Pani Agnieszka, której prof. Bogdan Chazan nie zezwolił na aborcję, nie rozmawia z prasą. Dla „Wprost” zrobiła wyjątek i wraz z mężem kilka dni przed pogrzebem syna opowiadają o tym, co przeszli w ostatnich miesiącach. Prof. Chazana oskarżają o kłamstwo, manipulacje i niedopełnienie obowiązków.
Na początku czerwca Agnieszka była w 32. tygodniu ciąży. Nosiła w brzuchu dziecko z wodogłowiem, nierozwijającym się mózgiem, pozbawione części kości twarzoczaszki. Miała dokument podpisany przez prof. Bogdana Chazana, odmawiający jej przerwania ciąży. Zdecydowała się ze mną rozmawiać. Na łamach „Wprost” opowiedziała, jak wyglądała jej batalia. To po tej rozmowie wróciła w Polsce dyskusja o aborcji, ochronie życia, roli Kościoła w życiu społecznym i politycznym, klauzuli sumienia, łamaniu prawa przez ginekologów.
- PIERWSZY WIDOK JEST TRUDNY DO PRZEŻYCIA. Pod koniec życia naszego synka płyn w głowie się przemieścił i oko, które było w wielkim wytrzeszczu, schowało się – opowiadają rodzice dziecka, którym prof. Bogdan Chazan odmówił legalnego przerwania ciąży.
JACEK: 10 dni. W 22. tygodniu wiedzieliśmy, że nasz syn nie ma szansy na przeżycie. Wiedzieliśmy, że umrze, kwestia tylko, czy będziemy musieli patrzeć na jego męki. Mogliśmy mu po prostu oszczędzić cierpień.
AGNIESZKA: Byliśmy u niego codziennie, dwa razy dziennie. Ale krótko.
JACEK: Nie dawaliśmy rady więcej. Godzina, najdłużej dwie. Żona brała go na ręce.
AGNIESZKA: Raz z tobą. Pomogłeś mi. Przytuliłam. (Pani Agnieszka płacze). Ty też brałeś. Moja mama chciała zobaczyć, ale nie mogła podejść, bo akurat pielęgniarki się nim zajmowały. Może lepiej. Teściowa przy nim była. Bardzo przeżywała. Pod koniec życia płyn w głowie się przemieścił i oko, które było w wielkim wytrzeszczu, schowało się, zmieniło pozycję. Ten widok stał się mniej drastyczny.
JACEK: Pierwsze spojrzenie, pierwszy widok jest trudny do przeżycia, a potem myślę, że się powoli przyzwyczajaliśmy. Byliśmy przygotowani na to, czego mogliśmy się spodziewać. Jednak tego się nie da opisać.
AGNIESZKA: Ten widok był bolesny tym bardziej, że reszta ciała była idealna.
JACEK: Skoro prof. Chazan przeprowadzał aborcję tak, jak to opisuje, to widok naszego dziecka nie zrobiłby na nim żadnego wrażenia. Pogrzeb dopiero będzie. Co teraz przede wszystkim czujecie? Smutek?
AGNIESZKA: Nie wiem, czy smutek, czy taki ciężki stan, czy depresję. Potrzebuję chwili wytchnienia, ale jestem osobą upartą i wiem, że z mężem nie odpuścimy.
JACEK: Byliśmy dziś w prokuraturze, rozmawialiśmy z panią prokurator o bezpośrednim narażeniu na utratę życia lub zdrowia.
AGNIESZKA: Mówiłam o cesarskim cięciu, usłyszałam, że przecież pani prokurator miała dwa i wszystko w porządku. Zbyłam to milczeniem. Biegli się będą wypowiadać.
JACEK: Dziś zawieźliśmy wszystkie dokumenty.
AGNIESZKA: I zdjęcie USG. (...)
RIGAMONTI: Nie wiedzieliście, że w szpitalu na Madalińskiego nie wykonuje się aborcji?
JACEK: Nie.
AGNIESZKA: Na komisji w izbie lekarskiej pytali mnie, czy znałam poglądy profesora, czy słyszałam o nim. Nie słyszałam. Tak jak nie znam życiorysów i poglądów dyrektorów innych szpitali. Ja nawet nie wiedziałam, że on jest czynnym lekarzem. Byłam przekonana, że pełni po prostu funkcję dyrektora. O jego poglądach dowiedzieliśmy się z odmowy wykonania aborcji. Widziałam go dwa razy – 14 i 16 kwietnia – i nigdy więcej nie miałam z nim kontaktu.
