Ekspozycja otwarta w zeszłym tygodniu w Dallas nosi tytuł „Sztuka przywództwa”. Bush pokazuje prawie 30 portretów światowychliderów, z którymi współdecydował o losach świata. Jest Angela Merkel, dziewczęco niegroźna. Jest Hamid Karzaj, zafrasowany. Jest też Władimir Putin, z zaciśniętymi ustami i diabelsko skupionymi oczyma. Najwięcej emocji budzą jednak nie prace, ale postać artysty. Jego nowe, zaskakujące wcielenie staje się pretekstem do wznowienia debaty nad oceną jego prezydentury. Roberta Smith pisze: „Fakt, że autorem tych obrazów jest pan Bush, sprawia, iż stają się skomplikowane. Dają próbkę do badania osobowości i spuścizny człowieka, który pozostaje największą zagadką swoich własnych rządów”.
Lepszy malarz niż prezydent
Waszyngton opuszczał z rekordowo niskim poparciem. Skazał się na dobrowolne wygnanie w domu w Dallas i na ranczo na obrzeżach teksaskiej mieściny Crawford. Rzadko pokazywał się w mediach, nie komentował ani decyzji swojego następcy Baracka Obamy, ani kryzysu w Partii Republikańskiej. Byli prezydenci często wiodą aktywne życie publiczne. Jimmy Carter w powszechnej opinii jest lepszym byłym prezydentem niż był głową państwa – w 2002 r. dostał nawet pokojowego Nobla. Bill Clinton pozostaje jednym z najbardziej wpływowych polityków Partii Demokratycznej, a jego fundacja (prowadzona z żoną, całkiem możliwe – następną prezydentką) służy tyle do poprawiania świata, ile do umacniania pozycji Clintonów i rozgrywania lobbingowych gier. Za to Bush po ośmiu latach kierowania imperium miał serdecznie dość.
Prezydent jest nagi
Najlepszych jego obrazów na ekspozycji w Dallas jednak nie ma. Uchodzą za nie dwa zaskakujące autoportrety: jeden w wannie, drugi pod prysznicem. To one jako pierwsze trafiły do mediów, po tym jak hakerzy włamali się do skrzynki e-mailowej siostry byłego prezydenta i wykradli zdjęcia prac. Gdyby nie to, być może nigdy nie dowiedzielibyśmy się o jego pasji. Bush powtarza, że nie przyszło mu do głowy, żeby się swoją sztuką chwalić.
Łazienkowe scenki urzekły nawet najbardziej zapalczywych krytyków Busha. Ian Crouch w „New Yorkerze” pisze, że są „ciche i smutne”, jakby autor „poszukiwał w nich swojej duszy”. Cytowana już Roberta Smith docenia, że artyście udało się uchwycić własne sprzeczności: jest jednocześnie dostępny, ale też zamknięty i nieprzejrzysty; świetnie czuje się we własnej skórze, ale nie stroni od autoironii. „Pokazują potężnego kiedyś człowieka zredukowanego do nagiego, tępego ciała. Dzięki zachwianej perspektywie i dziwacznej skali osiągają imponujący efekt” – analizuje Jason Farago w „Guardianie”. Zaraz potem zauważa jednak, że strumień prysznica nie dotyka stojącej nieco z boku postaci. I ładuje z patosem: „Krew 136 012 martwych Irakijczyków nie zostanie zmyta”.
Cały tekst można przeczytać w świątecznym numerze "Wprost".
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a