Warto pamiętać, że wojna jest polityką, tylko prowadzoną innymi środkami
Granica między wojną a pokojem zawsze była płynna. "Kto chce pokoju, niech szykuje się do woj- ny" - głosiło rzymskie przysłowie. Posłowie naszej opozycji, którzy wsiedli do pacyfistycznej kolejki, zapomnieli, że po II wojnie światowej Europie nie szczędzono zbrojnych konfrontacji. Gdy mordowano powstańców Berlina i Budapesztu albo wprowadzano stan wojenny w Polsce, podzielony kontynent mógł tylko demonstrować solidarność, tak bał się rozpętania konfliktu między blokami.
Dzisiaj jest inaczej. Jednocząca się Europa może się już upomnieć o wyganianych z domów, mordowanych i gwałconych Kosowarów. Od początku interwencji NATO podkreślało trzy polityczne szczęścia w nieszczęściu, jakie spotkały nas dwa tygodnie po uzyskaniu pełnego członkostwa w sojuszu. Po pierwsze, nowa koncepcja strategiczna jest testowana w praktyce, w działaniu poza ścisłym obszarem euroatlantyckim. Operacja w Kosowie i Serbii pokazała gotowość obrony alianckich peryferii przed destabilizacją. NATO podjęło wyzwanie Milo?sevicia, widząc, jak zaraża on szowinizmem i nienawiścią kraje swojego regionu, jak krok po kroku, tracąc wpływy w kolejnych republikach byłej Jugosławii, bałkanizuje całe południe Europy. Drugim politycznym szczęściem w nieszczęściu jest fakt, iż bronimy ludności muzułmańskiej. Pokazujemy więc całemu światu, że NATO nie walczy w imię określonej wspólnoty etnicznej czy religijnej, lecz broni samych podstaw cywilizacji euroatlantyckiej: wartości i zasad postępowania, które pozwoliły nam zbudować wielonarodowy, pluralistyczny ład i dobrobyt. Trzecią korzyścią z tego nieszczęścia jest wyciągnięcie ostatecznych wniosków w sprawie europejskiej polityki zagranicznej w dziedzinie bezpieczeństwa. Propozycja, aby Javier Solana został "Panem PESC", odpowiedzialnym za europejski filar euroatlantyckiego mostu, kończy pierwszą, mgławicową fazę dyskusji na temat europejskiej tożsamości w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony.
Konflikt wokół Kosowa i rysująca się już wyraźnie perspektywa zwycięstwa sojuszu ukazały raz jeszcze starą prawdę, że wojna jest polityką, tylko prowadzoną innymi środkami. Wobec ustępstw Milo?sevicia, który już nie raz wywiódł w pole swoich partnerów, warto o tym pamiętać. Dyktator oskarżony o zbrodnie wojenne może i tym razem próbować swoją klęskę zamienić w polityczny sukces. Naiwny początek tej konfrontacji (deklaracja o nieużyciu sił lądowych w momencie rozpoczęcia bombardowań) uświadomił nam, mieszkańcom Europy Środkowej, że nigdy nie dość powtarzać Amerykanom, iż dla przywódców postkomunistycznych każda polityka jest wojną, tylko prowadzoną innymi środkami.
Dzisiaj jest inaczej. Jednocząca się Europa może się już upomnieć o wyganianych z domów, mordowanych i gwałconych Kosowarów. Od początku interwencji NATO podkreślało trzy polityczne szczęścia w nieszczęściu, jakie spotkały nas dwa tygodnie po uzyskaniu pełnego członkostwa w sojuszu. Po pierwsze, nowa koncepcja strategiczna jest testowana w praktyce, w działaniu poza ścisłym obszarem euroatlantyckim. Operacja w Kosowie i Serbii pokazała gotowość obrony alianckich peryferii przed destabilizacją. NATO podjęło wyzwanie Milo?sevicia, widząc, jak zaraża on szowinizmem i nienawiścią kraje swojego regionu, jak krok po kroku, tracąc wpływy w kolejnych republikach byłej Jugosławii, bałkanizuje całe południe Europy. Drugim politycznym szczęściem w nieszczęściu jest fakt, iż bronimy ludności muzułmańskiej. Pokazujemy więc całemu światu, że NATO nie walczy w imię określonej wspólnoty etnicznej czy religijnej, lecz broni samych podstaw cywilizacji euroatlantyckiej: wartości i zasad postępowania, które pozwoliły nam zbudować wielonarodowy, pluralistyczny ład i dobrobyt. Trzecią korzyścią z tego nieszczęścia jest wyciągnięcie ostatecznych wniosków w sprawie europejskiej polityki zagranicznej w dziedzinie bezpieczeństwa. Propozycja, aby Javier Solana został "Panem PESC", odpowiedzialnym za europejski filar euroatlantyckiego mostu, kończy pierwszą, mgławicową fazę dyskusji na temat europejskiej tożsamości w dziedzinie bezpieczeństwa i obrony.
Konflikt wokół Kosowa i rysująca się już wyraźnie perspektywa zwycięstwa sojuszu ukazały raz jeszcze starą prawdę, że wojna jest polityką, tylko prowadzoną innymi środkami. Wobec ustępstw Milo?sevicia, który już nie raz wywiódł w pole swoich partnerów, warto o tym pamiętać. Dyktator oskarżony o zbrodnie wojenne może i tym razem próbować swoją klęskę zamienić w polityczny sukces. Naiwny początek tej konfrontacji (deklaracja o nieużyciu sił lądowych w momencie rozpoczęcia bombardowań) uświadomił nam, mieszkańcom Europy Środkowej, że nigdy nie dość powtarzać Amerykanom, iż dla przywódców postkomunistycznych każda polityka jest wojną, tylko prowadzoną innymi środkami.
Więcej możesz przeczytać w 24/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.