Brodząc w Dzień Zaduszny poprzez zasłane kolorowymi liśćmi cmentarne aleje, myślałem sobie o tym, że nawet ludzie wierzący nie mają właściwego stosunku do zmarłych. Między zmarłymi a żywymi otwiera się przepaść: zawsze przeraża mnie szybkość, z jaką ta przepaść pogłębia się nawet pomiędzy najbardziej oddanymi ludźmi; jedna chwila, jeden moment zagaśnięcia oddechu i zesztywnienia ciała, a już nad zmarłym zamyka się fala życia, jak toń wodna nad rzuconym z brzegu kamieniem. Przed chwilą był równouprawnionym uczestnikiem istnienia, jak wszyscy inni – wystarczy kilka fizycznych akcesoriów zgonu, aby życie jęło się toczyć bez niego, i to nie tylko bez niego, ale z podświadomą zgodą, z akceptacją tego stanu rzeczy przez wszystkich, nawet przez tych najbardziej kochających, najbardziej rozpaczających po zmarłym. Szybkość i niejako automatyczność tej akceptacji zawsze mnie przerażały – jest w tym coś podświadomie pogańskiego. Zmarły przecież nie przestał być z nami, zmarły nie przestał uczestniczyć w naszym życiu psychicznym – choć wycofał się z naszego życia materialnego, cielesnego. Przecież dla wierzącego byt duchowy jest również bytem jak najbardziej realnym. A więc skąd to poczucie pustki, jeśli zbrakło tylko ciała?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.