To miał być mundial nad mundialami. Jeszcze kilka miesięcy temu prezydent Brazylii Dilma Rousseff i przewodniczący FIFA Sepp Blatter zgodnie rozkoszowali się twierdzeniem, że takich mistrzostw świata nie było nigdy wcześniej i długo nie będzie. Największe, najbardziej kolorowe i radosne święto piłki nożnej w historii. W końcu futbol wraca do domu, do kraju, gdzie jest religią, którego piłkarze zdobywali Puchar Świata aż pięć razy. Na razie zanosi się jednak na porażkę. Mistrzostwa zaczynają się za tydzień, a na niektórych stadionach wciąż trwają prace wykończeniowe. Na ulicach miast gospodarzy każdego dnia protestują tysiące ludzi. Brazylijczycy są wściekli na mundial. Zamiast horrendalnych kwot wydawanych na areny woleliby dostać nowe mieszkania, szkoły i szpitale. Komitety niezadowolonych zapowiadają strajki przed każdym z 64 meczów. Za punkt honoru obrały sobie uniemożliwienie rozegrania przynajmniej jednego spotkania. W ostatnim badaniu opinii publicznej radość z bycia gospodarzem mundialu wyraziło tylko 48 proc. Brazylijczyków. Porażka ma jedną twarz. Seppa Blattera.
MILIONY PROBLEMÓW
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.