Od dżihadu na pustkowiach Afryki oraz Azji Południowo-Wschodniej do prezydentury Afganistanu? Taką drogę zaplanował sobie afgański watażka. Abdul Rasul Sayyaf ponosi winę za śmierć tysięcy ludzi , a mimo to został zarejestrowany przez afgańską komisję wyborczą jako kandydat na prezydenta. Co ciekawe, osoby znające tematykę afgańską uważają, że nie jest bez szans.
Powiązania Sayyafa z terroryzmem obejmują Osamę bin Ladena i Al-Kaidę, działalność w Azji Południowo-Wschodniej oraz w Afryce. Jego imieniem została nazwana jedna z liczących się grup terrorystycznych - Jemaah Islamiyah (JI). Jak się okazuje, obecny kandydat na prezydenta Afganistanu trenował w 1990 roku filipińskich dżihadystów na terenie Afryki.
Faworyt wyborów, który szkolił mudżahedinów
Obecny prezydent Afganistanu Hamid Karzaj ze względu na ograniczenia konstytucyjne nie może się ubiegać o reelekcję. Sayyaf jest obecnie jednym z trzech faworytów. Pozostali dwaj to Abdullah Abdullah, który był bliski zwycięstwa cztery lata temu i Ashraf Ghani, były minister finansów.
Sayyaf swoją drogę zaczynał w okresie sowieckiej okupacji Afganistanu. Mobilizował i szkolił wówczas arabskich ochotników na mudżahedinów. Wtedy także poznał Osamę bin Ladena. W 1996 roku kiedy Osama został wydalony z Sudanu w wyniku presji międzynarodowej, Sayyaf pomógł mu wrócić do Afganistanu, a tam stał się regularnym gościem jego namiotu.
W wielu środowiskach od lat pojawiają się głosy, że Sayyaf "asystował" w zabójstwie Masuda Ahmada , wojskowego szefa Sojuszu Północnego, walczącego z talibami, od 1996 r. aż do śmierci, na kilka dni przed wydarzenia z 11 września 2001 roku. Nazwisko Sayyaf przewija się także w raporcie komisji badającej okoliczności zamachu na World Trade Center. Był on swoistym przewodnikiem duchowych Chalida Szejka Mohammeda, głównego organizatora zamachów z 11 września.
Pakistańsko-afgańskie p ogranicze w ogniu
Bezpieczeństwo w Afganistanie to ogromny problem i bez takiego kandydata na prezydenta. Wystarczy spojrzeć na ostatnie kilkanaście dni . Samochody pułapki, strzelaniny, zaatakowany konwój NATO, nie wspominając o pograniczu pakistańsko-afgańskim będącym cały czas w przysłowiowym ogniu.
Starszyzna plemienna nie ukrywa, że osamotnionym w dużej części od 2014 roku siłom afgańskim będzie trudno zapewnić bezpieczeństwo potrzebne do przeprowadzenia wyborów zgodnie z tzw. europejskimi standardami.
Z obecnych 62 tys. amerykańskich żołnierzy obecnie stacjonujących w Afganistanie do końca tego roku pozostanie 30 tys. Liczba ta zostanie obniżona do 10 tys. z końcem 2014 roku. Taka sytuacja może być i z dużym prawdopodobieństwem będzie korzystna właśnie dla Abdula Rasula Sayyafa.
Piotr Woźniak (śródtytuły red.)
Faworyt wyborów, który szkolił mudżahedinów
Obecny prezydent Afganistanu Hamid Karzaj ze względu na ograniczenia konstytucyjne nie może się ubiegać o reelekcję. Sayyaf jest obecnie jednym z trzech faworytów. Pozostali dwaj to Abdullah Abdullah, który był bliski zwycięstwa cztery lata temu i Ashraf Ghani, były minister finansów.
Sayyaf swoją drogę zaczynał w okresie sowieckiej okupacji Afganistanu. Mobilizował i szkolił wówczas arabskich ochotników na mudżahedinów. Wtedy także poznał Osamę bin Ladena. W 1996 roku kiedy Osama został wydalony z Sudanu w wyniku presji międzynarodowej, Sayyaf pomógł mu wrócić do Afganistanu, a tam stał się regularnym gościem jego namiotu.
W wielu środowiskach od lat pojawiają się głosy, że Sayyaf "asystował" w zabójstwie Masuda Ahmada , wojskowego szefa Sojuszu Północnego, walczącego z talibami, od 1996 r. aż do śmierci, na kilka dni przed wydarzenia z 11 września 2001 roku. Nazwisko Sayyaf przewija się także w raporcie komisji badającej okoliczności zamachu na World Trade Center. Był on swoistym przewodnikiem duchowych Chalida Szejka Mohammeda, głównego organizatora zamachów z 11 września.
Pakistańsko-afgańskie p ogranicze w ogniu
Bezpieczeństwo w Afganistanie to ogromny problem i bez takiego kandydata na prezydenta. Wystarczy spojrzeć na ostatnie kilkanaście dni . Samochody pułapki, strzelaniny, zaatakowany konwój NATO, nie wspominając o pograniczu pakistańsko-afgańskim będącym cały czas w przysłowiowym ogniu.
Starszyzna plemienna nie ukrywa, że osamotnionym w dużej części od 2014 roku siłom afgańskim będzie trudno zapewnić bezpieczeństwo potrzebne do przeprowadzenia wyborów zgodnie z tzw. europejskimi standardami.
Z obecnych 62 tys. amerykańskich żołnierzy obecnie stacjonujących w Afganistanie do końca tego roku pozostanie 30 tys. Liczba ta zostanie obniżona do 10 tys. z końcem 2014 roku. Taka sytuacja może być i z dużym prawdopodobieństwem będzie korzystna właśnie dla Abdula Rasula Sayyafa.
Piotr Woźniak (śródtytuły red.)