Demokracji zagraża nienawiść, niosąca pokusę całkowitego zniszczenia rywala
Obchody 1 i 3 Maja znowu zostały zakłócone przez akty wandalizmu i agresji. W Krakowie prawicowa bojówka uniemożliwiła złożenie kwiatów przez posłów SLD. W Warszawie petarda rzucona w pierwszomajowy pochód zraniła dwóch dziennikarzy i nestora polskich socjalistów - profesora Krzysztofa Dunina-Wąsowicza, człowieka pozbawionego zdrowia w hitlerowskim obozie Stutthof; bandyckiego wybryku omal nie przypłacił on życiem. Brutalny przejaw agresji został potępiony także przez polityków prawicy. Ich wypowiedzi nie brzmiały jednak przekonująco. Już w następnych zdaniach usprawiedliwiali oni atakowanie pierwszomajowych pochodów, a przecież nic nie jest warte piętnowanie przemocy, jeśli dopuszcza jej dawkowanie, byleby nie poza granicę ludzkiego zdrowia i życia. W tych sprawach brak konsekwencji grozi zwolnieniem wszelkich hamulców. O tej prostej zależności zapomniała też - niestety - część lewicy. Niektórzy jej działacze niemal od szpitalnego łóżka prof. Dunina-Wąsowicza przenieśli się do Sali Kongresowej na zjazd Samoobrony, by oklaskiwać przemówienie zapowiadające, że organizacja ta ma być "pięścią, która będzie waliła w mordę i patrzyła, czy równo puchnie". W takiej atmosferze nie wypleni się przemocy, coraz bardziej zachwaszczającej polską scenę polityczną. Najważniejsze jest przecież leczenie przyczyn owego zdziczenia, biorącego się przede wszystkim z dążenia do całkowitego unicestwienia przeciwnika politycznego. Nie zlikwiduje się agresji dopóty, dopóki na prawicy dominuje przekonanie, że lewica nie jest alternatywą naturalną w każdym systemie parlamentarnym, lecz wrogiem, którego należy bezwzględnie zniszczyć. Pod tym względem daleko nam do cywilizowanej Europy, a znacznie bliżej do odległej o kilkadziesiąt lat II Rzeczypospolitej. Właśnie wtedy scena polityczna przełamana była barykadą wrogości dzielącą piłsudczyków i narodowych demokratów. Marszałek Piłsudski mówił o endekach jako o "zaplutych karłach", a i oni nie przebierali w środkach, o czym najlepiej świadczą brudy wylewane na prezydenta Narutowicza, przypieczętowane zamachem na jego życie. Jak wiadomo, ta atmosfera okazała się zabójcza dla demokracji. Nic jej bowiem tak nie zagraża, jak ślepa nienawiść, prędzej czy później niosąca pokusę całkowitego zniszczenia rywala. Najlepiej udowodnił to zamach majowy 1926 r. Również dziś polityka "opluwania karła" i "walenia w mordę" niczym dobrym nie może się zakończyć. Lepiej więc nie pobłażać takim zachowaniom, zwłaszcza we własnych szeregach.
Więcej możesz przeczytać w 20/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.