Co zrobić, by osiągany z takim trudem pokój w Kosowie zaowocował wkrótce polityczną i finansową stabilizacją całych Bałkanów?
Czy po podliczeniu ogromnych kosztów prawie trzymiesięcznych nalotów Zachód zdecyduje się na jeszcze większy wydatek, wspierając finansowo odbudowę zrujnowanych dróg, mostów i domów w Kosowie, Serbii i Czarnogórze? Nawet gdyby pieniądze się znalazły, nie zapewni to jeszcze trwałego pokoju w tej części Europy. Prawdziwym skokiem jakościowym będzie dopiero polityczna integracja tego regionu z Unią Europejską i NATO.
Rozpoczynając naloty na Jugosławię, przywódcy sojuszu ostrzegali Belgrad, że będą kontynuować akcję tak długo, aż zaakceptuje on postawione przez NATO warunki. Przez dziesięć tygodni przywódca Serbów Slobodan Milosević warunki te odrzucał. Przez dziesięć tygodni natowskie samoloty konsekwentnie przeprowadzały bombardowania Jugosławii. Równocześnie trwała ofensywa dyplomatyczna. W końcu Milosević skapitulował, godząc się na wycofanie wojsk z Kosowa, rozlokowanie międzynarodowych sił pokojowych z udziałem NATO, powrót uchodźców i szeroką autonomię dla Kosowa. Czy oznacza to, że NATO przerwie naloty? Premier Francji Lionel Jospin powiedział, że plan daje cień szansy na pokój, ale trzeba go będzie weryfikować na każdym etapie wdrażania.
Pokój jest wprawdzie bardzo kruchy, trzeba jednak niezwłocznie przystąpić do likwidacji zniszczeń wojennych i rozpocząć międzynarodową debatę nad przyszłością Bałkanów. Cel jest jasny: region ten już nigdy nie może się stać zarzewiem nowych wojen. Pokój i dobrobyt ma zapewnić realizacja "Paktu stabilizacyjnego dla Europy Południowo-Wschodniej". Propozycję kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera i szefa niemieckiego MSZ Joschki Fischera okrzyknięto już "planem Marshalla dla Bałkanów". Nietrudno się domyślić dlaczego: chodzi przede wszystkim o miliardy euro, które trzeba wpompować w gospodarki regionu, aby dźwignęły się ze zniszczeń trzymiesięcznej wojny. Nikt nie ma złudzeń, że najlepszym sojusznikiem pokoju jest dobrobyt. Region ten nie ustabilizuje się dopóty, dopóki nie zostaną odbudowane fabryki, drogi i mosty. Ludzie muszą wrócić do pracy i szkół i uwierzyć, że mają szanse na godne życie.
Ile będzie kosztować odbudowa? Suma nie jest jeszcze znana, gdyż każdy dzień wojny przynosił nowe zniszczenia. Państwa położone w sąsiedztwie Jugosławii, choć nie są bezpośrednio dotknięte nalotami NATO, z każdym dniem wojny traciły miliony dolarów z powodu załamania eksportu do Jugosławii - największego rynku w regionie.
W 1998 r. Macedonia po raz pierwszy od siedmiu lat zanotowała wzrost gospodarczy. Teraz przyszła kolejna recesja. Sukces ekonomiczny Macedonii zależy przede wszystkim od koniunktury w Jugosławii - najważniejszego partnera gospodarczego. W Skopie obliczono, że w tym roku wymiana handlowa z Belgradem zmniejszy się o dwie trzecie, a wartość całego handlu zagranicznego spadnie o połowę. Aż 90 proc. eksportowanych i importowanych towarów przewożono przez terytorium Jugosławii. Teraz z powodu zniszczeń dróg i szlaków kolejowych koszty transportu się podwoją. Większość tamtejszych zakładów przemysłowych uzależniona jest od jugosłowiańskich dostawców. Ponad 70 proc. zatrudnionych w przemyśle skórzanym zostało zwolnionych z powodu wstrzymania produkcji. Zachodni kontrahenci nie są już zainteresowani współpracą z macedońskimi firmami.
