W tym roku tysiące polskich turystów wybrało na wakacje Gruzję. Aż trudno uwierzyć, że dokładnie pięć lat temu polski prezydent przyleciał na wiec w Tbilisi ze słowami: „Jesteśmy tu po to, żeby walczyć”.
Czas bardzo szybko płynie. Byłem wówczas wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego i odpowiadałem m.in. za kontakty z Gruzją. Kiedy wybuchła tam wojna, w PE były wakacje. W tym czasie trwały też igrzyska olimpijskie w Pekinie. Trudno było skontaktować się nawet z sekretarzem generalnym NATO, bo i on wyjechał na urlop. Rosjanie nieprzypadkowo wybrali ten termin.
Jak wyglądały kulisy słynnej wyprawy?
Kilka dni wcześniej do śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego zadzwonił prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili i powiedział, że spodziewa się rosyjskiej agresji. Kaczyński przerwał wypoczynek w Juracie i wrócił do Warszawy. Wezwał najbliższych współpracowników, w tym mnie. Z godziny na godzinę zaczęły do nas docierać coraz dramatyczniejsze doniesienia. Decyzja o wyjeździe zapadła wieczorem 10 sierpnia.
W czasie tej rozmowy Saakaszwili nie uprzedził jednak Lecha Kaczyńskiego, że zamierza sam wysłać żołnierzy do Osetii, co stało się kilka godzin później.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.