Prawo i Sprawiedliwość zgłosiło w Sejmie projekt uchwały upamiętniającej generała Andrzeja Błasika .
Szedł do biblioteki, gdy inni szli na wódkę
Początki kariery gen. Błasika przypadają na PRL, ale ambitny wojskowy wyjątkowo dobrze się odnalazł w nowej Polsce, w przeciwieństwie do większości kolegów świetnie nauczył się angielskiego, w latach 90. wyjechał na studia do holenderskiej akademii obrony. Edukację wojskową kontynuował w Szkole Wojennej Sił Powietrznych w Maxwell (USA). Dzięki temu w 2005 r. został najmłodszym generałem w polskiej armii. To on wprowadzał do niej samoloty F-16, zyskując uznanie Aleksandra Kwaśniewskiego. Jednak dopiero za czasów Lecha Kaczyńskiego jego kariera znacząco przyspieszyła. Kiedy po katastrofie samolotu CASA w 2008 r. minister Bogdan Klich chciał Błasika odwołać, uratował go właśnie prezydent Kaczyński. Zdaniem współpracowników po powrocie z Zachodu generał bardzo się zmienił. Wziął sobie do serca tamtejsze wzorce stylu życia wojskowych, zajął się swoją tężyzną fizyczną, schudł kilkanaście kilogramów. Rozpoczął nawet przewód doktorski. Jego koledzy żartowali, że kiedy inni idą na wódkę, on wybiera bibliotekę. W przeciwieństwie do innych dowódców nie lubił się bratać z podwładnymi. Przez to nie był lubiany. – Mąż mówił, że generał miał trudny charakter. Bywał apodyktyczny – zeznawała w prokuraturze Magdalena Protasiuk, wdowa po kpt. Arkadiuszu Protasiuku, który w czasie lotu smoleńskiego był dowódcą Tu-154M.
Żołnierze za nim nie przepadali. Kiedyś piloci pojechali na obóz szkoleniowy do Zakopanego. Wszyscy byli przekonani, że będzie to kolejny „wyjazd integracyjny”, gdzie będą ćwiczyli kondycję, jeżdżąc na nartach i przesiadując w okolicznych pubach. Pech chciał, że na zgrupowanie przyjechał Błasik. Wymyślił szkolenie surwiwalowe, w którego ramach żołnierze mieli biegać w nocy z plecakami po górach. Żołnierze byli zbulwersowani, więc sporo z nich zamiast ćwiczyć, poszło na zwolnienia lekarskie.
SKRAJNE OPINIE
Do dziś niejasna jest rola Błasika w tzw. incydencie gruzińskim w sierpniu 2008 r. Lech Kaczyński zorganizował wtedy słynną wyprawę do Gruzji przywódców Polski, Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy, którzy mieli wesprzeć prezydenta Micheila Saakaszwilego. Ponieważ nie było wiadomo, kto kontroluje przestrzeń powietrzną nad Gruzją, zaplanowano, że samolot prezydentów wyląduje nie w Tbilisi, lecz w azerbejdżańskim mieście Gandża. Tam na środkowoeuropejskich przywódców czekały samochody, które miały ich dowieźć do Gruzji. Ponieważ Lech Kaczyński chciał lecieć bezpośrednio do Tbilisi, powstał konflikt między przedstawicielami Kancelarii Prezydenta a załogą samolotu. Współpracownicy Kaczyńskiego zadzwonili na skargę właśnie do gen. Błasika. Akurat był pogrzeb jego teściowej. – Mąż, stojąc nad trumną, tłumaczył, że decyzje o lądowaniu podejmuje tylko i wyłącznie dowódca statku. Bronił pilota – zeznawała później Ewa Błasik. Według relacji żony przekonał później prezydenta, że odmawiając lotu do Tbilisi, wojskowi postąpili słusznie. – Był pryncypialny, jeśli chodzi o bezpieczeństwo – wyjaśniała w prokuraturze Ewa Błasik, która od katastrofy smoleńskiej walczy o dobre imię zmarłego męża.
Z innych relacji wyłania się jednak zupełnie inna rola generała. Zdaniem Magdaleny Protasiuk, wdowy po kapitanie tupolewa, dowódca Sił Powietrznych wręcz naciskał na to, by lądowali w Tbilisi.
Cały tekst w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”.
Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania