- Ja już byłem premierem i żaden resort mi nie imponuje. Bycie szefem rządu to ukoronowanie kariery politycznej – mówi w „Rzeczpospolitej” Leszek Miller. Były premier deklaruje, że nie interesuje go start w wyborach prezydenckich w 2015 roku, bo i tak wygra je Bronisław Komorowski. Natomiast w 2020 roku, kiedy Polacy będą wybierać następnego prezydenta przyznaje, że… będzie prawdopodobnie poza polityką.
Zegar biologiczny tyka. Leszek Miller w 2015 roku będzie mieć 69 lat. To dla niego ostatnia szansa na wejście do rządu. Funkcja wicepremiera byłaby ukoronowaniem jego kariery. Ma na to zresztą duże szanse, bo Platforma słabnie w oczach. Trudno wyobrazić sobie, że nawet tak sprawny polityk, jakim niewątpliwie jest Donald Tusk, po raz kolejny wygra wybory z spektakularnym, 40-procentowym wynikiem. Już w 2011 roku wydawało się to nieprawdopodobne, ale teraz trend jest wyraźny: formacja Tuska słabnie, z czego sam premier zapewne zdaje sobie sprawę.
Leszek Miller prowadzi natomiast sprawną grę polityczną. Po fatalnym wyniku SLD w 2011 roku mało kto wierzył, że nawet tak wytrawny gracz jak Miller chociaż częściowo odbuduje poparcie Sojuszu. Były premier, w przeciwieństwie do wielu politycznych amatorów, nie atakuje rządu na oślep. Taka „racjonalna” polityka może podobać się wyborcom. Poza tym stawia na socjalne, gospodarcze hasła, a nie na happeningi w stylu Janusza Palikota.
Tak więc kilkanaście procent SLD w sondażach faktycznie może oznaczać, jak mówi Miller, że to SLD wybierze sobie koalicjanta po wyborach. W praktyce trudno wyobrazić sobie koalicję Millera z Kaczyńskim, więc Sojusz jest skazany na koalicję z Platformą. Poza tym Europa Plus jest w rozsypce – jak pisze w „Rzeczpospolitej” Eliza Olczyk, Aleksander Kwaśniewski miał zabronić Januszowi Palikotowi używania nazwy Europa Plus.
Premier Tusk w kilku wywiadach prasowych ciepło wypowiadał się o Leszku Millerze. To na pewno bardziej przewidywalny koalicjant niż Janusz Palikot. Wiele wskazuje na to, że w 2015 powstanie koalicja PO-SLD z ewentualnym udziałem PSL. Chociaż polityka lubi czasami zaskoczyć.
Leszek Miller prowadzi natomiast sprawną grę polityczną. Po fatalnym wyniku SLD w 2011 roku mało kto wierzył, że nawet tak wytrawny gracz jak Miller chociaż częściowo odbuduje poparcie Sojuszu. Były premier, w przeciwieństwie do wielu politycznych amatorów, nie atakuje rządu na oślep. Taka „racjonalna” polityka może podobać się wyborcom. Poza tym stawia na socjalne, gospodarcze hasła, a nie na happeningi w stylu Janusza Palikota.
Tak więc kilkanaście procent SLD w sondażach faktycznie może oznaczać, jak mówi Miller, że to SLD wybierze sobie koalicjanta po wyborach. W praktyce trudno wyobrazić sobie koalicję Millera z Kaczyńskim, więc Sojusz jest skazany na koalicję z Platformą. Poza tym Europa Plus jest w rozsypce – jak pisze w „Rzeczpospolitej” Eliza Olczyk, Aleksander Kwaśniewski miał zabronić Januszowi Palikotowi używania nazwy Europa Plus.
Premier Tusk w kilku wywiadach prasowych ciepło wypowiadał się o Leszku Millerze. To na pewno bardziej przewidywalny koalicjant niż Janusz Palikot. Wiele wskazuje na to, że w 2015 powstanie koalicja PO-SLD z ewentualnym udziałem PSL. Chociaż polityka lubi czasami zaskoczyć.