Kto najbardziej nie lubi Polaków, pogardza nimi, traktuje jak coś gorszego?
Nie są to Niemcy, Rosjanie, Ukraińcy czy nawet Izraelczycy. Wbrew różnym mniejszym i większym incydentom, wśród tych nacji cieszymy się większym szacunkiem, ba, mamy lepszą opinię, niż wśród narodu, który nas szczerze nie lubi. Co to za naród? Odpowiedź jest prosta. Jedynym narodem, który nie lubi Polaków, są Polacy. Z opinią taką spotkałem się kilkanaście lat temu wśród londyńczyków mających kontakty z tamtejszą Polonią. Później także niektórzy korespondenci prasy zagranicznej w Polsce zwracali mi uwagę na niespotykany poziom polskiej ksenofobii wobec Polaków. Oczywiście, można wszystko zwalić na PRL, kiedy to w walce o deficytowe dobra konsumpcyjne największym wrogiem Polaka był inny Polak stojący w tej samej kolejce po kawałek wołowiny bez kości, paczkę kawy czy rolkę papieru toaletowego. Dlaczego jednak polska ksenofobia wobec Polaków była i jest często ogromna w takich krajach, jak USA, Wielka Brytania i RFN, gdzie nigdy nie brakowało niczego? Dlaczego również za granicą Polacy nie lubią Polaków? Odpowiedź na to pytanie sformułował C.K. Norwid, stwierdzając, że jesteśmy wielkim narodem i żadnym społeczeństwem, że Polak w Polaku wielki, lecz obywatel z niego żaden. Ostatnie dziesięć lat przyspieszonej edukacji rynkowej, rozwoju demokracji, także lokalnej, dostatek dóbr wszelakich przy niedostatku pieniędzy spowodował, że zaczęliśmy się trochę lubić i szanować, choć bez przesady, bo wystarczy niewielki konflikt, by obywatel III RP zademonstrował, jak bardzo pogardza swoim rodakiem. Bywają w życiu Polaków takie dni, gdy nie mamy czasu na demonstrowanie swej niechęci do współziomków, bo zniechęca nas do tego skutecznie jedna osoba, w dodatku nasz rodak, szef najbardziej wpływowego, choć najmniejszego państwa świata. Papież Jan Paweł II, mając jak nikt inny świadomość wszystkich naszych wad i zalet, prowadzi najskuteczniejszą terapię odwykową od nienawiści, której źródłem jest brak szacunku dla największego skarbu, jakim jest drugi człowiek. W czasie jego pielgrzymek przeżywamy swego rodzaju traumę i choć skutki tego nie są niekiedy długotrwałe, to zawsze coś pozostaje dobrego. "Nie może być mowy o żadnym postępie, jeżeli w imię społecznej solidarności nie będą respektowane do końca prawa każdego człowieka. Jeżeli nie znajdzie się w życiu społecznym dość przestrzeni dla jego talentów i inicjatywy" - przestrzegał w czasie pielgrzymki w 1983 r. Jan Paweł II. Cóż, od tamtej pielgrzymki zaszły w Polsce ogromne zmiany, choć ciągle daleko nam do pełnej realizacji jego zaleceń. Zapewne nigdy nie osiągniemy tego ideału, jednak mamy szansę się do niego zbliżyć. Kim jest Papież: zręcznym reżyserem tego, co w ciągu ostatnich 20 lat wydarzyło się na scenach politycznych świata, Europy i Polski, czy tylko duchowym patronem happy endu XX w., wieku totalitarnych ideologii, masowych eksterminacji narodów, wieku nienawiści i pogardy? Odpowiedzi na to pytanie szukali autorzy "Świętej dyplomacji", o roli Jana Pawła II we współczesnym świecie mówi na naszych łamach Zbigniew Brzeziński w "Rozmowie wprost". Można dyskutować, czy Jan Paweł II przyspieszył upadek komunizmu w Polsce, a co za tym idzie upadek muru berlińskiego i ostateczne bankructwo totalitarnych reżimów w Europie Środkowej i Wschodniej. Niewątpliwie jego osoba była katalizatorem przemian. Jedno jest pewne, jeśli w toku tych epokowych przemian do minimum ograniczono użycie takich środków niszczenia przeciwnika, jak nienawiść, odwet, pogarda, jest to zasługą Papieża Polaka. To największy podarunek, jaki mogliśmy otrzymać.
Więcej możesz przeczytać w 24/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.