JACEK: Zrozumieliśmy, że w zasadzie cały szpital, którym kieruje prof. Chazan, nie wykonuje aborcji, lekarze nie przepisują tabletek antykoncepcyjnych i nie przeprowadzają badań prenatalnych. Czy pani wie, że prof. Chazan zamienił przyszpitalną, ogólnodostępną przychodnię ginekologiczną w miejsce, w którym konsultowane są teraz tylko pacjentki szpitala?
AGNIESZKA: Pan prof. Chazan wyjaśnił, że studentki przychodziły do tej przychodni jak na „pogotowie antykoncepcyjne” i on postanowił ten proceder ukrócić.
JACEK: Dla mnie to jest niewyobrażalne. Prof. Chazan zachowywał się przez lata jak władca, jak właściciel państwowego szpitala.
AGNIESZKA: Kiedy z nim rozmawiałam, nie był w kitlu, tylko w cywilnych ubraniach. Nie badał mnie. Byłam przekonana, że ta rozmowa z nim jest formalnością, że dyrektor szpitala chce się upewnić, iż nie byłam namawiana przez lekarzy i że jestem stuprocentowo przekonana. Przecież ja przyjechałam na tę rozmowę z torbą, byłam gotowa na przyjęcie do szpitala i na przerwanie ciąży. W trakcie rozmowy okazało się, że to nie jest formalność. Na początku usłyszałam, że moja ustna i pisemna prośba o przerwanie ciąży mają taką samą wagę. Kiedy do niego przyszłam, wiedział doskonale, jaka jest moja ustna prośba, teraz kłamie, że dowiedział się o moim istnieniu dopiero 14 kwietnia. Wiem, że gdybym ja tego pisma nie napisała, to prof. Chazan by mi nie odpowiedział i dzisiaj pewnie nie byłoby żadnej sprawy, dalej oszukiwałby kobiety, manipulował nimi. (...)
JACEK: W tym wszystkim najbardziej cierpiało nasze dziecko. Kiedy się urodziło, to nikt z żadnych ruchów pro-life, z żadnych fundacji, nikt z popierających prof. Chazana, żaden ksiądz, dosłownie nikt nie zgłosił się, żeby chociaż zapytać, jak można pomóc, co można zrobić.
AGNIESZKA: Kuria wolała zbierać pieniądze na karę dla prof. Chazana, niż chociażby pomodlić się za nasze dziecko.
JACEK: Gdzie jest empatia dla tego – jak twierdzą niektórzy – „uratowanego przez prof. Chazana” dziecka? Gdzie był Kościół? Gdzie był prof. Chazan po urodzeniu naszego dziecka? W odmowie przerwania ciąży napisał, że proponuje państwa dziecku hospicjum.
AGNIESZKA: Ta odpowiedź była ostatnią „pomocą” prof. Chazana dla nas. Zrobił to, co mógł najgorszego. Kiedy się urodziło nasze dziecko, nie zająknął się słowem w sprawie jakiejkolwiek pomocy. I nie mam tu na myśli pomocy finansowej.
JACEK: A co do hospicjum, to po urodzeniu dziecka dowiedzieliśmy się od pań z tego hospicjum, że to jest hospicjum domowe. To oznaczało, że musielibyśmy zabrać dziecko do domu, co odradzały nam te panie. Pani Magdo, nasze dziecko oddychało, serce mu biło, ale tak naprawdę było martwe!
AGNIESZKA: Sądzę, że prof. Chazan doskonale wiedział, że to jest hospicjum domowe.
JACEK: Jednak nie napisał tego w tej odmowie. Zrobił to specjalnie, żeby przekonać żonę, by nie rozwiązywała ciąży. Mówił nawet, że dzwonił i załatwi miejsce. Kolejne kłamstwo profesora. Wie pani, będziemy się odwoływać od tego raportu. Bo w tym raporcie w urzędzie miasta jest napisane, że mieliśmy możliwość odwołania się od decyzji prof. Chazana. Wie pani, że to są jakieś bzdury, bo my tak naprawdę nie dostaliśmy żadnej decyzji. Dokument od prof. Chazana był wystawiony po czasie, w 25. tygodniu ciąży. Teraz wiemy, że prawnie powinno wyglądać to tak: po 27 marca, po stwierdzeniu wad u naszego dziecka, dr Gawlak powinien nam wystawić za-świadczenie o spełnieniu warunków do rozwiązania ciąży. Podobne zaświadczenie powinniśmy dostać od Instytutu Matki i Dziecka.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" , który trafi do kiosków 21 lipca
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay
- PIERWSZY WIDOK JEST TRUDNY DO PRZEŻYCIA. Pod koniec życia naszego synka płyn w głowie się przemieścił i oko, które było w wielkim wytrzeszczu, schowało się – opowiadają rodzice dziecka, którym prof. Bogdan Chazan odmówił legalnego przerwania ciąży.
JACEK: 10 dni. W 22. tygodniu wiedzieliśmy, że nasz syn nie ma szansy na przeżycie. Wiedzieliśmy, że umrze, kwestia tylko, czy będziemy musieli patrzeć na jego męki. Mogliśmy mu po prostu oszczędzić cierpień.
AGNIESZKA: Byliśmy u niego codziennie, dwa razy dziennie. Ale krótko.
JACEK: Nie dawaliśmy rady więcej. Godzina, najdłużej dwie. Żona brała go na ręce.
AGNIESZKA: Raz z tobą. Pomogłeś mi. Przytuliłam. (Pani Agnieszka płacze). Ty też brałeś. Moja mama chciała zobaczyć, ale nie mogła podejść, bo akurat pielęgniarki się nim zajmowały. Może lepiej. Teściowa przy nim była. Bardzo przeżywała. Pod koniec życia płyn w głowie się przemieścił i oko, które było w wielkim wytrzeszczu, schowało się, zmieniło pozycję. Ten widok stał się mniej drastyczny.
JACEK: Pierwsze spojrzenie, pierwszy widok jest trudny do przeżycia, a potem myślę, że się powoli przyzwyczajaliśmy. Byliśmy przygotowani na to, czego mogliśmy się spodziewać. Jednak tego się nie da opisać.
AGNIESZKA: Ten widok był bolesny tym bardziej, że reszta ciała była idealna.
JACEK: Skoro prof. Chazan przeprowadzał aborcję tak, jak to opisuje, to widok naszego dziecka nie zrobiłby na nim żadnego wrażenia. Pogrzeb dopiero będzie. Co teraz przede wszystkim czujecie? Smutek?
AGNIESZKA: Nie wiem, czy smutek, czy taki ciężki stan, czy depresję. Potrzebuję chwili wytchnienia, ale jestem osobą upartą i wiem, że z mężem nie odpuścimy.
JACEK: Byliśmy dziś w prokuraturze, rozmawialiśmy z panią prokurator o bezpośrednim narażeniu na utratę życia lub zdrowia.
AGNIESZKA: Mówiłam o cesarskim cięciu, usłyszałam, że przecież pani prokurator miała dwa i wszystko w porządku. Zbyłam to milczeniem. Biegli się będą wypowiadać.
JACEK: Dziś zawieźliśmy wszystkie dokumenty.
AGNIESZKA: I zdjęcie USG. (...)
RIGAMONTI: Nie wiedzieliście, że w szpitalu na Madalińskiego nie wykonuje się aborcji?
JACEK: Nie.
AGNIESZKA: Na komisji w izbie lekarskiej pytali mnie, czy znałam poglądy profesora, czy słyszałam o nim. Nie słyszałam. Tak jak nie znam życiorysów i poglądów dyrektorów innych szpitali. Ja nawet nie wiedziałam, że on jest czynnym lekarzem. Byłam przekonana, że pełni po prostu funkcję dyrektora. O jego poglądach dowiedzieliśmy się z odmowy wykonania aborcji. Widziałam go dwa razy – 14 i 16 kwietnia – i nigdy więcej nie miałam z nim kontaktu.
JACEK: Zrozumieliśmy, że w zasadzie cały szpital, którym kieruje prof. Chazan, nie wykonuje aborcji, lekarze nie przepisują tabletek antykoncepcyjnych i nie przeprowadzają badań prenatalnych. Czy pani wie, że prof. Chazan zamienił przyszpitalną, ogólnodostępną przychodnię ginekologiczną w miejsce, w którym konsultowane są teraz tylko pacjentki szpitala?
AGNIESZKA: Pan prof. Chazan wyjaśnił, że studentki przychodziły do tej przychodni jak na „pogotowie antykoncepcyjne” i on postanowił ten proceder ukrócić.
JACEK: Dla mnie to jest niewyobrażalne. Prof. Chazan zachowywał się przez lata jak władca, jak właściciel państwowego szpitala.
AGNIESZKA: Kiedy z nim rozmawiałam, nie był w kitlu, tylko w cywilnych ubraniach. Nie badał mnie. Byłam przekonana, że ta rozmowa z nim jest formalnością, że dyrektor szpitala chce się upewnić, iż nie byłam namawiana przez lekarzy i że jestem stuprocentowo przekonana. Przecież ja przyjechałam na tę rozmowę z torbą, byłam gotowa na przyjęcie do szpitala i na przerwanie ciąży. W trakcie rozmowy okazało się, że to nie jest formalność. Na początku usłyszałam, że moja ustna i pisemna prośba o przerwanie ciąży mają taką samą wagę. Kiedy do niego przyszłam, wiedział doskonale, jaka jest moja ustna prośba, teraz kłamie, że dowiedział się o moim istnieniu dopiero 14 kwietnia. Wiem, że gdybym ja tego pisma nie napisała, to prof. Chazan by mi nie odpowiedział i dzisiaj pewnie nie byłoby żadnej sprawy, dalej oszukiwałby kobiety, manipulował nimi. (...)
JACEK: W tym wszystkim najbardziej cierpiało nasze dziecko. Kiedy się urodziło, to nikt z żadnych ruchów pro-life, z żadnych fundacji, nikt z popierających prof. Chazana, żaden ksiądz, dosłownie nikt nie zgłosił się, żeby chociaż zapytać, jak można pomóc, co można zrobić.
AGNIESZKA: Kuria wolała zbierać pieniądze na karę dla prof. Chazana, niż chociażby pomodlić się za nasze dziecko.
JACEK: Gdzie jest empatia dla tego – jak twierdzą niektórzy – „uratowanego przez prof. Chazana” dziecka? Gdzie był Kościół? Gdzie był prof. Chazan po urodzeniu naszego dziecka? W odmowie przerwania ciąży napisał, że proponuje państwa dziecku hospicjum.
AGNIESZKA: Ta odpowiedź była ostatnią „pomocą” prof. Chazana dla nas. Zrobił to, co mógł najgorszego. Kiedy się urodziło nasze dziecko, nie zająknął się słowem w sprawie jakiejkolwiek pomocy. I nie mam tu na myśli pomocy finansowej.
JACEK: A co do hospicjum, to po urodzeniu dziecka dowiedzieliśmy się od pań z tego hospicjum, że to jest hospicjum domowe. To oznaczało, że musielibyśmy zabrać dziecko do domu, co odradzały nam te panie. Pani Magdo, nasze dziecko oddychało, serce mu biło, ale tak naprawdę było martwe!
AGNIESZKA: Sądzę, że prof. Chazan doskonale wiedział, że to jest hospicjum domowe.
JACEK: Jednak nie napisał tego w tej odmowie. Zrobił to specjalnie, żeby przekonać żonę, by nie rozwiązywała ciąży. Mówił nawet, że dzwonił i załatwi miejsce. Kolejne kłamstwo profesora. Wie pani, będziemy się odwoływać od tego raportu. Bo w tym raporcie w urzędzie miasta jest napisane, że mieliśmy możliwość odwołania się od decyzji prof. Chazana. Wie pani, że to są jakieś bzdury, bo my tak naprawdę nie dostaliśmy żadnej decyzji. Dokument od prof. Chazana był wystawiony po czasie, w 25. tygodniu ciąży. Teraz wiemy, że prawnie powinno wyglądać to tak: po 27 marca, po stwierdzeniu wad u naszego dziecka, dr Gawlak powinien nam wystawić za-świadczenie o spełnieniu warunków do rozwiązania ciąży. Podobne zaświadczenie powinniśmy dostać od Instytutu Matki i Dziecka.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Wprost" , który trafi do kiosków 21 lipca
Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania.
Najnowszy "Wprost" jest także dostępny na Facebooku.
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay