Do Bagdadu przybył emerytowany generał Jay Garner, który z ramienia USA ma stanąć na czele tymczasowej powojennej administracji w Iraku.
64-letni Garner, który do Bagdadu przybył z Kuwejtu, z czterodniową wizytą, odwiedził stołeczne szpitale i elektrownie, a także stacje uzdatniania wody. Wznowienie dostaw prądu i wody określił jako priorytet wśród czekających go zadań.
Weteran z Wietnamu, nazwany "szeryfem Bagdadu", stanie na czele 400-osobowej ekipy wojskowych, dyplomatów, prawników i innych ekspertów, głównie z USA. Jego Biuro Odbudowy i Pomocy Humanitarnej (ang. ORHA), w którym znaleźli się też iraccy emigranci, podlega dowódcy wojsk koalicyjnych gen. Tommy'emu Franksowi.
Od razu po przylocie Garner przestrzegł, że USA nie uznają żadnych samozwańczych władz w Iraku. "Nikogo nie mianowaliśmy, ani nie uznaliśmy. Naszym celem jest proces, który pozwoli irackiemu narodowi na wyłonienie własnych przywódców" - powiedział.
les, pap