Przy pogarszającej się z dnia na dzień sytuacji trudno oszacować wielkość niezbędnej pomocy finansowej. Obliczenia Banku Światowego i Komisji Europejskiej mówią o 30-50 mld euro. Przewodniczący Komisji Europejskiej uważa, że Zachód musiałby rocznie na ten cel przeznaczać 5 mld euro. Sumę tę Prodi zaczerpnął z analizy przeprowadzonej przez Centrum Studiów nad Polityką Europejską w Brukseli.
Unijni przywódcy przyznają, że jakkolwiek pomoc finansowa jest niezbędna, to prawdziwym skokiem jakościowym będzie dopiero zbliżenie polityczne. - Potem musi nadejść okres zacieśniania stosunków z Unią Europejską, jej komisją i parlamentem. Możemy i musimy dać im konkretną nadzieję. Porozumienie z Dayton było ważne, pozytywne, było wyjściem z koszmaru. Ale dzisiaj widać już wyraźnie, że nie zapobiegło innym konfliktom, że nie stworzyło perspektyw rozwoju całemu regionowi. Musimy więc opracować coś całkowicie odmiennego, w przeciwnym razie nigdy nie rozwiążemy problemów Bałkanów - powiedział Romano Prodi. W Brukseli z nadzieją oczekuje się objęcia rządów przez włoskiego polityka. Jako przedstawiciel państwa południowej Europy Prodi dobrze rozumie sytuację w regionie i potrafi zaproponować adekwatne rozwiązania.
Prodi nie jest w swych poglądach osamotniony. "Musimy opracować program politycznej i finansowej stabilizacji tych państw. Jestem za tym, aby tym krajom - także Serbii, lecz demokratycznej - otworzyć perspektywy członkostwa w Unii Europejskiej i NATO. Ważne jest, aby przedstawić im wizję demokracji, wolności i dobro- bytu" - mówił w głośnym wywiadzie dla niemieckiego tygodnika "Die Zeit" premier Wielkiej Brytanii Tony Blair. - "Wydajemy setki milionów na działania wojskowe NATO. Czy nie jest więc uzasadnione zainwestowanie w stabilizację regionu, aby w przyszłości zapanował w nim trwały pokój?".
"Oczywiście, nie możemy przyjmować państw, które nie są do członkostwa gotowe. Unia Europejska musi jednak zrobić wszystko, by jak najszybciej do tego doszły" - dodaje Blair. Wydaje się, że unia zarzuciła pomysł, by zaproponować tym krajom wcześniejsze członkostwo w UE i NATO. Przywódcy piętnastki doszli do wniosku, że byłoby to niemożliwe ze względu na ogromne zacofanie zarówno pod względem gospodarczym, jak i politycznym. Tak więc nie pełne członkostwo w UE, lecz coś na kształt stowarzyszenia, i to na razie tylko dla Macedonii i Albanii. W ubiegłym miesiącu Rada Unii Europejskiej zleciła Komisji Europejskiej zbadanie możliwości bliższej integracji tych dwóch państw z UE.
Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że region ten dotknięty jest nie tylko recesją gospodarczą, lecz cierpi także na ogromny deficyt demokracji. Pod tym względem w zasadzie tylko Macedonia i Albania poczyniły pewien postęp. Komisja pochwaliła rządy tych państw za dobrą współpracę z organizacjami międzynarodowymi i przestrzeganie praw człowieka, ale jednocześnie skrytykowała je za "brak porządku publicznego, bezpieczeństwa w wielu częściach kraju, szerzącą się przestępczość, przemyt broni i korupcję".
Bruksela zawiedziona jest opornym procesem demokratyzacji w Bośni i Hercegowinie oraz Chorwacji, zwłaszcza jeśli chodzi o przestrzeganie praw mniejszości narodowych. Chorwatom zarzuca, że nic nie robią, aby umożliwić powrót mniejszości serbskiej, wypędzonej w latach 1992-1995 z Krainy i ze Wschodniej Slawonii. Unia krytykuje Zagrzeb za to, że nie zreformował prawa wyborczego. "Załatwienie tej sprawy jest bardzo pilne, gdyż na styczeń 2000 r. zaplanowano wybory parlamentarne, a obecny system nie gwarantuje przeprowadzenia sprawiedliwego głosowania" - czytamy w brukselskim raporcie. Za brak postępów na drodze demokracji unia "ukarała" Chorwację wstrzymaniem dotacji z funduszu PHARE. W Bośni sytuacja jest tylko z pozoru lepsza. Próby wprowadzenia państwa wielonarodowego są systematycznie hamowane przez ugrupowania nacjonalistyczne, a wzrost gospodarczy osiągany jest głównie dzięki dużej pomocy zagranicznej (ok. 4 mld euro).
Z kolei Micheal Emerson i Daniel Gros, autorzy analizy przygotowanej na zlecenie Centrum Studiów nad Polityką Europejską, zastanawiają się, co oznacza integracja Macedonii i Albanii i w dalszej perspektywie pozostałych państw bałkańskich dla rozpoczętego rok temu procesu rozszerzenia UE o kraje Europy Środkowej i Wschodniej. Czy wojna w Kosowie przyspieszy, czy skomplikuje ten proces? Plany Brukseli wzbudziły spore emocje zwłaszcza w Rumunii i Bułgarii, które nie mają na razie szans na podjęcie właściwych negocjacji z Unią Europejską, lecz są w dużo lepszej sytuacji gospodarczej niż Macedonia i Albania.
Emerson i Gros uważają, że w tej sytuacji najlepszym wyjściem byłoby ustanowienie wielostopniowego członkostwa w unii. Te państwa, które jeszcze przez wiele lat nie miałyby szans na członkostwo, powinny zostać objęte strefą wolnego handlu. Taki pośredni stopień - połączenie mostem z Zachodem - mógłby zmniejszyć przepaść oddzielającą owe kraje od bogatszych sąsiadów, takich jak Słowenia i Węgry. Nie należy przy tym zapominać, że południe Europy to także sprawa Turcji, wiecznego kandydata do Unii Europejskiej. Plan dla Bałkanów powinien być na tyle ambitny i dalekosiężny, by pozwolił ostatecznie wyjaśnić i tę kwestię: związać Turcję z Europą albo powiedzieć "nie".
Rozpoczynając naloty na Jugosławię, przywódcy sojuszu ostrzegali Belgrad, że będą kontynuować akcję tak długo, aż zaakceptuje on postawione przez NATO warunki. Przez dziesięć tygodni przywódca Serbów Slobodan Milosević warunki te odrzucał. Przez dziesięć tygodni natowskie samoloty konsekwentnie przeprowadzały bombardowania Jugosławii. Równocześnie trwała ofensywa dyplomatyczna. W końcu Milosević skapitulował, godząc się na wycofanie wojsk z Kosowa, rozlokowanie międzynarodowych sił pokojowych z udziałem NATO, powrót uchodźców i szeroką autonomię dla Kosowa. Czy oznacza to, że NATO przerwie naloty? Premier Francji Lionel Jospin powiedział, że plan daje cień szansy na pokój, ale trzeba go będzie weryfikować na każdym etapie wdrażania.
Pokój jest wprawdzie bardzo kruchy, trzeba jednak niezwłocznie przystąpić do likwidacji zniszczeń wojennych i rozpocząć międzynarodową debatę nad przyszłością Bałkanów. Cel jest jasny: region ten już nigdy nie może się stać zarzewiem nowych wojen. Pokój i dobrobyt ma zapewnić realizacja "Paktu stabilizacyjnego dla Europy Południowo-Wschodniej". Propozycję kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera i szefa niemieckiego MSZ Joschki Fischera okrzyknięto już "planem Marshalla dla Bałkanów". Nietrudno się domyślić dlaczego: chodzi przede wszystkim o miliardy euro, które trzeba wpompować w gospodarki regionu, aby dźwignęły się ze zniszczeń trzymiesięcznej wojny. Nikt nie ma złudzeń, że najlepszym sojusznikiem pokoju jest dobrobyt. Region ten nie ustabilizuje się dopóty, dopóki nie zostaną odbudowane fabryki, drogi i mosty. Ludzie muszą wrócić do pracy i szkół i uwierzyć, że mają szanse na godne życie.
