Około sześciu lat temu do jednej z agencji reklamowych przychodzi Marek Falenta. – Z wyglądu taki pączuś około 30-letni – wspomina osoba, która była na tym spotkaniu. Falenta przedstawia cel wizyty. – Chciałbym być znany. Chciałbym być jak Gordon Gekko z „Wall Street” – mówi Falenta. Specom od wizerunku staje przed oczami Michael Douglas ze słynnego filmu Olivera Stone’a. Gekko to rekin nowojorskiej giełdy, wyrafinowany gracz wyspecjalizowany w przejmowaniu firm. Bogaty, z diabolicznym wdziękiem obraca fortuną, nie licząc się z moralnością. Jego mottem jest proste zdanie: „Chciwość jest dobra”. Ale zamiast Douglasa siedzi w agencji reklamowej Marek Falenta, młody biznesmen z Lubina. – Taki prawdziwek – słyszę. Karierę biznesową rozpoczyna od skupowania z ojcem długów szpitali. Firma Electus była sprawna w windykowaniu wierzytelności, szybko zyskiwała na wartości. Falenta robi wtedy złoty strzał, który daje mu miejsce w setce najbogatszych Polaków. Sprzedaje Electusa firmie Dom Maklerski IDM za ponad 400 mln zł. – Czy zna się pan na kupowaniu firm? – pyta spec od wizerunku. – Nauczę się tego, czego będę musiał – odpowiada Falenta. – A jakie ma pan hobby? – Takie, jak mi pan powie, że jest potrzebne.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.