Żeby dokonać korekty płci, osoby transseksualne w Polsce muszą przejść piekło. Niedawny kuriozalny wyrok Sądu Najwyższego może im jeszcze bardziej utrudnić życie.
Paulina urodziła się jako chłopiec. Przez wiele lat próbowała się dostosować do oczekiwań innych. Wbrew sobie żyła jak mężczyzna, założyła rodzinę. Gdy jej córki dorosły, poczuła, że dłużej nie wytrzyma. Zdecydowała się na korektę płci i wtedy zaczęło się piekło. Rodzice ją znienawidzili, a córki nie chciały znać. Stres spowodowany ciągnącym się latami procesem o ustalenie płci sprawił, że Paulina dostała udaru. Otarła się o śmierć. I została sama. Całkiem sama. Nie tylko ona. W Polsce decyzja o korekcie płci zwykle prowadzi do zrujnowania życia rodzinnego. Przyczynia się do tego prawo, które każe osobie transseksualnej pozywać do sądu rodziców. Najnowszy wyrok Sądu Najwyższego może im utrudnić życie jeszcze bardziej. Sędziowie uznali bowiem, że do sądu trzeba pozwać także dzieci. – Istnieje niebezpieczeństwo, że ten wyrok stanie się wzorem dla innych sądów, jak postępować w takich sprawach – martwi się Maciej Kułak, prawnik Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.
– Osoby transpłciowe za korektę płci płacą często utratą rodziny – mówi Ewa Hołuszko, opozycjonistka w PRL, która sama przeszła proces korekty płci. Nie ma jednak wątpliwości, że warto tę cenę zapłacić, by nie doszło do dużo większej tragedii. – To, co się dzieje wewnątrz takiej osoby, jest dla ludzi z zewnątrz nie do wyobrażenia – mówi. – Przeżyłam raka i 12 chemioterapii. Przeszłam przez komunistyczne więzienie na Rakowieckiej. I zapewniam, że te wszystkie doświadczenia to pestka w porównaniu z tym, co czuje człowiek transpłciowy przed korektą. Chętnie przyjęłabym raka w najgorszej postaci, żeby tylko nie przechodzić tych wszystkich tortur. Nic dziwnego, że osoby transseksualne często nie wytrzymują i popełniają samobójstwo – mówi.
Rzeczywiście: według badań odsetek samobójstw w tej grupie społecznej jest większy niż w jakiejkolwiek innej. W Polsce dramat pogłębiają procedury, którym muszą się poddać osoby decydujące się na korektę płci. Tak naprawdę nie istnieją u nas przepisy, które by na to pozwalały. Jedyną furtką są wyroki sądów traktowane jako nieoficjalne precedensy. W 1995 r. Sąd Najwyższy zadecydował, że osoba transseksualna musi pozwać przed sąd swoich rodziców o to, że po urodzeniu błędnie ustalili płeć dziecka. Dopiero gdy zapadnie wyrok, można dokonać operacji połączonej z leczeniem hormonalnym.
Czasem proces z własnymi rodzicami to tylko formalność. Ale bywa, że matka i ojciec nie chcą się pogodzić z tym, że ich córka tak naprawdę jest synem lub odwrotnie. Wtedy dochodzi do rodzinnych dramatów. Tak było u Pauliny, której rodzice powołali na świadków jej córki. Miały zeznawać przeciwko matce. – Rodzina rzucała mi kłody pod nogi, przekonywała sąd, że mi odbiło – wspomina Paulina. Nawet groźna choroba nie poprawiła jej relacji z najbliższymi. – Córki nie chciały w ogóle podjąć dyskusji na temat korekty płci. Nasze kontakty całkowicie się urwały. Rodzice mnie znienawidzili. Wszystko się zawaliło – mówi Paulina. Wiele osób transpłciowych, by nie przechodzić przez ten koszmar, czeka z procesem, aż rodzice umrą. Wtedy zamiast nich pozywa się do sądu kuratora, który zwykle przychyla się do wniosku o korektę płci. – To są często tragiczne sytuacje, związane z ogromnym wstydem przed najbliższą rodziną – mówi Hołuszko. – Znam przypadek chłopaka, który urodził się na kieleckiej wsi jako dziewczynka. Matka uderzyła go w głowę podczas snu napełnioną doniczką, uważając, że przywróci mu to prawidłowe funkcje mózgu. Sądziła, że poprzewracało mu się w głowie. Dziecko trafiło do szpitala. To się działo w Polsce w XXI w.!
Niestety, po wyroku Sądu Najwyższego z grudnia 2013 r. sytuacja osób transpłciowych w Polsce może być jeszcze gorsza. Sprawa dotyczyła kobiety w ciele mężczyzny, która występując do sądu z wnioskiem o zgodę na korektę płci, nie ujawniła, że ma żonę i małoletnie dzieci. W 2009 r. sąd uznał, że jest kobietą. Przez kilka lat funkcjonowała więc jako Marta, przeszła nawet operacyjną korektę genitaliów. Wciąż jednak formalnie miała żonę. Przez rok w Polsce prawnie funkcjonował więc związek małżeński dwóch kobiet. Sprawą zainteresowała się prokuratura, wyrok wyrażający zgodę na zmianę płci cofnięto. Mimo że Marta przeszła już operację korekty płci, ubierała się i zachowywała jak kobieta, ponownie uznano ją za mężczyznę. Ostatecznie Sąd Najwyższy orzekł, że w sprawie o ustalenie przynależności do określonej płci powinno się też pozywać dzieci i nierozwiedzionego małżonka. Zaznaczono, że pozywanie rodziców nie wydaje się tak istotne jak pozywanie dzieci.
Przeciwniczką pozywania bliskich w procesie o uzgodnienie płci jest rzeczniczka praw obywatelskich prof. Irena Lipowicz. Jej zdaniem decyzja o korekcie płci metrykalnej powinna być podejmowana na podstawie oświadczenia osoby transpłciowej, popartego opiniami właściwych lekarzy. Nad ustawą w tej sprawie pracuje posłanka Twojego Ruchu Anna Grodzka, pierwsza transseksualna parlamentarzystka w Europie. Ona sama zdecydowała się na sądowe ustalenie prawidłowej płci i fizyczny proces jej korekty, dopiero gdy jej syn był już dorosły. – Nowy wyrok Sądu Najwyższego to kolejny dowód, że ustawa o uzgadnianiu płci, którą przygotowaliśmy, jest niezmiernie potrzebna – podkreśla.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”.
– Osoby transpłciowe za korektę płci płacą często utratą rodziny – mówi Ewa Hołuszko, opozycjonistka w PRL, która sama przeszła proces korekty płci. Nie ma jednak wątpliwości, że warto tę cenę zapłacić, by nie doszło do dużo większej tragedii. – To, co się dzieje wewnątrz takiej osoby, jest dla ludzi z zewnątrz nie do wyobrażenia – mówi. – Przeżyłam raka i 12 chemioterapii. Przeszłam przez komunistyczne więzienie na Rakowieckiej. I zapewniam, że te wszystkie doświadczenia to pestka w porównaniu z tym, co czuje człowiek transpłciowy przed korektą. Chętnie przyjęłabym raka w najgorszej postaci, żeby tylko nie przechodzić tych wszystkich tortur. Nic dziwnego, że osoby transseksualne często nie wytrzymują i popełniają samobójstwo – mówi.
Rzeczywiście: według badań odsetek samobójstw w tej grupie społecznej jest większy niż w jakiejkolwiek innej. W Polsce dramat pogłębiają procedury, którym muszą się poddać osoby decydujące się na korektę płci. Tak naprawdę nie istnieją u nas przepisy, które by na to pozwalały. Jedyną furtką są wyroki sądów traktowane jako nieoficjalne precedensy. W 1995 r. Sąd Najwyższy zadecydował, że osoba transseksualna musi pozwać przed sąd swoich rodziców o to, że po urodzeniu błędnie ustalili płeć dziecka. Dopiero gdy zapadnie wyrok, można dokonać operacji połączonej z leczeniem hormonalnym.
