wycinka, a pytania o sprawcę i motywy zabójstwa generała pozostają wciąć nieustalone.
Nieco inaczej bym rozłożył akcenty. Podjąłem decyzję po analizie głównej sprawy, a nie po analizie tej jej części, którą prokurator Mierzewski wyłączył i skierował do sądu. Ponieważ zdarzenie, które stało się przedmiotem aktu oskarżenia wcale nie musiało być powiązane z zabójstwem generała Papały.
To było tylko nakłanianie do zabójstwa…
- Tak, to było tylko nakłanianie. I można sobie było wyobrazić, że mieliśmy do czynienia ze zdarzeniem, które Mierzewski opisał w akcie oskarżenia, a z drugiej strony z zabójstwem generała, popełnionym z innych motywów, przez zupełnie inne osoby. Zainteresowałem się tą sprawą, bo nie wiedziałem dlaczego po tylu latach – to był 2009 rok – nie ma efektów w postaci wykrycia sprawcy zabójstwa. Nie ma odpowiedzi na najważniejsze pytanie: kto zabił?
(…)
Miał pan jakieś naciski, żeby tego nie robić?
Na mnie trudno naciskać. Ale były oczywiście głosy, że ta decyzja się nie spodoba.
Czyje głosy?
Zostawmy to. Ale to nie było tak, że ktoś mnie naciskał, by ta sprawa koniecznie została w Warszawie. Słyszałem tylko: wiesz, odważnie postępujesz, nikt tego wcześniej nie chciał zrobić. I zanim odszedłem ze stanowiska Prokuratora Krajowego z końcem marca 2010 roku, już otrzymywałem potwierdzenie słuszności mojej decyzji. Bo analizy robione przez łódzkich prokuratorów były doskonałe.
Cał ą rozmowę będzie można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" (32/2013)
Najnowszy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania .