Paweł Wojtunik zawsze miał szczęście. Już jedna z pierwszych ważnych akcji w jego policyjnej karierze mogła się dla niego źle skończyć. Wraz z kolegami brał udział w zatrzymaniu „Buraka”, groźnego przestępcy, który był poszukiwany przez olsztyńską policję w związku ze sprawą zabójstwa i strzelał z kałasznikowa do kierowcy w Sękocinie. Po zatrzymaniu „Burak” trafił do pokoju, w którym urzędował Wojtunik. Młody policjant nie do końca wiedział, kim jest zatrzymany, i przez dwie godziny ucinał sobie z nim pogawędkę. Bandzior siedział rozkuty w jego pokoju niczym zwykły petent. Policyjna ekipa z Olsztyna, która przyjechała odebrać „Buraka”, była mocno zdziwiona tym widokiem, bo delikwent był bezwzględnym płatnym zabójcą.
Wojtunik do policji trafił bardzo wcześnie. Miał 19 lat, kiedy w 1991 r. złożył podanie o przyjęcie do Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie, ale kadry zawaliły termin i się nie dostał. Zdał na Politechnikę Warszawską, zaliczył rok na Wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa, szybko jednak się zorientował, że nie chce być inżynierem. W tajemnicy przed rodzicami złożył ponownie papiery do szkoły w Szczytnie. Mama dowiedziała się o tym w dniu, kiedy w rodzinnych Białobrzegach pod Radomiem pojawił się dzielnicowy, żeby zrobić wywiad środowiskowy o kandydacie do służby. Drugim razem syn się do niej dostał.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.