Antoni Macierewicz wysadzał już agentów z Sejmu i WSI. Czy teraz wysadzi marzenia PiS o powrocie do władzy?
Na kłopoty Platformy najlepszym lekarstwem jest Antoni Macierewicz – to jedno z nielicznych zdań, z którym zgadzają się zarówno politycy PO jak i - po cichu - działacze PiS. Kiedy tylko Macierewicz pojawia się w mediach, lansując kolejne tezy dotyczące rzekomego zamachu w Smoleńsku, politycy partii Tuska mogą zacierać ręce. Dlaczego? Bo Macierewicz i jego zespół ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej jak nikt inny utrudnia partii Kaczyńskiego odzyskanie centrowego elektoratu.
- Z nim jest ten problem, że jak się rozpędzi, to nic go już nie zatrzyma. Fenomen Macierewicza polega na tym, że w bezpośrednim kontakcie to jest piekielnie inteligentny człowiek, do tego kulturalny, ujmujący. A na zewnątrz - arcyoszołom - rozkłada ręce jeden z polityków PiS.
Przed katastrofą smoleńską Antoni Macierewicz wegetował na radykalnym marginesie PiS, nie był nawet członkiem partii. Co prawda często gościł w Radiu Maryja, ale jego pozycja była uzależniona od aktualnych relacji Jarosława Kaczyńskiego z ojcem Tadeuszem Rydzykiem. Macierewicz nie miał też żadnych szans, by dostać się do kierowniczych gremiów PiS.
Wszystko zmieniło się po tragicznym 10 kwietnia 2010 roku, choć samego dnia katastrofy Macierewicz nie może zaliczyć do najbardziej chwalebnych. 10 kwietnia był wraz całą dużą delegacją PiS na cmentarzu w Katyniu, gdzie oczekiwał na przylot prezydenckiego samolotu. Gdy na cmentarz dotarła wiadomość o tragedii, posłowie PiS właśnie Macierewicza uznali za jednego z nieformalnych liderów. Ten zarządził niemal natychmiastowy powrót do Polski, nawet bez wizyty na miejscu katastrofy. Mimo że, według niektórych relacji, przed odjazdem pociągu posłowie znaleźli jeszcze czas na zjedzenie obiadu.
Miarą jego sukcesu stał się awans w ramach struktur PiS. Dopiero na początku 2012 rok stał się formalnie członkiem tej partii, wkrótce potem stanął na czele jej piotrkowskich struktur. Od razu zresztą odsuwając miejscowych działaczy i wprowadzając na ich miejsce swoich ludzi.
W tym okresie Jarosław Kaczyński obiecał Macierewiczowi także fotel wiceprezesa partii, jednak m.in. po wyczynach w Piotrkowie postanowił się z tym wstrzymać. - Prezes ma jednak z tym problem, bo obietnica padła – mówi rozmówca „Wprost” związany z PiS. - Oczywiście nie obawia się Macierewicza jako rywala do własnego fotela, tak jak kiedyś Ziobry - głównie ze względów pokoleniowych. Wie też, że Macierewicz jest jednak zbyt radykalny, by stanąć na czele PiS. Ale obawia się, że Macierewicz mógłby za bardzo urosnąć w partii, a ponieważ jest radykalny i nieprzewidywalny, mógłby doprowadzić do rozłamu - dodaje ten polityk.
Cały tekst Anny Gielewskiej i Piotra Śmiłow i cza przeczytacie w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" dostępny również w wersji do słuchania .
- Z nim jest ten problem, że jak się rozpędzi, to nic go już nie zatrzyma. Fenomen Macierewicza polega na tym, że w bezpośrednim kontakcie to jest piekielnie inteligentny człowiek, do tego kulturalny, ujmujący. A na zewnątrz - arcyoszołom - rozkłada ręce jeden z polityków PiS.
Przed katastrofą smoleńską Antoni Macierewicz wegetował na radykalnym marginesie PiS, nie był nawet członkiem partii. Co prawda często gościł w Radiu Maryja, ale jego pozycja była uzależniona od aktualnych relacji Jarosława Kaczyńskiego z ojcem Tadeuszem Rydzykiem. Macierewicz nie miał też żadnych szans, by dostać się do kierowniczych gremiów PiS.
Wszystko zmieniło się po tragicznym 10 kwietnia 2010 roku, choć samego dnia katastrofy Macierewicz nie może zaliczyć do najbardziej chwalebnych. 10 kwietnia był wraz całą dużą delegacją PiS na cmentarzu w Katyniu, gdzie oczekiwał na przylot prezydenckiego samolotu. Gdy na cmentarz dotarła wiadomość o tragedii, posłowie PiS właśnie Macierewicza uznali za jednego z nieformalnych liderów. Ten zarządził niemal natychmiastowy powrót do Polski, nawet bez wizyty na miejscu katastrofy. Mimo że, według niektórych relacji, przed odjazdem pociągu posłowie znaleźli jeszcze czas na zjedzenie obiadu.
Miarą jego sukcesu stał się awans w ramach struktur PiS. Dopiero na początku 2012 rok stał się formalnie członkiem tej partii, wkrótce potem stanął na czele jej piotrkowskich struktur. Od razu zresztą odsuwając miejscowych działaczy i wprowadzając na ich miejsce swoich ludzi.
W tym okresie Jarosław Kaczyński obiecał Macierewiczowi także fotel wiceprezesa partii, jednak m.in. po wyczynach w Piotrkowie postanowił się z tym wstrzymać. - Prezes ma jednak z tym problem, bo obietnica padła – mówi rozmówca „Wprost” związany z PiS. - Oczywiście nie obawia się Macierewicza jako rywala do własnego fotela, tak jak kiedyś Ziobry - głównie ze względów pokoleniowych. Wie też, że Macierewicz jest jednak zbyt radykalny, by stanąć na czele PiS. Ale obawia się, że Macierewicz mógłby za bardzo urosnąć w partii, a ponieważ jest radykalny i nieprzewidywalny, mógłby doprowadzić do rozłamu - dodaje ten polityk.
Cały tekst Anny Gielewskiej i Piotra Śmiłow i cza przeczytacie w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" od niedzielnego wieczora jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" dostępny również w wersji do słuchania .