Podczas wystąpienia Miller przedstawił swoim partyjnym kolegom m.in. powody rozpadu koalicji SLD-UP-PSL.
"Koalicja nie może być statystyczna i istnieć tylko na papierze od głosowania do głosowania z elementem niepewności -uda się tym razem, albo nie uda. Ta niepewność zaczęła być zbyt duża, to stawało się coraz bardziej ryzykowne" - powiedział.
Według niego, SLD nie wiedziało w kolejnych głosowaniach, "Czy koalicja ma jeszcze większość na sali sejmowej, czy już nie ma? Czy klub parlamentarny PSL zechce głosować za wspólnymi projektami, czy też nie zechce".
"Mieliśmy przedziwną sytuację - w rządzie koalicja składała się z trzech ugrupowań, ale w Sejmie już tylko z dwóch. I powstał dylemat, czy można dalej trwać w układzie, gdzie jedna z partii koalicyjnych sprawia wrażenie, że jest jednocześnie w rządzie i jednocześnie w opozycji" - mówił premier.
Przyznał, że jego współpraca z szefem PSL Jarosławem Kalinowskim układała się bardzo dobrze. Miller powiedział, że ceni Kalinowskiego jako działacza ludowego i jest przekonany, że to polityk, który "odegra jeszcze w naszej historii istotną rolę".
"Problem polegał na tym, że Kalinowski z biegiem czasu tracił kontrolę nad własnym klubem parlamentarnym, nad grupą tych parlamentarzystów PSL, którzy od samego początku kwestionowali zasady współpracy z SLD. Ta grupa okazała się silniejsza. Klub parlamentarny PSL stawał się klubem opozycyjnym" - mówił.
Dlatego - jak stwierdził - Rada Krajowa SLD bardzo uważnie przeanalizowała sytuację i doszła do przekonania, że dalej "takiego stanu rzeczy nie można tolerować i należy podziękować za współpracę w koalicji PSL. Tam gdzie nie można liczyć na lojalność, tam nie można liczyć na dobrą współpracę".
Miller powtórzył raz jeszcze, że SLD skłania się do przeprowadzenia wcześniejszych wyborów, tj. na wiosnę 2005 roku.
"Jeśli chodzi o wcześniejszy termin wyborów to będzie to zależało od sytuacji, czy Sejm będzie mógł pracować normalnie, czy rząd będzie mógł pracować normalnie. Ale dla SLD jedna rzecz pocieszająca; bez SLD nie można podjąć w tej sprawie żadnej decyzji (do samorozwiązania się Sejmu potrzeba 2/3 głosów)" - powiedział.
Zaznaczył jednak, że nie można przekreślać perspektywy wcześniejszych wyborów parlamentarnych. "Ale czas kiedy to się stanie wybierze Sojusz. Jeśli mamy skracać kadencję, to zacznijmy od naszego starego postulatu - wybory wiosną 2005 roku" - dodał.
sg, pap