Finowie objęli półroczne przewodnictwo w Unii Europejskiej bez wielkiej pompy
Wydarzeniem, które wzbudziło zainteresowanie mediów, stała się dopiero mała "wojna językowa", stoczona z Niemcami w związku z nieformalnym unijnym spotkaniem w północnofińskim mieście Oulu. Gospodarze - zgodnie z zasadami obowiązującymi w UE - tłumaczyli treść obrad na angielski i francuski, pomijając "zwyczajowe" tłumaczenie na niemiecki. Finowie nie przejęli się protestami Niemców, twierdząc, że w unii obowiązuje prawo, a nie dowolnie kreowany obyczaj. Ten incydent dobrze oddaje ducha fińskiej prezydencji - przestrzeganie prawa i obrona zasady równości członków UE będą z całą pewnością ważniejsze niż dyktat dużych i silnych.
Rozmawiając pod koniec czerwca z nowym przewodniczącym Komisji Europejskiej Romano Prodim, premier Finlandii Paavo Lipponen nie ukrywał, że jego kraj - jeden z mniejszych pod względem liczby ludności członków UE (5,2 mln mieszkańców) - będzie w trakcie swojego unijnego przewodnictwa występował w obronie interesów "małych". Mniejsze państwa unii demonstrują rosnące niezadowolenie z coraz powszechniejszej praktyki uzgadniania kluczowych decyzji przede wszystkim między Niemcami, Francją i Wielką Brytanią. Przykładem "arogancji mocnych" okazał się wybór zastępcy Javiera Solany, który zostanie "ministrem spraw zagranicznych" UE. Na stanowisko to Francja i Niemcy przeforsowały wspólnie dotychczasowego francuskiego ambasadora przy unii, Pierre?a de Boissieu, wbrew stanowisku większości państw członkowskich, obstających przy kandydaturze przedstawiciela Danii. Rozeźlony Lipponen nazwał taką praktykę tworzeniem "dyrektoriatu silnych". Zdaniem Finów, decyzje Komisji Europejskiej powinny zapadać przy stole obrad, a nie w trakcie zakulisowych rozmów. Twarde stanowisko Finów odczują zapewne także państwa aspirujące do członkostwa w UE. Finowie obiecują, że sprawa rozszerzenia unii będzie jednym z ich priorytetów, ale jednocześnie dają do zrozumienia, iż żadne z państw kandydackich nie może liczyć na taryfę ulgową. Dla Polski szczególnie trudnym problemem mogą się okazać kwestie ochrony środowiska, do których Finowie przywiązują wielką wagę. Wśród spraw "odziedziczonych" przez Finów pozostaje problem Kosowa. Osobiste zaangażowanie prezydenta Martti Ahtisaariego, prowadzącego w imieniu UE rozmowy z przywódcami Jugosławii, sygnalizuje, że Helsinki chcą potraktować kwestię Kosowa bardzo poważnie. Finlandia jest stosunkowo "młodym" członkiem Unii Europejskiej - przystąpiła do niej dopiero na początku 1995 r. W referendum z 1994 r. przewaga zwolenników integracji z unią nie była przygniatająca, ale dziś zdecydowana większość Finów uważa, że ówczesna decyzja była słuszna. Na pozytywną opinię wpłynął początkowo fakt, że w krótkim czasie po przystąpieniu do Unii Europejskiej ceny żywności spadły o ok. 10 proc. Skutki kryzysu rosyjskiego ostatecznie przekonały Finów o konieczności przystąpienia do europejskiej unii monetarnej i wprowadzenia euro. Finlandia ma zaledwie ok. 150 tys. gospodarstw rolnych, ale to właśnie rolnictwo okazało się trudnym problemem w negocjacjach z Brukselą. Farmerów udało się zjednać dopiero obietnicą utrzymania znaczących dotacji, bez których rolnictwo na północy nie ma szans przetrwania. Ówczesna akcja informacyjna rządu fińskiego, przybliżająca obywatelom problematykę Unii Europejskiej, uchodzi za wzorcową dla dzisiejszych państw kandydackich. Zdaniem politologa Tuomasa Forsberga z Instytutu Polityki Międzynarodowej, członkostwo w UE ma dla Finów także znaczenie psychologiczne. Przez stulecia mieli poczucie izolacji i życia w osamotnieniu. Dopiero przyjęcie do europejskiej "rodziny" dało im poczucie bezpieczeństwa i świadomość wyjścia z peryferii Europy. Niektórzy politycy fińscy idą dalej i wspominają o możliwości wejścia do NATO, ale idea ta nie jest jeszcze popularna. Większość obserwatorów zgadza się, że Finlandia zdecydowałaby się na taki krok, gdyby z tradycyjnej neutralności zrezygnowała także Szwecja. "Kraj pod Gwiazdą Polarną" uznawany jest dziś za wzór do naśladowania, jednak sukces ostatniego półwiecza nie przyszedł łatwo - Finlandia wyszła z drugiej wojny światowej jako państwo zniszczone i obciążone reparacjami wojennymi, które jako jedyna w Europie spłaciła co do centa w 1952 r. Finowie są dumni ze swojego sisu - jak określają tężyznę, odwagę, wytrzymałość i siłę charakteru. Mówią, że te przymioty pomogły im pokonać przeciwności losu. W istocie sisu stało się kluczem do sukcesu dopiero w połączeniu z pragmatyzmem i pracowitością. Przez długie dziesięciolecia czynnikiem określającym "ograniczoną suwerenność" Finlandii było jej sąsiedztwo z ZSRR poprzez liczącą prawie 1300 km granicę. Jej południowy prosty odcinek to ślad "amputacji" Karelii po sprowokowanej przez Stalina tzw. wojnie zimowej. Ograniczenia fińskiej suwerenności były na tyle upokarzające, że historycy zastanawiają się, czy aby długoletni prezydent Urho Kaleva Kekkonen nie był człowiekiem potajemnie sterowanym z Moskwy. Finowie do dziś z irytacją reagują na termin "finlandyzacja". Stosunki z ZSRR odcisnęły swe wyraźne piętno na historii gospodarczej Finlandii. Aż do końca lat 80. eksport na Wschód zapewniał spokojną egzystencję setkom fińskich przedsiębiorstw, które mogłyby mieć trudności z utrzymaniem się na bardziej wymagających rynkach zachodnich. Na przełomie lat 80. i 90. okazało się to jednak pułapką - załamanie rynku wschodniego wywołało w Finlandii głęboki kryzys eksportu i ogromne kłopoty przemysłu. W 1993 r. bezrobocie sięgało 18 proc., a pętla zadłużenia zaczęła zagrażać dziesiątkom firm. Dopiero zdecydowana polityka liberalnych reform i zaciskania pasa przyniosła skutki w połowie lat 90. Finowie postawili na błyskawiczną zmianę profilu gospodarczego - przemysł drzewny i stoczniowy wciąż należą do liczących się dziedzin gospodarki, ale najważniejsze stały się nowoczesne technologie, zwłaszcza związane z teleinformatyką, chemią i biotechnologią. "Nie mamy wyboru. Musimy być wydajni i konkurencyjni - mówi Jaakko Iloniemi, dyrektor helsińskiego Centrum Badań nad Gospodarką i Polityką. - Naszą szansą jest specjalizacja i wytwarzanie produktów o jak najwyższym współczynniku wartości dodanej". "Flagowym okrętem" przemysłu fińskiego jest jeden z największych wytwórców sprzętu telekomunikacyjnego na świecie - Nokia. Droga rozwoju tego koncernu dobrze obrazuje kierunek zmian - jeszcze w latach 60. Nokia produkowała wyroby gumowe, potem radioodbiorniki i telewizory, by dziś stać się jednym z największych producentów telefonów komórkowych. Finowie podkreślają z dumą, że mają najwięcej na świecie "komórek" (posiada je co drugi obywatel Finlandii) i... najlepszych kierowców rajdowych. Znacznie większe znaczenie ma jednak dla kraju inna "dyscyplina" - w rankingu lozańskiego instytutu IMD Finlandia zajmuje trzecie miejsce na liście najbardziej konkurencyjnych gospodarek świata. Pod względem jakości siły roboczej, Finowie okazali się najlepsi na świecie, a pod względem rozwoju infrastruktury zajęli drugie miejsce. Nie mniej istotna okazuje się wysoko oceniana stabilność ekonomiczna kraju, choć eksperci uważają, że zbyt niskie jest umiędzynarodowienie kapitału w gospodarce fińskiej. Problemem pozostaje również "rak gospodarki europejskiej", czyli bezrobocie. Odsetek ludzi bez pracy wciąż wynosi ok. 10 proc. Paradoksem jest, że wiele dziedzin odczuwa na tyle dotkliwy brak wysoko wykwalifikowanej kadry, iż fińskie firmy zaczynają poszukiwać pracowników za granicą. Konieczność utrzymania nowoczesności i konkurencyjności gospodarki jest oczywista dla wszystkich sił politycznych w kraju, dlatego dyskusje między opozycją a koalicją rządową rzadko przybierają formę grożących kryzysem sporów. Rządząca "tęczowa koalicja" jest tworem zadziwiającym polityczną eklektycznością. W jej skład wchodzą socjaldemokraci, konserwatyści, zieloni i partia mniejszości szwedzkiej. Tajemnicą dość zgodnego współżycia tak odmiennych ugrupowań jest wyzbycie się politycznych ekstremizmów i rezygnacja z propagandowych popisów parlamentarnych na rzecz pragmatyzmu. Rokowania dla "gwiazdy Północy" - jak Finlandię nazwała prestiżowa gazeta ekonomiczna "Financial Times" - są nadal jak najlepsze. W tym roku tempo rozwoju może sięgnąć 4 proc., by zmniejszyć się nieco w latach najbliższych. Są to wskaźniki, jakich wiele przeżywających kłopoty państw członkowskich UE może Finom pozazdrościć, ale oni nie chcą spoczywać na laurach. Wciąż poszukują nowych dziedzin rozwoju i nowych obszarów eksportu. Konieczność walki z bezrobociem powoduje, że rząd wspiera rozwój usług, a także stara się niwelować różnice w rozwoju kraju, bowiem z owoców boomu gospodarczego drugiej połowy lat 90. korzystają wciąż przede wszystkim mieszkańcy najbardziej uprzemysłowionej, południowo-zachodniej części Finlandii.
Rozmawiając pod koniec czerwca z nowym przewodniczącym Komisji Europejskiej Romano Prodim, premier Finlandii Paavo Lipponen nie ukrywał, że jego kraj - jeden z mniejszych pod względem liczby ludności członków UE (5,2 mln mieszkańców) - będzie w trakcie swojego unijnego przewodnictwa występował w obronie interesów "małych". Mniejsze państwa unii demonstrują rosnące niezadowolenie z coraz powszechniejszej praktyki uzgadniania kluczowych decyzji przede wszystkim między Niemcami, Francją i Wielką Brytanią. Przykładem "arogancji mocnych" okazał się wybór zastępcy Javiera Solany, który zostanie "ministrem spraw zagranicznych" UE. Na stanowisko to Francja i Niemcy przeforsowały wspólnie dotychczasowego francuskiego ambasadora przy unii, Pierre?a de Boissieu, wbrew stanowisku większości państw członkowskich, obstających przy kandydaturze przedstawiciela Danii. Rozeźlony Lipponen nazwał taką praktykę tworzeniem "dyrektoriatu silnych". Zdaniem Finów, decyzje Komisji Europejskiej powinny zapadać przy stole obrad, a nie w trakcie zakulisowych rozmów. Twarde stanowisko Finów odczują zapewne także państwa aspirujące do członkostwa w UE. Finowie obiecują, że sprawa rozszerzenia unii będzie jednym z ich priorytetów, ale jednocześnie dają do zrozumienia, iż żadne z państw kandydackich nie może liczyć na taryfę ulgową. Dla Polski szczególnie trudnym problemem mogą się okazać kwestie ochrony środowiska, do których Finowie przywiązują wielką wagę. Wśród spraw "odziedziczonych" przez Finów pozostaje problem Kosowa. Osobiste zaangażowanie prezydenta Martti Ahtisaariego, prowadzącego w imieniu UE rozmowy z przywódcami Jugosławii, sygnalizuje, że Helsinki chcą potraktować kwestię Kosowa bardzo poważnie. Finlandia jest stosunkowo "młodym" członkiem Unii Europejskiej - przystąpiła do niej dopiero na początku 1995 r. W referendum z 1994 r. przewaga zwolenników integracji z unią nie była przygniatająca, ale dziś zdecydowana większość Finów uważa, że ówczesna decyzja była słuszna. Na pozytywną opinię wpłynął początkowo fakt, że w krótkim czasie po przystąpieniu do Unii Europejskiej ceny żywności spadły o ok. 10 proc. Skutki kryzysu rosyjskiego ostatecznie przekonały Finów o konieczności przystąpienia do europejskiej unii monetarnej i wprowadzenia euro. Finlandia ma zaledwie ok. 150 tys. gospodarstw rolnych, ale to właśnie rolnictwo okazało się trudnym problemem w negocjacjach z Brukselą. Farmerów udało się zjednać dopiero obietnicą utrzymania znaczących dotacji, bez których rolnictwo na północy nie ma szans przetrwania. Ówczesna akcja informacyjna rządu fińskiego, przybliżająca obywatelom problematykę Unii Europejskiej, uchodzi za wzorcową dla dzisiejszych państw kandydackich. Zdaniem politologa Tuomasa Forsberga z Instytutu Polityki Międzynarodowej, członkostwo w UE ma dla Finów także znaczenie psychologiczne. Przez stulecia mieli poczucie izolacji i życia w osamotnieniu. Dopiero przyjęcie do europejskiej "rodziny" dało im poczucie bezpieczeństwa i świadomość wyjścia z peryferii Europy. Niektórzy politycy fińscy idą dalej i wspominają o możliwości wejścia do NATO, ale idea ta nie jest jeszcze popularna. Większość obserwatorów zgadza się, że Finlandia zdecydowałaby się na taki krok, gdyby z tradycyjnej neutralności zrezygnowała także Szwecja. "Kraj pod Gwiazdą Polarną" uznawany jest dziś za wzór do naśladowania, jednak sukces ostatniego półwiecza nie przyszedł łatwo - Finlandia wyszła z drugiej wojny światowej jako państwo zniszczone i obciążone reparacjami wojennymi, które jako jedyna w Europie spłaciła co do centa w 1952 r. Finowie są dumni ze swojego sisu - jak określają tężyznę, odwagę, wytrzymałość i siłę charakteru. Mówią, że te przymioty pomogły im pokonać przeciwności losu. W istocie sisu stało się kluczem do sukcesu dopiero w połączeniu z pragmatyzmem i pracowitością. Przez długie dziesięciolecia czynnikiem określającym "ograniczoną suwerenność" Finlandii było jej sąsiedztwo z ZSRR poprzez liczącą prawie 1300 km granicę. Jej południowy prosty odcinek to ślad "amputacji" Karelii po sprowokowanej przez Stalina tzw. wojnie zimowej. Ograniczenia fińskiej suwerenności były na tyle upokarzające, że historycy zastanawiają się, czy aby długoletni prezydent Urho Kaleva Kekkonen nie był człowiekiem potajemnie sterowanym z Moskwy. Finowie do dziś z irytacją reagują na termin "finlandyzacja". Stosunki z ZSRR odcisnęły swe wyraźne piętno na historii gospodarczej Finlandii. Aż do końca lat 80. eksport na Wschód zapewniał spokojną egzystencję setkom fińskich przedsiębiorstw, które mogłyby mieć trudności z utrzymaniem się na bardziej wymagających rynkach zachodnich. Na przełomie lat 80. i 90. okazało się to jednak pułapką - załamanie rynku wschodniego wywołało w Finlandii głęboki kryzys eksportu i ogromne kłopoty