Ile będzie kosztować odbudowa? Suma nie jest jeszcze znana, gdyż każdy dzień wojny przynosił nowe zniszczenia. Państwa położone w sąsiedztwie Jugosławii, choć nie są bezpośrednio dotknięte nalotami NATO, z każdym dniem wojny traciły miliony dolarów z powodu załamania eksportu do Jugosławii - największego rynku w regionie.
W 1998 r. Macedonia po raz pierwszy od siedmiu lat zanotowała wzrost gospodarczy. Teraz przyszła kolejna recesja. Sukces ekonomiczny Macedonii zależy przede wszystkim od koniunktury w Jugosławii - najważniejszego partnera gospodarczego. W Skopie obliczono, że w tym roku wymiana handlowa z Belgradem zmniejszy się o dwie trzecie, a wartość całego handlu zagranicznego spadnie o połowę. Aż 90 proc. eksportowanych i importowanych towarów przewożono przez terytorium Jugosławii. Teraz z powodu zniszczeń dróg i szlaków kolejowych koszty transportu się podwoją. Większość tamtejszych zakładów przemysłowych uzależniona jest od jugosłowiańskich dostawców. Ponad 70 proc. zatrudnionych w przemyśle skórzanym zostało zwolnionych z powodu wstrzymania produkcji. Zachodni kontrahenci nie są już zainteresowani współpracą z macedońskimi firmami.
Przy pogarszającej się z dnia na dzień sytuacji trudno oszacować wielkość niezbędnej pomocy finansowej. Obliczenia Banku Światowego i Komisji Europejskiej mówią o 30-50 mld euro. Przewodniczący Komisji Europejskiej uważa, że Zachód musiałby rocznie na ten cel przeznaczać 5 mld euro. Sumę tę Prodi zaczerpnął z analizy przeprowadzonej przez Centrum Studiów nad Polityką Europejską w Brukseli.
Unijni przywódcy przyznają, że jakkolwiek pomoc finansowa jest niezbędna, to prawdziwym skokiem jakościowym będzie dopiero zbliżenie polityczne. - Potem musi nadejść okres zacieśniania stosunków z Unią Europejską, jej komisją i parlamentem. Możemy i musimy dać im konkretną nadzieję. Porozumienie z Dayton było ważne, pozytywne, było wyjściem z koszmaru. Ale dzisiaj widać już wyraźnie, że nie zapobiegło innym konfliktom, że nie stworzyło perspektyw rozwoju całemu regionowi. Musimy więc opracować coś całkowicie odmiennego, w przeciwnym razie nigdy nie rozwiążemy problemów Bałkanów - powiedział Romano Prodi. W Brukseli z nadzieją oczekuje się objęcia rządów przez włoskiego polityka. Jako przedstawiciel państwa południowej Europy Prodi dobrze rozumie sytuację w regionie i potrafi zaproponować adekwatne rozwiązania.
Prodi nie jest w swych poglądach osamotniony. "Musimy opracować program politycznej i finansowej stabilizacji tych państw. Jestem za tym, aby tym krajom - także Serbii, lecz demokratycznej - otworzyć perspektywy członkostwa w Unii Europejskiej i NATO. Ważne jest, aby przedstawić im wizję demokracji, wolności i dobro- bytu" - mówił w głośnym wywiadzie dla niemieckiego tygodnika "Die Zeit" premier Wielkiej Brytanii Tony Blair. - "Wydajemy setki milionów na działania wojskowe NATO. Czy nie jest więc uzasadnione zainwestowanie w stabilizację regionu, aby w przyszłości zapanował w nim trwały pokój?".
"Oczywiście, nie możemy przyjmować państw, które nie są do członkostwa gotowe. Unia Europejska musi jednak zrobić wszystko, by jak najszybciej do tego doszły" - dodaje Blair. Wydaje się, że unia zarzuciła pomysł, by zaproponować tym krajom wcześniejsze członkostwo w UE i NATO. Przywódcy piętnastki doszli do wniosku, że byłoby to niemożliwe ze względu na ogromne zacofanie zarówno pod względem gospodarczym, jak i politycznym. Tak więc nie pełne członkostwo w UE, lecz coś na kształt stowarzyszenia, i to na razie tylko dla Macedonii i Albanii. W ubiegłym miesiącu Rada Unii Europejskiej zleciła Komisji Europejskiej zbadanie możliwości bliższej integracji tych dwóch państw z UE.
Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że region ten dotknięty jest nie tylko recesją gospodarczą, lecz cierpi także na ogromny deficyt demokracji. Pod tym względem w zasadzie tylko Macedonia i Albania poczyniły pewien postęp. Komisja pochwaliła rządy tych państw za dobrą współpracę z organizacjami międzynarodowymi i przestrzeganie praw człowieka, ale jednocześnie skrytykowała je za "brak porządku publicznego, bezpieczeństwa w wielu częściach kraju, szerzącą się przestępczość, przemyt broni i korupcję".
Bruksela zawiedziona jest opornym procesem demokratyzacji w Bośni i Hercegowinie oraz Chorwacji, zwłaszcza jeśli chodzi o przestrzeganie praw mniejszości narodowych. Chorwatom zarzuca, że nic nie robią, aby umożliwić powrót mniejszości serbskiej, wypędzonej w latach 1992-1995 z Krainy i ze Wschodniej Slawonii. Unia krytykuje Zagrzeb za to, że nie zreformował prawa wyborczego. "Załatwienie tej sprawy jest bardzo pilne, gdyż na styczeń 2000 r. zaplanowano wybory parlamentarne, a obecny system nie gwarantuje przeprowadzenia sprawiedliwego głosowania" - czytamy w brukselskim raporcie. Za brak postępów na drodze demokracji unia "ukarała" Chorwację wstrzymaniem dotacji z funduszu PHARE. W Bośni sytuacja jest tylko z pozoru lepsza. Próby wprowadzenia państwa wielonarodowego są systematycznie hamowane przez ugrupowania nacjonalistyczne, a wzrost gospodarczy osiągany jest głównie dzięki dużej pomocy zagranicznej (ok. 4 mld euro).
Z kolei Micheal Emerson i Daniel Gros, autorzy analizy przygotowanej na zlecenie Centrum Studiów nad Polityką Europejską, zastanawiają się, co oznacza integracja Macedonii i Albanii i w dalszej perspektywie pozostałych państw bałkańskich dla rozpoczętego rok temu procesu rozszerzenia UE o kraje Europy Środkowej i Wschodniej. Czy wojna w Kosowie przyspieszy, czy skomplikuje ten proces? Plany Brukseli wzbudziły spore emocje zwłaszcza w Rumunii i Bułgarii, które nie mają na razie szans na podjęcie właściwych negocjacji z Unią Europejską, lecz są w dużo lepszej sytuacji gospodarczej niż Macedonia i Albania.
Emerson i Gros uważają, że w tej sytuacji najlepszym wyjściem byłoby ustanowienie wielostopniowego członkostwa w unii. Te państwa, które jeszcze przez wiele lat nie miałyby szans na członkostwo, powinny zostać objęte strefą wolnego handlu. Taki pośredni stopień - połączenie mostem z Zachodem - mógłby zmniejszyć przepaść oddzielającą owe kraje od bogatszych sąsiadów, takich jak Słowenia i Węgry. Nie należy przy tym zapominać, że południe Europy to także sprawa Turcji, wiecznego kandydata do Unii Europejskiej. Plan dla Bałkanów powinien być na tyle ambitny i dalekosiężny, by pozwolił ostatecznie wyjaśnić i tę kwestię: związać Turcję z Europą albo powiedzieć "nie".
Więcej możesz przeczytać w 24/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.