"Eksplozję spowodował umieszczony w taksówce ładunek wybuchowy. Kierowca taksówki zrównał się z autobusem i odpalił ładunek. Z pojazdu pozostała jedynie tablica rejestracyjna. Był to na pewno akt sabotażu" - powiedział współpracownik szefa kabulskiej policji, Basira Salangiego.
"Czterech naszych żołnierzy zostało zabitych, a 29 rannych, w tym siedmiu ciężko. Wiele wskazuje, że był to samobójczy zamach. Atak nastąpił bez jakiegokolwiek wcześniejszego ostrzeżenia" - powiedział minister obrony Niemiec Peter Struck na konferencji prasowej w Berlinie.
Jak poinformował Struck, prezydent USA George Bush w rozmowie telefonicznej złożył kanclerzowi Gerhardowi Schroederowi kondolencje z powodu kabulskiej tragedii.
"Prezydent Bush i kanclerz Schroeder zgodzili się, że walka przeciwko terroryzmowi nie zakończyła się i zarówno Niemcy, jak i Ameryka ponoszą w Afganistanie specjalną odpowiedzialność, by pomóc uczynić z niego stabilną demokrację, a nie bazę dla terroryzmu" - powiedział minister.
Jednocześnie zaznaczył, że Niemcy nie zamierzają wycofywać z ISAF swego liczącego 2.400 żołnierzy kontyngentu. "Będziemy kontynuować naszą misję, przyczyniając się do stabilizowania regionu" - zadeklarował Struck.
przedstawiciel niemieckiego Ministerstwa Obrony, powiedział Reuterowi, że stan wielu poszkodowanych w zamachu wyklucza ich przesłuchanie. Jednak według wstępnych ustaleń, taksówka próbowała wjechać w środek złożonego z czterech pojazdów konwoju. Gdy się to nie udało, ustawiła się na czele konwoju i eksplodowała.
Sobotni zamach był pierwszym bezpośrednim atakiem na żołnierzy ISAF, który pociągnął za sobą ofiary śmiertelne. We wcześniejszych incydentach w Afganistanie śmierć poniosło łącznie 18 żołnierzy sił stabilizacyjnych, ale były to przeważnie wypadki.
29 maja jeden żołnierz niemiecki zginął, a drugi został ranny, gdy ich samochód najechał na minę w pobliżu Kabulu. Dowództwo ISAF uznało, że mina była najprawdopodobniej pozostałością z wcześniejszych konfliktów.
Trzy dni wcześniej, 26 maja, przy międzylądowaniu w tureckim Trapezuncie (Trabzon), rozbił się ukraiński samolot czarterowy, którym powracało do ojczyzny 62 hiszpańskich żołnierzy sił ISAF. Nie ocalał nikt z żołnierzy i 13 członków załogi Jaka-42.
Sobotni zamach nastąpił zaledwie kilka godzin po powrocie do Afganistanu prezydenta Hamida Karzaja, który przebywał z wizytą w Wielkiej Brytanii. W piątek Karzaj oświadczył na uniwersytecie oksfordzkim, że w razie wycofania ISAF jego kraj "stałby się piekłem".
Siły ISAF w Afganistanie liczą łącznie 5 tysięcy żołnierzy z 28 państw pod niemiecko-holenderskim dowództwem. W sierpniu dowództwo ISAF przejmie NATO.
em, pap