przemysłu. W 1993 r. bezrobocie sięgało 18 proc., a pętla zadłużenia zaczęła zagrażać dziesiątkom firm. Dopiero zdecydowana polityka liberalnych reform i zaciskania pasa przyniosła skutki w połowie lat 90. Finowie postawili na błyskawiczną zmianę profilu gospodarczego - przemysł drzewny i stoczniowy wciąż należą do liczących się dziedzin gospodarki, ale najważniejsze stały się nowoczesne technologie, zwłaszcza związane z teleinformatyką, chemią i biotechnologią. "Nie mamy wyboru. Musimy być wydajni i konkurencyjni - mówi Jaakko Iloniemi, dyrektor helsińskiego Centrum Badań nad Gospodarką i Polityką. - Naszą szansą jest specjalizacja i wytwarzanie produktów o jak najwyższym współczynniku wartości dodanej". "Flagowym okrętem" przemysłu fińskiego jest jeden z największych wytwórców sprzętu telekomunikacyjnego na świecie - Nokia. Droga rozwoju tego koncernu dobrze obrazuje kierunek zmian - jeszcze w latach 60. Nokia produkowała wyroby gumowe, potem radioodbiorniki i telewizory, by dziś stać się jednym z największych producentów telefonów komórkowych. Finowie podkreślają z dumą, że mają najwięcej na świecie "komórek" (posiada je co drugi obywatel Finlandii) i... najlepszych kierowców rajdowych. Znacznie większe znaczenie ma jednak dla kraju inna "dyscyplina" - w rankingu lozańskiego instytutu IMD Finlandia zajmuje trzecie miejsce na liście najbardziej konkurencyjnych gospodarek świata. Pod względem jakości siły roboczej, Finowie okazali się najlepsi na świecie, a pod względem rozwoju infrastruktury zajęli drugie miejsce. Nie mniej istotna okazuje się wysoko oceniana stabilność ekonomiczna kraju, choć eksperci uważają, że zbyt niskie jest umiędzynarodowienie kapitału w gospodarce fińskiej. Problemem pozostaje również "rak gospodarki europejskiej", czyli bezrobocie. Odsetek ludzi bez pracy wciąż wynosi ok. 10 proc. Paradoksem jest, że wiele dziedzin odczuwa na tyle dotkliwy brak wysoko wykwalifikowanej kadry, iż fińskie firmy zaczynają poszukiwać pracowników za granicą. Konieczność utrzymania nowoczesności i konkurencyjności gospodarki jest oczywista dla wszystkich sił politycznych w kraju, dlatego dyskusje między opozycją a koalicją rządową rzadko przybierają formę grożących kryzysem sporów. Rządząca "tęczowa koalicja" jest tworem zadziwiającym polityczną eklektycznością. W jej skład wchodzą socjaldemokraci, konserwatyści, zieloni i partia mniejszości szwedzkiej. Tajemnicą dość zgodnego współżycia tak odmiennych ugrupowań jest wyzbycie się politycznych ekstremizmów i rezygnacja z propagandowych popisów parlamentarnych na rzecz pragmatyzmu. Rokowania dla "gwiazdy Północy" - jak Finlandię nazwała prestiżowa gazeta ekonomiczna "Financial Times" - są nadal jak najlepsze. W tym roku tempo rozwoju może sięgnąć 4 proc., by zmniejszyć się nieco w latach najbliższych. Są to wskaźniki, jakich wiele przeżywających kłopoty państw członkowskich UE może Finom pozazdrościć, ale oni nie chcą spoczywać na laurach. Wciąż poszukują nowych dziedzin rozwoju i nowych obszarów eksportu. Konieczność walki z bezrobociem powoduje, że rząd wspiera rozwój usług, a także stara się niwelować różnice w rozwoju kraju, bowiem z owoców boomu gospodarczego drugiej połowy lat 90. korzystają wciąż przede wszystkim mieszkańcy najbardziej uprzemysłowionej, południowo-zachodniej części Finlandii.
Więcej możesz przeczytać w 29/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.