- Każdego roku wszyscy uczestnicy katastrofy spotykają się o godzinie 18, bo o 18.30 zdarzył się ten wypadek, i wznosimy toast za życie. To takie nasze kolejne urodziny - powiedział w TVP Info Leszek Miller. 4 grudnia 2003 roku śmigłowiec z byłym premierem na pokładzie był zmuszony do awaryjnego lądowania.
Śmigłowiec Mi-8 z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego rozbił się 4 grudnia 2003 r., gdy wyłączyły się oba silniki. Dowódca załogi zdołał jednak awaryjnie wylądować.
- Byliśmy radośni, że nikt nie zginął. Uważaliśmy, że pilot, pułkownik Miłosz, po prostu ocalił nam życie. Nie mamy do niego pretensji. Wykonanie tego manewru w tamtych warunkach, w nocy - było czymś niezwykłym - ocenił Leszek Miller w studiu.
- Kiedy oficer BOR-u wyciągnął mnie, pierwszym wrażeniem było uczucie ulgi. Potem zadawałem sobie pytanie, czy do końca życia będę sparaliżowany - wspominał szef SLD.
pr, TVP Info
- Byliśmy radośni, że nikt nie zginął. Uważaliśmy, że pilot, pułkownik Miłosz, po prostu ocalił nam życie. Nie mamy do niego pretensji. Wykonanie tego manewru w tamtych warunkach, w nocy - było czymś niezwykłym - ocenił Leszek Miller w studiu.
- Kiedy oficer BOR-u wyciągnął mnie, pierwszym wrażeniem było uczucie ulgi. Potem zadawałem sobie pytanie, czy do końca życia będę sparaliżowany - wspominał szef SLD.
pr, TVP Info