Moje dzieci, moi przyjaciele codziennie jeżdżą tym samochodem. Nie mógłbym żyć, gdyby się okazało, że mogliśmy coś poprawić, a tego nie zrobiliśmy – mówił dziennikarzom Elon Musk, amerykański miliarder, jeden z założycieli Tesla Motors, kiedy testy amerykańskiej administracji ruchu drogowego i autostrad uznały produkowaną w jego firmie limuzynę Model S za jeden z najbezpieczniejszych samochodów na świecie. To elektryczne auto miało zrewolucjonizować świat. Model S kosztuje 62 tys. dolarów. Zamiast benzyną tankuje się go prądem wartości kilkunastu złotych, limuzyna może na tym przejechać 400 km, do setki przyspiesza w niewiele ponad cztery sekundy. Po roku okazało się, że coś poszło nie tak. W ubiegłym tygodniu na autostradzie pod Seattle w wyniku banalnej stłuczki samochód jednego z klientów stanął w płomieniach. Kierowca zdążył wyskoczyć z auta. Nakręcony przez świadka telefonem komórkowym film szybko trafił na portal YouTube. No i się zaczęło. Czy auta elektryczne rzeczywiście są bezpieczne? – pytano.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.