Do obalenia poprzedniego systemu przyczyniła się postawa wielu członków partii komunistycznej
W licznych przed 1989 r. prognozach obalenia komunizmu nikt nie zakładał scenariusza tak łagodnego, jaki w rzeczywistości został zrealizowany. Oczekiwano, że system ustanowiony kosztem milionów ofiar będzie się bronił nawet wtedy, gdy życie uczyni go zupełnie anachronicznym. Nikt nie przypuszczał, że najkrwawsza z dyktatur odejdzie w tak aksamitny sposób.
Fenomen ten będzie jeszcze długo studiowany przez historyków badających zarówno wielkie procesy społeczne, jak i tajemnice politycznych intryg. Już dzisiaj jednak widać, że do takiego rozwoju wypadków w istotny sposób przyczyniła się postawa wielu członków partii komunistycznej. Nie bronili się do ostatniego człowieka i wzięli aktywny udział w demontowaniu zmurszałego systemu.
Widać to zwłaszcza w Polsce, zawsze będącej "najweselszym barakiem obozu komunistycznego", gdzie ortodoksi rzadko sprawowali całkowity rząd dusz. Tu przy każdym tąpnięciu systemu pojawiali się tzw. rewizjoniści, postulujący reformy i poszerzenie sfery wolności. Największy szturm przypuścili w 1956 r., by potem z wolna topnieć, aż po granicę niemalże całkowitego zaniku. Odżywali jednak przy kolejnych okazjach, najbardziej w 1980 r., kiedy co trzeci członek PZPR, czyli okrągły ich milion, zapisał się do "Solidarności".
Ostatnim ogniwem tego łańcucha był Ruch 8 Lipca, zainicjowany dokładnie przed dziesięciu laty. Wykorzystując zamieszanie panujące w kręgu partyjnego aparatu, ruch otwarcie mówił o konieczności zlikwidowania PZPR i utworzenia na jej gruzach partii socjaldemokratycznej, nawiązującej do niepodległościowej tradycji PPS i sprawdzonego w praktyce dorobku europejskiej socjaldemokracji. Ruch chciał wystąpić w roli grabarza PZPR, szczerze przekonany, że komunizm obumarł i należy złożyć go do grobu, by nie zagrażał nowej rzeczywistości.
W myśl tej filozofii członkowie Ruchu 8 Lipca życzyli powodzenia pierwszemu demokratycznemu rządowi Tadeusza Mazowieckiego. Dla nich on też był szansą powstania wolnej, demokratycznej Polski. Chcieli w niej odbudować lewicę, najlepiej we współdziałaniu z lewym skrzydłem "Solidarności". Nie wszystkie z tych zamierzeń udało się zrealizować. Mimo to, kiedy dziś sięga się pamięcią do wielkiej przemiany sprzed lat dziesięciu, warto pamiętać także o wewnętrznym fermencie w PZPR, definitywnie zniechęcającym tę strukturę do obwarowania się w okopach św. Trójcy.
Fenomen ten będzie jeszcze długo studiowany przez historyków badających zarówno wielkie procesy społeczne, jak i tajemnice politycznych intryg. Już dzisiaj jednak widać, że do takiego rozwoju wypadków w istotny sposób przyczyniła się postawa wielu członków partii komunistycznej. Nie bronili się do ostatniego człowieka i wzięli aktywny udział w demontowaniu zmurszałego systemu.
Widać to zwłaszcza w Polsce, zawsze będącej "najweselszym barakiem obozu komunistycznego", gdzie ortodoksi rzadko sprawowali całkowity rząd dusz. Tu przy każdym tąpnięciu systemu pojawiali się tzw. rewizjoniści, postulujący reformy i poszerzenie sfery wolności. Największy szturm przypuścili w 1956 r., by potem z wolna topnieć, aż po granicę niemalże całkowitego zaniku. Odżywali jednak przy kolejnych okazjach, najbardziej w 1980 r., kiedy co trzeci członek PZPR, czyli okrągły ich milion, zapisał się do "Solidarności".
Ostatnim ogniwem tego łańcucha był Ruch 8 Lipca, zainicjowany dokładnie przed dziesięciu laty. Wykorzystując zamieszanie panujące w kręgu partyjnego aparatu, ruch otwarcie mówił o konieczności zlikwidowania PZPR i utworzenia na jej gruzach partii socjaldemokratycznej, nawiązującej do niepodległościowej tradycji PPS i sprawdzonego w praktyce dorobku europejskiej socjaldemokracji. Ruch chciał wystąpić w roli grabarza PZPR, szczerze przekonany, że komunizm obumarł i należy złożyć go do grobu, by nie zagrażał nowej rzeczywistości.
W myśl tej filozofii członkowie Ruchu 8 Lipca życzyli powodzenia pierwszemu demokratycznemu rządowi Tadeusza Mazowieckiego. Dla nich on też był szansą powstania wolnej, demokratycznej Polski. Chcieli w niej odbudować lewicę, najlepiej we współdziałaniu z lewym skrzydłem "Solidarności". Nie wszystkie z tych zamierzeń udało się zrealizować. Mimo to, kiedy dziś sięga się pamięcią do wielkiej przemiany sprzed lat dziesięciu, warto pamiętać także o wewnętrznym fermencie w PZPR, definitywnie zniechęcającym tę strukturę do obwarowania się w okopach św. Trójcy.
Więcej możesz przeczytać w 28/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.