Magdalena Rigamonti : Smutek z pana bije.
Marek Niedźwiecki: Melancholia raczej, nie smutek. Seweryn Krajewski śpiewał „Lubię ten smutek”, a ja lubię melancholię. Żyję sam, ale nie płaczę z tego powodu, nie skarżę się: Boże, jestem sam, ratuj! Samotność mnie dopadła, więc ją oswoiłem i polubiłem i jest mi z nią bardzo dobrze. I nie mówię tego na potrzeby wywiadu, tylko tak naprawdę jest. Zresztą, im jestem starszy, a już sześćdziesiątka na karku, tym koledzy częściej mówią, że mi zazdroszczą. Samotne życie to mój wybór.
Tomasz Terlikowski twierdzi, że należy opodatkować tych, którzy z wyboru nie mają dzieci.
I ja się z nim zgadzam. Pamiętam, że kiedy byłem dzieckiem, to ludzie, którzy nie mieli dzieci, płacili tzw. bykowe. Trudno, trzeba to trzeba. Asertywność „0” to moje drugie imię. Dziesięć lat temu, na 50. urodziny myślałem, że nauczę się odmawiać, będę robił tylko rzeczy absolutnie konieczne. Nie udało się. Podobnie miałem na 60. urodziny i... od marca tak wszystko przyspieszyło, że w zasadzie nie mogę się opędzić. Napisać książkę – proszę bardzo, iść do programu Kuby Wojewódzkiego – proszę bardzo, poprowadzić „Listę” w Sopocie – proszę bardzo, w Brzezinach, na 650-lecie miasta – proszę bardzo, do Szklarskiej Poręby pojechać – proszę bardzo... Zgadzam się na wszystko, a potem odchorowuję. Nogi mam jak z waty, źle się czuję.
Rozumiem, że to nie ze starości, tylko ze stresu?
Mam to od dawna, więc nie ze starości. Ze starości to ja myślę, że powinienem brać mniej na głowę, bardziej wyluzować. Teraz szykuję się na dłuższą wyprawę do Australii. To znaczy, jeszcze nie wiem, czy wyjadę, bo nie umiem zapłacić przez internet za wycieczkę. Poprosiłem asystenta Wiktora Legowicza z redakcji ekonomicznej, żeby mi pomógł. Może pomoże.
(...)
Większość studentek dziennikarstwa marzy o byciu pogodynką.
To zrozumiałe, bo pogodynki są celebrytkami. Poza tym to jest fajne, bo cokolwiek by się powiedziało, to sprawdzalność wynosi ponad 90 proc. Ale ja nie chciałbym być pogodynkiem. Zawsze chciałem być panem od muzyki. I właściwie całe życie temu podporządkowałem.
Teraz pan mówi znowu o swoim życiu w pojedynkę.
Nigdy nie chciałem się wiązać, mieć bagażu w postaci żony, dziecka. Wiedziałem, że nie podołam. Przecież ja w tym mieszkaniu wynajętym w Warszawie miałem tylko kozetkę. Pani sobie wyobraża tam jeszcze żonę, dzieci?
Pan wie, że to są tylko tłumaczenia, bo jakby pan tę żonę miał i dzieci, to wynająłby inne mieszkanie.
Oczywiście, że to są tłumaczenia. Ale ja chciałem być sam. I nic się od tamtej pory nie zmieniło.
Podobno pisze pan pamiętnik, który ma być opublikowany po pana śmierci.
Coraz częściej się zastanawiam, czy go po prostu nie zniszczyć. Po co to komu?
To takie trochę pana dziecko.
Moje dziecko to już całkiem stara baba, 32-letnia „Lista”. To, czym się chcę podzielić, umieszczam na blogu. Oczywiście po każdym wpisie zastanawiam się, czy go nie zamknąć.
A ja myślę, że to w pana stylu - już kiedyś chciał pan „Listę” likwidować.
Teraz znowu chcę zamknąć, bo jest taka stagnacja, że nie wiem, jak z tego wybrnąć. Ludzie piszą, że jest nudno jak w dawnym „Koncercie życzeń”. Jak tak dalej pójdzie, to trzeba będzie odejść. Jak spotkam kogoś takiego, kto mógłby mnie zastąpić, chętnie się odsunę. Od sześciu tygodni na dwóch pierwszych miejscach te same utwory.
Więcej w najnowszym numerze "Wprost"
Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .
Najnowszy "Wprost" będzie także dostępny na Facebooku .
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a.