Bibuła
Piszę te słowa z prawdziwą przykrością, gdyż osoba, której muszę zdecydowanie odpowiedzieć, wciąż - mimo wszystko - jest jednym z moich ulubionych kawalarzy i satyryków. Chodzi o Stanisława Tyma, który tak długo atakował komunę, że do dziś nie umie wyhamować i prowadzi w swoim felietonie kampanię niechęci, niekoniecznie opartą na rzetelnej znajomości poruszanych tematów. W felietonie "Bibuła" (nr 24) autor twierdzi, że mój wyjazd do Jugosławii był wyrazem poparcia dla zbrodni popełnionych na kosowskich Albańczykach. To nieprawda. Prawdą jest natomiast, że o skali łamania praw człowieka i przebiegu walk etnicznych w Kosowie będziemy mieli dopiero wtedy wiarygodne informacje, gdy zakończy prace niezależna komisja, która wraz z siłami międzynarodowymi powinna się udać do Kosowa. Bardzo żałuję, że nie było ze mną pana Tyma w obozie Stenkovac, gdy rozmawiałem z uchodźcami. To byłby chyba jedyny sposób udowodnienia mu, że mówię prawdę o tym, co widziałem i słyszałem. W każdym procesie domniemanie niewinności wydaje mi się bardziej naturalne niż przyjęte przez autora felietonu domniemanie winy. Proces przeciw władzom jugosłowiańskim miał dotąd, z konieczności, charakter zaoczny i nie jest jeszcze zakończony. Nie umiem jednak pojąć, jak można mieć tak wybiórczą wrażliwość, aby nie dostrzegać zbrodni i niewinnych ofiar, które ginęły przez wszystkie te tygodnie bombardowań z rąk naszych dzielnych sojuszników z NATO po drugiej stronie barykady, a którym sprawiedliwość oddaje w swych felietonach na łamach "Wprost" Tomasz Raczek. Mam nadzieję, że jak Stanisław Tym i cały tak zwany wolny świat zobaczy skutki bombardowań, przynajmniej go trochę zemdli. Na pytanie, czy słyszałem o placu Tiananmen, odpowiadam: wraz z czterema innymi działaczami Polskiej Partii Socjalistycznej spędziłem bezpośrednio po masakrze pięć dni pod budynkiem ambasady, prowadząc głodówkę protestacyjną. Różne osoby nas wtedy odwiedzały. Milicja, Joan Baez zaśpiewała dla nas wtedy nawet piosenkę. Tylko pana Tyma tam nie spotkałem. Gdy był stan wojenny, walczyłem z panem Jaruzelskim, za co byłem bity pałkami i ciągle wsadzany do więzienia, protestowałem przeciw Li Pengowi, walczę z Balcerowiczem, który wysyła policję przeciw bezbronnym pielęgniarkom. I bardzo proszę pana Tyma, żeby mnie nie zmuszał do walki z sobą, bo wciąż chciałbym móc szanować nie tylko jego poczucie humoru, ale i rozum. A to, co pan napisał, nie jest ani mądre, ani śmieszne.
PIOTR IKONOWICZ Warszawa
Od autorki:
Tu odpowiem tylko na dwa zdania Pańskiego listu - na pierwsze i na przedostatnie. W zdaniu pierwszym, "pisanym z przykrością", musi mi Pan "zdecydowanie odpowiedzieć". Nie bardzo rozumiem, co w tym wypadku oznacza słowo "zdecydowanie"? Rozumiem je, gdy czytam ogłoszenie drobne: "Zdecydowanie kupię futro" - to znaczy, że facet ma pieniądze i mi to zgłasza. Sprawa następna: jestem dla Pana "wciąż - mimo wszystko - jednym" z Pana "ulubionych kawalarzy". Przyznaję, że to przykry epitet, ale przyjmuję go z pokorą. I słowo komentarza do zdania przedostatniego: "bardzo proszę pana Tyma, żeby nie zmuszał mnie do walki z sobą". Dziecko drogie! Upomniałem tylko Pana, żeby Pan się nie wiercił i nie przeszkadzał, a Pan się czuje zmuszony do walki? Do jakiej walki? W ostateczności ja mogę Pana, po ojcowsku, przełożyć przez kolano i dać klapsa w pupę. Całuję.
Tym
Błąd naiwności
Stefan Niesiołowski zadał w swym artykule "Błąd naiwności" (nr 24) takie pytanie: "Ale kogo ma Kościół przekonywać? (...) Czy może pp. Grońskiego, Stanoszową, Szyszkowską, Olgę Lipińską, którzy z atakowania religii katolickiej uczynili dobrze płatną i nagradzaną profesję?". Nie wiem, jak ta myśl odnosi się do pozostałych wymienionych osób, ale moim zdaniem, w żadnym razie nie dotyczy ona Olgi Lipińskiej. Jestem wiernym widzem jej twórczości i chciałbym zwrócić panu Niesiołowskiemu uwagę, że Olga Lipińska co najwyżej wytyka błędy kleru, którego przedstawiciele czasem żyją i postępują w jaskrawej sprzeczności z głoszonymi przez siebie zasadami moralnymi płynącymi z religii i nauczania Kościoła. Postępując w ten sposób, Olga Lipińska nie atakuje religii katolickiej (ani żadnej innej), wręcz przeciwnie - propaguje jej ideały oraz pokazuje, jak łatwo można się z nimi rozminąć.
M.M. Gdańsk
Bitwa o Belvedere
W artykule "Bitwa o Belvedere" (nr 24) zniekształceniu uległ fragment tekstu, który winien mieć następujące brzmienie: "Fałszowane butelki "Belvedere" firmowane są nazwiskiem Huberta Jagielińskiego, syna byłego wicepremiera. Jagieliński twierdzi, że choć współpracuje przy innym projekcie z firmą "Belvedere", stało się to bez jego zgody, a o całej sprawie dowiedział się z prasy". Przepraszamy.
Redakcja
Piszę te słowa z prawdziwą przykrością, gdyż osoba, której muszę zdecydowanie odpowiedzieć, wciąż - mimo wszystko - jest jednym z moich ulubionych kawalarzy i satyryków. Chodzi o Stanisława Tyma, który tak długo atakował komunę, że do dziś nie umie wyhamować i prowadzi w swoim felietonie kampanię niechęci, niekoniecznie opartą na rzetelnej znajomości poruszanych tematów. W felietonie "Bibuła" (nr 24) autor twierdzi, że mój wyjazd do Jugosławii był wyrazem poparcia dla zbrodni popełnionych na kosowskich Albańczykach. To nieprawda. Prawdą jest natomiast, że o skali łamania praw człowieka i przebiegu walk etnicznych w Kosowie będziemy mieli dopiero wtedy wiarygodne informacje, gdy zakończy prace niezależna komisja, która wraz z siłami międzynarodowymi powinna się udać do Kosowa. Bardzo żałuję, że nie było ze mną pana Tyma w obozie Stenkovac, gdy rozmawiałem z uchodźcami. To byłby chyba jedyny sposób udowodnienia mu, że mówię prawdę o tym, co widziałem i słyszałem. W każdym procesie domniemanie niewinności wydaje mi się bardziej naturalne niż przyjęte przez autora felietonu domniemanie winy. Proces przeciw władzom jugosłowiańskim miał dotąd, z konieczności, charakter zaoczny i nie jest jeszcze zakończony. Nie umiem jednak pojąć, jak można mieć tak wybiórczą wrażliwość, aby nie dostrzegać zbrodni i niewinnych ofiar, które ginęły przez wszystkie te tygodnie bombardowań z rąk naszych dzielnych sojuszników z NATO po drugiej stronie barykady, a którym sprawiedliwość oddaje w swych felietonach na łamach "Wprost" Tomasz Raczek. Mam nadzieję, że jak Stanisław Tym i cały tak zwany wolny świat zobaczy skutki bombardowań, przynajmniej go trochę zemdli. Na pytanie, czy słyszałem o placu Tiananmen, odpowiadam: wraz z czterema innymi działaczami Polskiej Partii Socjalistycznej spędziłem bezpośrednio po masakrze pięć dni pod budynkiem ambasady, prowadząc głodówkę protestacyjną. Różne osoby nas wtedy odwiedzały. Milicja, Joan Baez zaśpiewała dla nas wtedy nawet piosenkę. Tylko pana Tyma tam nie spotkałem. Gdy był stan wojenny, walczyłem z panem Jaruzelskim, za co byłem bity pałkami i ciągle wsadzany do więzienia, protestowałem przeciw Li Pengowi, walczę z Balcerowiczem, który wysyła policję przeciw bezbronnym pielęgniarkom. I bardzo proszę pana Tyma, żeby mnie nie zmuszał do walki z sobą, bo wciąż chciałbym móc szanować nie tylko jego poczucie humoru, ale i rozum. A to, co pan napisał, nie jest ani mądre, ani śmieszne.
PIOTR IKONOWICZ Warszawa
Od autorki:
Tu odpowiem tylko na dwa zdania Pańskiego listu - na pierwsze i na przedostatnie. W zdaniu pierwszym, "pisanym z przykrością", musi mi Pan "zdecydowanie odpowiedzieć". Nie bardzo rozumiem, co w tym wypadku oznacza słowo "zdecydowanie"? Rozumiem je, gdy czytam ogłoszenie drobne: "Zdecydowanie kupię futro" - to znaczy, że facet ma pieniądze i mi to zgłasza. Sprawa następna: jestem dla Pana "wciąż - mimo wszystko - jednym" z Pana "ulubionych kawalarzy". Przyznaję, że to przykry epitet, ale przyjmuję go z pokorą. I słowo komentarza do zdania przedostatniego: "bardzo proszę pana Tyma, żeby nie zmuszał mnie do walki z sobą". Dziecko drogie! Upomniałem tylko Pana, żeby Pan się nie wiercił i nie przeszkadzał, a Pan się czuje zmuszony do walki? Do jakiej walki? W ostateczności ja mogę Pana, po ojcowsku, przełożyć przez kolano i dać klapsa w pupę. Całuję.
Tym
Błąd naiwności
Stefan Niesiołowski zadał w swym artykule "Błąd naiwności" (nr 24) takie pytanie: "Ale kogo ma Kościół przekonywać? (...) Czy może pp. Grońskiego, Stanoszową, Szyszkowską, Olgę Lipińską, którzy z atakowania religii katolickiej uczynili dobrze płatną i nagradzaną profesję?". Nie wiem, jak ta myśl odnosi się do pozostałych wymienionych osób, ale moim zdaniem, w żadnym razie nie dotyczy ona Olgi Lipińskiej. Jestem wiernym widzem jej twórczości i chciałbym zwrócić panu Niesiołowskiemu uwagę, że Olga Lipińska co najwyżej wytyka błędy kleru, którego przedstawiciele czasem żyją i postępują w jaskrawej sprzeczności z głoszonymi przez siebie zasadami moralnymi płynącymi z religii i nauczania Kościoła. Postępując w ten sposób, Olga Lipińska nie atakuje religii katolickiej (ani żadnej innej), wręcz przeciwnie - propaguje jej ideały oraz pokazuje, jak łatwo można się z nimi rozminąć.
M.M. Gdańsk
Bitwa o Belvedere
W artykule "Bitwa o Belvedere" (nr 24) zniekształceniu uległ fragment tekstu, który winien mieć następujące brzmienie: "Fałszowane butelki "Belvedere" firmowane są nazwiskiem Huberta Jagielińskiego, syna byłego wicepremiera. Jagieliński twierdzi, że choć współpracuje przy innym projekcie z firmą "Belvedere", stało się to bez jego zgody, a o całej sprawie dowiedział się z prasy". Przepraszamy.
Redakcja
Więcej możesz przeczytać w 25/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.