Czasem proces z własnymi rodzicami to tylko formalność. Ale bywa, że matka i ojciec nie chcą się pogodzić z tym, że ich córka tak naprawdę jest synem lub odwrotnie. Wtedy dochodzi do rodzinnych dramatów. Tak było u Pauliny, której rodzice powołali na świadków jej córki. Miały zeznawać przeciwko matce. – Rodzina rzucała mi kłody pod nogi, przekonywała sąd, że mi odbiło – wspomina Paulina. Nawet groźna choroba nie poprawiła jej relacji z najbliższymi. – Córki nie chciały w ogóle podjąć dyskusji na temat korekty płci. Nasze kontakty całkowicie się urwały. Rodzice mnie znienawidzili. Wszystko się zawaliło – mówi Paulina. Wiele osób transpłciowych, by nie przechodzić przez ten koszmar, czeka z procesem, aż rodzice umrą. Wtedy zamiast nich pozywa się do sądu kuratora, który zwykle przychyla się do wniosku o korektę płci. – To są często tragiczne sytuacje, związane z ogromnym wstydem przed najbliższą rodziną – mówi Hołuszko. – Znam przypadek chłopaka, który urodził się na kieleckiej wsi jako dziewczynka. Matka uderzyła go w głowę podczas snu napełnioną doniczką, uważając, że przywróci mu to prawidłowe funkcje mózgu. Sądziła, że poprzewracało mu się w głowie. Dziecko trafiło do szpitala. To się działo w Polsce w XXI w.!
Niestety, po wyroku Sądu Najwyższego z grudnia 2013 r. sytuacja osób transpłciowych w Polsce może być jeszcze gorsza. Sprawa dotyczyła kobiety w ciele mężczyzny, która występując do sądu z wnioskiem o zgodę na korektę płci, nie ujawniła, że ma żonę i małoletnie dzieci. W 2009 r. sąd uznał, że jest kobietą. Przez kilka lat funkcjonowała więc jako Marta, przeszła nawet operacyjną korektę genitaliów. Wciąż jednak formalnie miała żonę. Przez rok w Polsce prawnie funkcjonował więc związek małżeński dwóch kobiet. Sprawą zainteresowała się prokuratura, wyrok wyrażający zgodę na zmianę płci cofnięto. Mimo że Marta przeszła już operację korekty płci, ubierała się i zachowywała jak kobieta, ponownie uznano ją za mężczyznę. Ostatecznie Sąd Najwyższy orzekł, że w sprawie o ustalenie przynależności do określonej płci powinno się też pozywać dzieci i nierozwiedzionego małżonka. Zaznaczono, że pozywanie rodziców nie wydaje się tak istotne jak pozywanie dzieci.
Przeciwniczką pozywania bliskich w procesie o uzgodnienie płci jest rzeczniczka praw obywatelskich prof. Irena Lipowicz. Jej zdaniem decyzja o korekcie płci metrykalnej powinna być podejmowana na podstawie oświadczenia osoby transpłciowej, popartego opiniami właściwych lekarzy. Nad ustawą w tej sprawie pracuje posłanka Twojego Ruchu Anna Grodzka, pierwsza transseksualna parlamentarzystka w Europie. Ona sama zdecydowała się na sądowe ustalenie prawidłowej płci i fizyczny proces jej korekty, dopiero gdy jej syn był już dorosły. – Nowy wyrok Sądu Najwyższego to kolejny dowód, że ustawa o uzgadnianiu płci, którą przygotowaliśmy, jest niezmiernie potrzebna – podkreśla.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”.
Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a