Rozstanie
Ania pojawiła się w naszym życiu razem z innymi fankami. Jej obecność nie wzbudzała żadnych moich podejrzeń. Była osobą, która zostawała z Werą, kiedy musieliśmy wieczorem gdzieś wyjść. Czasami u nas nocowała. Płaciłam jej za tę pomoc. Jak nakręcaliśmy teledyski, sprzątała albo układała rzeczy, a kiedy trzeba było, grała w teledyskach, porządkowała studio. Nie traktowałam jej jako rywalki. Może gdyby była Claudią Schiffer? Ale nie była. Kiedy później, już po naszym rozstaniu zaczęło do mnie docierać, że ta historia dłużej się ciągnęła i że Anka przyjeżdżała po koncertach, żeby być w pobliżu albo pojawiała się u Grzegorza w hotelu, kiedy mnie nie było, to do dzisiaj nie mogę temu dać wiary. Co masz myśleć o własnym mężu, który zdradza cię z gosposią? Kiedy Grzegorz wrócił po dwóch miesiącach z Ameryki, pojechałam po niego na lotnisko. Wrócił sam, Anka tam została. W samochodzie zadałam mu trzy pytania: czy jesteś z Anką, czy chcesz z nią być, czy ona jest w ciąży? Na wszystkie odpowiedział: tak. O ciąży tak palnęłam, bo nie wiedziałam nic na pewno. Po jego odpowiedziach wjechałam wtedy w rów przy poboczu i zaczęłam strasznie płakać. Patrzył, milcząc. Bo co mógł powiedzieć? Odwiozłam go, sama nie weszłam do domu. Uciekłam. Musiałam to wszystko przemyśleć.
Te nasze ostatnie miesiące były pełne niewyobrażalnego bólu, na przemian się kochaliśmy i rozmawialiśmy. Przez te dni nie rozstaliśmy się ani na pół sekundy. To było bardzo trudne, cały czas próbowałam wymusić na nim przysięgę, że nigdy się już z nią nie spotka. Tupałam, płakałam, krzyczałam. Nie dopuszczałam go do słowa. To było głupie, idiotyczne. To był błąd. Trzeba było odpuścić, nie wracać do tego, co się stało, przemilczeć, przeczekać. A ja żądałam obietnic. Myślę, że te miesiące ze mną naprawdę go przeraziły. Bał się, że nie będzie mógł jeździć do dziecka, że za każdym razem będą awantury, że ten dom przemieni się w piekło. W dodatku podczas nocnej rozmowy zażądałam, żeby przy mnie zadzwonił do Anki i powiedział jej, że z nią nie zostanie. Zadzwonił, zaczął przy mnie z nią rozmawiać, ale nie umiał zerwać z nią przez telefon. Po tym, już bez płaczu, oznajmiłam: „Zabierz swoje rzeczy i wyjdź z tego domu”. I on tak zrobił. A ja spakowałam jego rzeczy w dwie walizy, jego piękne ubrania – każda z tych marynarek i koszul miała swoją historię – i zawiozłam je na Dworzec Centralny, zostawiając bezdomnym. Potem przez lata widywałam na dworcu ludzi, którzy nosili albo buty Grzegorza, albo jego długi czarny płaszcz czy zniszczone już marynarki. I za każdym razem był to dla mnie wstrząs. Wiesz, dopiero niedawno wyrzuciłam ostatni list od Grzegorza, nie chciałam, żeby po mojej śmierci ktoś go przeczytał. Trzy czy cztery dni po naszym ostatecznym rozstaniu przyjechał goniec i mi go przywiózł. Grzegorz w tym liście przepraszał mnie za to, że zgubił drogę, że zniszczył nasze życie, obwiniał za to kokainę. Że wtedy znikają hamulce i wszelkie opory. A po wyprowadzce czuł się wypalony, wszelkie wartości u niego się zatraciły. Chciał tylko, żebym go zrozumiała. Żebym pojęła jego strach. Wiem, że był wtedy przerażony. Odszedł ode mnie, ona była w ciąży, cała Warszawa o tym huczała. Chciał to wszystko jakoś wyprostować i dlatego szybko wziął z Anią ślub. Ale czy był szczęśliwy? Myślę, że nie. On nigdy nie czuł absolutu szczęścia. Zawsze w głębi nosił ból.Fragment książki "Obywatel i Małgorzata" Małgorzaty Potockiej, Krystyny Pytlakowskiej, wydawnictwo czerwone i czarne .
Więcej w najnowszym numerze Tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .