Zawarto w niej opis całego zestawu nacisków ekonomicznych, politycznych i dyplomatycznych, które skłoniły rząd belgijski do zaproponowania zmian w tzw. ustawie o działaniu powszechnym, która ma zapobiec oskarżaniu w Belgii polityków i wojskowych z państw sojuszniczych o zbrodnie wojenne popełnione rzekomo w czasie wojny w Zatoce Perskiej czy niedawnej interwencji zbrojnej w Iraku.
W czasie minionego weekendu rząd belgijski zdecydował, że przeforsuje w parlamencie nowelizację, która ograniczy zasięg ustawy do podejrzeń o zbrodnie wojenne i przeciwko ludzkości, mających związek z Belgią. Chodzi o zbrodnie, których ofiarami są obywatele belgijscy albo popełnione przez obywateli Belgii lub osoby zamieszkałe stale w tym kraju przez co najmniej trzy lata.
Do tej pory na mocy tej ustawy można było skarżyć w belgijskich sądach przestepstwa popełnione przez obywateli dowolnego kraju i popełnione w dowolnym miejscu na świecie. W związku z ustawą do belgijskiej prokuratury wpłynęły w ostatnim roku skargi m.in. przeciwko prezydentom USA: George'owi Bushowi i jego ojcu, sekretarzowi stanu Colinowi Powellowi, wiceprezydentowi Dickowi Cheneyowi, premierowi Wielkiej Brytanii Tony'emu Blairowi, premierowi Izraela Arielowi Szaronowi, a także Saddamowi Husajnowi i Fidelowi Castro.
Czy tylko Amerykanie grożą wstrzymaniem budowy nowego gmachu Kwatery Głównej NATO w Brukseli i odmową udziału w spotkaniach sojuszu w tym mieście? "Nie. Pewne kraje myślą tak samo: Wielka Brytania, Hiszpania i inne, w tym kraje nowej Europy" - czytamy w notatce dyplomaty napisanej w formie pytań i odpowiedzi.
Czy jest wyjście alternatywne dla utrzymania siedziby NATO w Brukseli? "Tak. Już zgłaszały się Warszawa, Budapeszt, Praga, Barcelona" - napisał belgijski dyplomata.
Według "Le Soir" naciski ekonomiczne polegały przede wszystkim na groźbie bojkotu portu w Antwerpii na korzyść holenderskiego Rotterdamu przez statki i okręty amerykańskie, jak również przez najbliższych sojuszników Ameryki "ze starej i nowej Europy".
Presję polityczną wywierano zwłaszcza poprzez flamandzkie partie opozycyjne, w tym chadeków, którzy zaoferowali się jako mediatorzy między ambasadą USA w Belgii a liberalno-socjalistycznym rządem w Brukseli. W obawie o interesy ekonomiczne Antwerpii i Flandrii do nacisków na rząd dołączyli politycy współrządzących partii flamandzkich.
Równolegle Amerykanie mówili otwarcie, co myślą o belgijskiej ustawie, przy czym najostrzej wypowiedział się 12 czerwca minister obrony USA Donald Rumsfeld na spotkaniu ministrów obrony państw NATO w Brukseli. W ubiegły piątek dołączył też rzecznik Departamentu Stanu, który powiedział, że belgijska ustawa "musi być wycofana".
Notatce belgijskiego dyplomaty zaprzeczył w sobotę minister Cimoszewicz, który zapewniał dziennikarzy na szczycie Unii Europejskiej w Grecji, że Polska nie wykorzystuje okazji, żeby lansować kandydaturę Warszawy na siedzibę NATO, ponieważ "trzeba myśleć w kategoriach lojalności, dobrej współpracy ze wszystkimi państwami".
"Tu nie chodzi o spektakularny sukces w jakimś tam momencie, tylko trzeba widzieć się w tym gronie (sojuszników) w długiej perspektywie" - tłumaczył Cimoszewicz. "Nie należy podejmować żadnych pochopnych decyzji ani czynić z tego problemu większego, niż on jest. Osobiście nie mam wątpliwości, że siedziba NATO pozostanie w Brukseli" - dodał.
em, pap