Chociaż na wizerunek społeczeństwa gotowego oddać życie za swoją ojczyznę Amerykanie pracowali wiele lat, można zaryzykować stwierdzenie, iż ich obecne podejście do kwestii patriotyzmu zbanalizowało się w podobnym stopniu, co w Polsce.
Natalia Koper
„Czasami ludzie nazywają mnie idealistą. Cóż, w ten sposób wiem, że jestem Amerykaninem. Ameryka to jedyny idealistyczny naród na świecie”, oznajmił przeszło 90 lat temu Woodrow Wilson. Warto zauważyć, że duma prezydenta USA i pomysłodawcy Ligii Narodów płynie właśnie z faktu poczucia przynależności do Ameryki. Ponadto „Amerykę” utożsamia jednoznacznie z „narodem”.
Odłóżmy rozważania natury historycznej na bok, ale zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy tej koncepcji państwa-narodu. Czy rzeczywiście Amerykanie identyfikują się ze swoim państwem? A My Polacy mielibyśmy odwagę wykrzyknąć w niebiosa: Polska to ja?
A teraz anegdota. Kilka lat temu na wakacjach byłam świadkiem sceny, która jest wspaniałą ilustracją tego, jak Amerykanie postrzegają swoją tożsamość w obliczu niespodziewanych psikusów losu. Pewna Amerykanka, niezadowolona z usług obsługi hotelarskiej, postanowiła wyegzekwować od recepcji swoje żądania. Nie spotkała się jednak ze zrozumieniem pracowników hotelu. Sprowokowana ignoranckim tonem boya, odwołała się więc do argumentu ostatecznego: I am America!, wykrzyknęła, dając do zrozumienia, że reprezentuje sobą wszystkich potomków szesnastowiecznych kolonizatorów, a brak posłuchu wśród obsługi hotelowej może wywołać niemiłe konsekwencje.
Jak widać na powyższym przykładzie, Amerykanie mają tendencję do identyfikowania się ze swoim państwem, co wiąże się jednoznacznie z dumą narodową i uczuciami patriotycznymi. Na pytanie „Jak dumny jesteś z tego, że jesteś Amerykaninem”, 52% zaznaczyło odpowiedź „niezmiernie”, a kolejnych 31% odparło „bardzo”, co w sumie daje już ponad 80%. Warto zaznaczyć, że duma ze swojej ojczyzny nie musi koniecznie iść w parze z zadowoleniem z lokalnej sceny politycznej. Stosunek do władzy federalnej i pracy prezydenta był bowiem zgoła odmienny. Z sondażu wynika wszakże, że zaledwie co dziesiąty respondent uważał wywiązywanie się Kongresu z obowiązków za bardzo dobre oraz czterech na dziesięciu Amerykanów oceniło pozytywnie działania prezydenta (Dane na podstawie badań Pew Research Center przeprowadzonych w 2010 roku: http://www.pewresearch.org/2010/07/01/proud-patriots-and-harsh-critics-of-government/). Takie dychotomiczne stanowisko jest zaskakująco zrozumiałe. Podstawowym czynnikiem wyróżniające Stany Zjednoczone spośród innych państw jest jego struktura – z założenia – imigracyjna. Zważywszy na to, w jaki sposób doszło do powstania USA i usamodzielnienia się tożsamości narodowej, można powiedzieć, że to właśnie przeważyło o kształcie dzisiejsze społeczeństwa – czy raczej narodu – amerykańskiego.
Amerykanin ma bardzo pragmatyczne podejście do swojego państwa: dla Amerykanów państwo to to, co widzi, czyli przede wszystkim ludzie. Instytucje publiczne, organy państwowe – to dla Amerykanów wtórny efekt formowania się państwa. Przecież pierwszym etapem kolonizacji było osiedlenie się na kontynencie amerykańskim konkretnych ludzi, dopiero w dalszej kolejności utworzono pewne organizmy pożytku publicznego, które miały regulować współżycie w ramach struktury państwowej. W Polsce tendencja jest odwrotna. Nie jesteśmy dumni z Polski, gdyż nie oceniamy pozytywnie efektywności jej działania. To z kolei jest konsekwencją tego, że państwo postrzegamy jako twór abstrakcyjny: dla Polaka państwo to to, czego nie widzi, czyli przede wszystkim instytucje. Jest to coś względem nas zewnętrznego, obcego. Polska nie jest nam bliska, dlatego też Polacy nie są nam bliscy. Idąc tym tropem, można powiedzieć, że Polacy nie tworzą narodu, tylko społeczeństwo. Jesteśmy tworem czysto politycznym, małżeństwem z konieczności.
Nic więc dziwnego, że tam, gdzie Amerykanie są z siebie dumni, tam Polacy się siebie wstydzą. Nie trudno to zaobserwować na zagranicznych wycieczkach. Amerykanin samotny, spędzający vacations w pojedynkę to gatunek nieczęsto występujący w naturze. Z reguły bowiem Amerykanie występują stadnie. Od razu swój swego pozna i zachęci do wspólnego relaksu. Polacy, rzecz jasna, postępują odwrotnie. Przyznaję, że niejednokrotnie spotkałam się z sytuacją „chowania się” przed Polakami zagranicą. „Patrz, nosi skarpetki do sandałów, to na pewno Polak.”, „Ej, wyciągnął kanapkę w knajpie, taki sknerus to na pewno od nas”, słyszałam en razy. Nigdy jednak nie słyszałam w ustach Amerykanina „boże, 30 stopni a on w adidasach chodzi, musi być ze Stanów”, a to przecież też trochę groteskowe i niesmaczne. Amerykanie są życzliwi i spontaniczni, a jeśli są na wakacjach, to po to, żeby się bawić lub odpocząć, a nie obrażać. A z kim lepiej, jak ze Swoim?
Pytanie, czy taką formę obcowania Polaka z Polakiem można wyplenić. Czy miłość do Polski łączy się jakoś z miłością do Polaków? Ponad wszelką wątpliwość nasze podejście do patriotyzmu zdradza się w takich właśnie chwilach próby: #proudpolish żąda od swojego państwa nieustannego potwierdzenia swojej wielkości, duma z Rzeczpospolitej niepodparta doniosłymi czynami jest dla jej obywateli zbyt trudna. A miłość do rodaka okazuje się kwestią drugorzędną, ponieważ patriotyzm wiąże się, zdaniem wielu, nie z obywatelami, ale z afirmacją swojej historii. Niestety okrutnym zbiegiem okoliczności zbyt wiele polskich sukcesów nie zapisało się na kartach historii. Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem, bez zaproszenia VIP można przecież zawsze skoncentrować się na porażkach. A tych jest o niebo więcej i rytualne polskie wspominki mają w Polsce długą tradycję. Tak więc dzielni Polacy budują swoją tożsamość na gruzach przodków. To oczywiście refleksja mocno już oklepana, ale konsekwencje, jakie wynikają z takiego „twój-dziadek-bronił-Westerplatte,- a-twoja-ciocia-kolportowała-ulotki-Solidarności” są niebagatelne. Daleka od jakichkolwiek politycznych aluzji, uważam, że ten nasz smutny patriotyzm, wsparty na negatywnym punkcie odniesienia, do niczego dobrego nie prowadzi.
Przede wszystkim, brakuje nam kultury patriotyzmu, którą w Stanach Zjednoczonych hoduje się od wielu pokoleń. Państwo, które za swoje główne cnoty uznaje tolerancję, różnorodność i wielokulturowość, potrzebuje czynnika spajającego. Dlatego syndrom American Dream okazał się tak pomocny w kształtowaniu postawy przepełnionej radością: przyjedź, zrób karierę, ale zostań. Bądź taki, jak my: bądź Ameryką. Nawet w osiemnastowiecznych pamfletach Nowy Świat reklamowano jako miejsce, w którym odmienisz swoje życie i wyzwolisz się od ograniczającej, nudnej europejskiej tożsamości. Amerykański pisarz francuskiego pochodzenia, J.H.St.J. Crevecoeur pisał w 1782 roku: „Jakie przywiązanie może czuć biedny europejski imigrant do państwa, w którym nic nie miał? Tutaj człowiek jest wolny, tak jak być powinno. Tutaj przedstawiciele wszystkich narodów łączą się w jedną, nową rasę ludzi, ich praca i dobrobyt odmieni kiedyś świat”. Amerykańska kultura patriotyzmu wiąże się z samouwielbieniem, z tym, że są wyjątkowi, że są lepsi.
Polacy nie potrafią się tak reklamować, nie jest to wpisane w naszą tradycję ani kulturę. Przykładowo młodzi ludzie czują się nieswojo, kiedy ktoś prawi im kazanie o świetności naszego narodu. Jeszcze bardziej krępuje ich, kiedy ktoś próbuje na siłę podkolorować temat patriotyzmu: nauczono nas, że co poważne i nudne, nudnym i poważnym zostać musi. Z tego 4 też powodu uważam, że happeningi typu „Orzeł może” skazane są na niepowodzenie. Celem akcji społecznej „Orzeł może” jest, jak informuje w jednym z artykułów Gazeta Wyborcza, współorganizator projektu, „rozprawienie się ze stereotypem Polaka pesymisty, malkontenta, nadętego smutasa, który ma wszystkim za złe i wszystkim zazdrości”. Nie wydaje mi się, żeby Polacy poczuli się bardziej Polakami, żeby dostrzegli pozytywne aspekty utożsamienia się z Rzeczpospolitą na widok gigantycznego orła z białej czekolady czy też miasta zaśmieconego kolorowymi ulotkami o treści „żartobliwej, acz patriotycznej”.
Spójrzmy na to jednak z innej strony. Mimo że Amerykanie czują się patriotami, są dumni z siebie nawzajem, a przed ponad połową domów widnieje flaga amerykańska, często nie są w stanie określić, co tak naprawdę napawa ich dumą. Nastroje patriotyczne są nieraz reakcją na pewne tragiczne wydarzenia, które prowokują ich do tego, by o swojej dumie sobie przypomnieć. Tak jak w przypadku Polski, model amerykańskiego patriotyzmu, kolorowego, ale przepełnionego oddaniem, spowszedniał. Zarówno w USA, jak i w Polsce solidarność wyrażamy w chwilach kryzysu. Tworzymy wspólnotę interesów podczas zagrożeń, a jest to model z założenia tymczasowy, przejściowy. Kiedy sytuacja na nowo się ustabilizuje, wracamy do naszych własnych spraw, a Ameryka dla Amerykanów czy Polska dla Polaków pozostanie pustym symbolem. My z zasady będziemy się siebie wstydzić, Amerykanie z zasady będą podkreślać swoją wyższość. Amerykanie i Polacy obierają sobie za punkt odniesienia swoją inność: Amerykanie czują się inni, bo lepsi, Polacy czują się inni, bo gorsi. Obie postawy, tak mocno zakorzenione, ciężko zmienić, a z czasem nieświadomie zaczynamy je przyjmować bezmyślnie. Przy takim nastawieniu każde stanowisko staje się banalne, bierne i martwe.
Konkurs WPROST dla Młodych Dziennikarzy był organizowany od 1998 r. przez tygodnik WPROST we współpracy z ambasadą Stanów Zjednoczonych. Ideą konkursu jest promowanie młodych ludzi, którzy uważnie obserwują otaczającą ich rzeczywistość, potrafią ją analizować i umieją o niej pisać mądrze i z pasją. Przy ocenie prac liczy się kreatywność i umiejętność logicznego wywodu oraz wielopłaszczyznowe spojrzenie na problem. Główną nagrodą jest ufundowane przez ambasadę amerykańską trzytygodniowe stypendium w Missouri School of Journalism. Edycja z roku 2013 była ostatnią, jeżeli uda nam się wypracować nową formułę – być może powróci.
Do oceny prac, oprócz przedstawicieli redakcji WPROST oraz ambasady amerykańskiej, zapraszani są dziennikarze, którzy doskonale znają kuchnię amerykańskich mediów oraz eksperci zajmujący się merytorycznie tematyką związaną z tematem konkursu. W ostatniej edycji konkursu pytaliśmy: Jak młodzi Polacy patrzą na patriotyzm? Jakie znaczenie ma dla nich flaga, historia i hymn Polski? Jakie wypadamy w porównaniu z młodymi Amerykanami? Tematem był - „Patriotyzm młodych”. Eseje oceniało jury, w skład którego weszli: Magda Papuzińska – wydawca tygodnika WPROST, Grzegorz Gortat – pisarz i tłumacz literatury anglojęzycznej, Jarosław Kuźniar – dziennikarz TVN24, Marzena Rogalska – dziennikarka TVP2 oraz Zuzanna Lewandowska – wiceprezes The Kings Foundation, organizacji, która wspiera polskich licealistów w aplikowaniu na najlepsze światowe uczelnie. Zwyciężyła Iwona Ślęzak . Drugie i trzecie miejsce zajęli odpowiednio: Wiktor Cyrny i Wojciech Engelking.
„Czasami ludzie nazywają mnie idealistą. Cóż, w ten sposób wiem, że jestem Amerykaninem. Ameryka to jedyny idealistyczny naród na świecie”, oznajmił przeszło 90 lat temu Woodrow Wilson. Warto zauważyć, że duma prezydenta USA i pomysłodawcy Ligii Narodów płynie właśnie z faktu poczucia przynależności do Ameryki. Ponadto „Amerykę” utożsamia jednoznacznie z „narodem”.
Odłóżmy rozważania natury historycznej na bok, ale zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy tej koncepcji państwa-narodu. Czy rzeczywiście Amerykanie identyfikują się ze swoim państwem? A My Polacy mielibyśmy odwagę wykrzyknąć w niebiosa: Polska to ja?
A teraz anegdota. Kilka lat temu na wakacjach byłam świadkiem sceny, która jest wspaniałą ilustracją tego, jak Amerykanie postrzegają swoją tożsamość w obliczu niespodziewanych psikusów losu. Pewna Amerykanka, niezadowolona z usług obsługi hotelarskiej, postanowiła wyegzekwować od recepcji swoje żądania. Nie spotkała się jednak ze zrozumieniem pracowników hotelu. Sprowokowana ignoranckim tonem boya, odwołała się więc do argumentu ostatecznego: I am America!, wykrzyknęła, dając do zrozumienia, że reprezentuje sobą wszystkich potomków szesnastowiecznych kolonizatorów, a brak posłuchu wśród obsługi hotelowej może wywołać niemiłe konsekwencje.
Jak widać na powyższym przykładzie, Amerykanie mają tendencję do identyfikowania się ze swoim państwem, co wiąże się jednoznacznie z dumą narodową i uczuciami patriotycznymi. Na pytanie „Jak dumny jesteś z tego, że jesteś Amerykaninem”, 52% zaznaczyło odpowiedź „niezmiernie”, a kolejnych 31% odparło „bardzo”, co w sumie daje już ponad 80%. Warto zaznaczyć, że duma ze swojej ojczyzny nie musi koniecznie iść w parze z zadowoleniem z lokalnej sceny politycznej. Stosunek do władzy federalnej i pracy prezydenta był bowiem zgoła odmienny. Z sondażu wynika wszakże, że zaledwie co dziesiąty respondent uważał wywiązywanie się Kongresu z obowiązków za bardzo dobre oraz czterech na dziesięciu Amerykanów oceniło pozytywnie działania prezydenta (Dane na podstawie badań Pew Research Center przeprowadzonych w 2010 roku: http://www.pewresearch.org/2010/07/01/proud-patriots-and-harsh-critics-of-government/). Takie dychotomiczne stanowisko jest zaskakująco zrozumiałe. Podstawowym czynnikiem wyróżniające Stany Zjednoczone spośród innych państw jest jego struktura – z założenia – imigracyjna. Zważywszy na to, w jaki sposób doszło do powstania USA i usamodzielnienia się tożsamości narodowej, można powiedzieć, że to właśnie przeważyło o kształcie dzisiejsze społeczeństwa – czy raczej narodu – amerykańskiego.
Amerykanin ma bardzo pragmatyczne podejście do swojego państwa: dla Amerykanów państwo to to, co widzi, czyli przede wszystkim ludzie. Instytucje publiczne, organy państwowe – to dla Amerykanów wtórny efekt formowania się państwa. Przecież pierwszym etapem kolonizacji było osiedlenie się na kontynencie amerykańskim konkretnych ludzi, dopiero w dalszej kolejności utworzono pewne organizmy pożytku publicznego, które miały regulować współżycie w ramach struktury państwowej. W Polsce tendencja jest odwrotna. Nie jesteśmy dumni z Polski, gdyż nie oceniamy pozytywnie efektywności jej działania. To z kolei jest konsekwencją tego, że państwo postrzegamy jako twór abstrakcyjny: dla Polaka państwo to to, czego nie widzi, czyli przede wszystkim instytucje. Jest to coś względem nas zewnętrznego, obcego. Polska nie jest nam bliska, dlatego też Polacy nie są nam bliscy. Idąc tym tropem, można powiedzieć, że Polacy nie tworzą narodu, tylko społeczeństwo. Jesteśmy tworem czysto politycznym, małżeństwem z konieczności.
Nic więc dziwnego, że tam, gdzie Amerykanie są z siebie dumni, tam Polacy się siebie wstydzą. Nie trudno to zaobserwować na zagranicznych wycieczkach. Amerykanin samotny, spędzający vacations w pojedynkę to gatunek nieczęsto występujący w naturze. Z reguły bowiem Amerykanie występują stadnie. Od razu swój swego pozna i zachęci do wspólnego relaksu. Polacy, rzecz jasna, postępują odwrotnie. Przyznaję, że niejednokrotnie spotkałam się z sytuacją „chowania się” przed Polakami zagranicą. „Patrz, nosi skarpetki do sandałów, to na pewno Polak.”, „Ej, wyciągnął kanapkę w knajpie, taki sknerus to na pewno od nas”, słyszałam en razy. Nigdy jednak nie słyszałam w ustach Amerykanina „boże, 30 stopni a on w adidasach chodzi, musi być ze Stanów”, a to przecież też trochę groteskowe i niesmaczne. Amerykanie są życzliwi i spontaniczni, a jeśli są na wakacjach, to po to, żeby się bawić lub odpocząć, a nie obrażać. A z kim lepiej, jak ze Swoim?
Pytanie, czy taką formę obcowania Polaka z Polakiem można wyplenić. Czy miłość do Polski łączy się jakoś z miłością do Polaków? Ponad wszelką wątpliwość nasze podejście do patriotyzmu zdradza się w takich właśnie chwilach próby: #proudpolish żąda od swojego państwa nieustannego potwierdzenia swojej wielkości, duma z Rzeczpospolitej niepodparta doniosłymi czynami jest dla jej obywateli zbyt trudna. A miłość do rodaka okazuje się kwestią drugorzędną, ponieważ patriotyzm wiąże się, zdaniem wielu, nie z obywatelami, ale z afirmacją swojej historii. Niestety okrutnym zbiegiem okoliczności zbyt wiele polskich sukcesów nie zapisało się na kartach historii. Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem, bez zaproszenia VIP można przecież zawsze skoncentrować się na porażkach. A tych jest o niebo więcej i rytualne polskie wspominki mają w Polsce długą tradycję. Tak więc dzielni Polacy budują swoją tożsamość na gruzach przodków. To oczywiście refleksja mocno już oklepana, ale konsekwencje, jakie wynikają z takiego „twój-dziadek-bronił-Westerplatte,- a-twoja-ciocia-kolportowała-ulotki-Solidarności” są niebagatelne. Daleka od jakichkolwiek politycznych aluzji, uważam, że ten nasz smutny patriotyzm, wsparty na negatywnym punkcie odniesienia, do niczego dobrego nie prowadzi.
Przede wszystkim, brakuje nam kultury patriotyzmu, którą w Stanach Zjednoczonych hoduje się od wielu pokoleń. Państwo, które za swoje główne cnoty uznaje tolerancję, różnorodność i wielokulturowość, potrzebuje czynnika spajającego. Dlatego syndrom American Dream okazał się tak pomocny w kształtowaniu postawy przepełnionej radością: przyjedź, zrób karierę, ale zostań. Bądź taki, jak my: bądź Ameryką. Nawet w osiemnastowiecznych pamfletach Nowy Świat reklamowano jako miejsce, w którym odmienisz swoje życie i wyzwolisz się od ograniczającej, nudnej europejskiej tożsamości. Amerykański pisarz francuskiego pochodzenia, J.H.St.J. Crevecoeur pisał w 1782 roku: „Jakie przywiązanie może czuć biedny europejski imigrant do państwa, w którym nic nie miał? Tutaj człowiek jest wolny, tak jak być powinno. Tutaj przedstawiciele wszystkich narodów łączą się w jedną, nową rasę ludzi, ich praca i dobrobyt odmieni kiedyś świat”. Amerykańska kultura patriotyzmu wiąże się z samouwielbieniem, z tym, że są wyjątkowi, że są lepsi.
Polacy nie potrafią się tak reklamować, nie jest to wpisane w naszą tradycję ani kulturę. Przykładowo młodzi ludzie czują się nieswojo, kiedy ktoś prawi im kazanie o świetności naszego narodu. Jeszcze bardziej krępuje ich, kiedy ktoś próbuje na siłę podkolorować temat patriotyzmu: nauczono nas, że co poważne i nudne, nudnym i poważnym zostać musi. Z tego 4 też powodu uważam, że happeningi typu „Orzeł może” skazane są na niepowodzenie. Celem akcji społecznej „Orzeł może” jest, jak informuje w jednym z artykułów Gazeta Wyborcza, współorganizator projektu, „rozprawienie się ze stereotypem Polaka pesymisty, malkontenta, nadętego smutasa, który ma wszystkim za złe i wszystkim zazdrości”. Nie wydaje mi się, żeby Polacy poczuli się bardziej Polakami, żeby dostrzegli pozytywne aspekty utożsamienia się z Rzeczpospolitą na widok gigantycznego orła z białej czekolady czy też miasta zaśmieconego kolorowymi ulotkami o treści „żartobliwej, acz patriotycznej”.
Spójrzmy na to jednak z innej strony. Mimo że Amerykanie czują się patriotami, są dumni z siebie nawzajem, a przed ponad połową domów widnieje flaga amerykańska, często nie są w stanie określić, co tak naprawdę napawa ich dumą. Nastroje patriotyczne są nieraz reakcją na pewne tragiczne wydarzenia, które prowokują ich do tego, by o swojej dumie sobie przypomnieć. Tak jak w przypadku Polski, model amerykańskiego patriotyzmu, kolorowego, ale przepełnionego oddaniem, spowszedniał. Zarówno w USA, jak i w Polsce solidarność wyrażamy w chwilach kryzysu. Tworzymy wspólnotę interesów podczas zagrożeń, a jest to model z założenia tymczasowy, przejściowy. Kiedy sytuacja na nowo się ustabilizuje, wracamy do naszych własnych spraw, a Ameryka dla Amerykanów czy Polska dla Polaków pozostanie pustym symbolem. My z zasady będziemy się siebie wstydzić, Amerykanie z zasady będą podkreślać swoją wyższość. Amerykanie i Polacy obierają sobie za punkt odniesienia swoją inność: Amerykanie czują się inni, bo lepsi, Polacy czują się inni, bo gorsi. Obie postawy, tak mocno zakorzenione, ciężko zmienić, a z czasem nieświadomie zaczynamy je przyjmować bezmyślnie. Przy takim nastawieniu każde stanowisko staje się banalne, bierne i martwe.
Konkurs WPROST dla Młodych Dziennikarzy był organizowany od 1998 r. przez tygodnik WPROST we współpracy z ambasadą Stanów Zjednoczonych. Ideą konkursu jest promowanie młodych ludzi, którzy uważnie obserwują otaczającą ich rzeczywistość, potrafią ją analizować i umieją o niej pisać mądrze i z pasją. Przy ocenie prac liczy się kreatywność i umiejętność logicznego wywodu oraz wielopłaszczyznowe spojrzenie na problem. Główną nagrodą jest ufundowane przez ambasadę amerykańską trzytygodniowe stypendium w Missouri School of Journalism. Edycja z roku 2013 była ostatnią, jeżeli uda nam się wypracować nową formułę – być może powróci.
Do oceny prac, oprócz przedstawicieli redakcji WPROST oraz ambasady amerykańskiej, zapraszani są dziennikarze, którzy doskonale znają kuchnię amerykańskich mediów oraz eksperci zajmujący się merytorycznie tematyką związaną z tematem konkursu. W ostatniej edycji konkursu pytaliśmy: Jak młodzi Polacy patrzą na patriotyzm? Jakie znaczenie ma dla nich flaga, historia i hymn Polski? Jakie wypadamy w porównaniu z młodymi Amerykanami? Tematem był - „Patriotyzm młodych”. Eseje oceniało jury, w skład którego weszli: Magda Papuzińska – wydawca tygodnika WPROST, Grzegorz Gortat – pisarz i tłumacz literatury anglojęzycznej, Jarosław Kuźniar – dziennikarz TVN24, Marzena Rogalska – dziennikarka TVP2 oraz Zuzanna Lewandowska – wiceprezes The Kings Foundation, organizacji, która wspiera polskich licealistów w aplikowaniu na najlepsze światowe uczelnie. Zwyciężyła Iwona Ślęzak . Drugie i trzecie miejsce zajęli odpowiednio: Wiktor Cyrny i Wojciech Engelking.