Rząd niemiecki uznał wypowiedź włoskiego premiera za nie do przyjęcia i wyraził swe niezadowolenie ambasadorowi Włoch w Berlinie - poinformował rzecznik rządu niemieckiego.
Ambasador Niemiec w Rzymie Klaus Neubert również został wezwany w środę po południu do włoskiego MSZ, gdzie "na polecenie" szefa dyplomacji Franco Frattiniego rozmawiał z nim sekretarz generalny ministerstwa Giuseppe Baldocci.
Według komunikatu włoskiego MSZ, ambasadorowi przekazano stanowisko rządu włoskiego, który uważa, że wypowiedź deputowanego Martina Schulza w Parlamencie Europejskim była "ciężką i niedopuszczalną zniewagą dla godności premiera Silvio Berlusconiego, instytucji włoskich i europejskich".
W krótkim wystąpieniu Schultz nawiązał do rozmaitych oskarżeń wysuwanych przeciwko Berlusconiemu przez włoskie i hiszpańskie organa ścigania.
Zaczął od tego, że zgadza się z przedmówcą, włoskim eurodeputowanym i byłym sędzią śledczym Antonio Di Pietro, że Europie grozi zarażenie się "wirusem konfliktu interesów", który jakoby nosi w sobie Berlusconi.
Przypomniał też podejrzenia hiszpańskiego sędziego śledczego Baltasara Garzona, że Berlusconi mógł wiedzieć o oszustwach podatkowych należącej do niego hiszpańskiej stacji telewizyjnej Tele 5.
Nawiązał do zarzutów Garzona, że poprzednia przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Nicole Fontaine skutecznie odwlekała w 2001 roku rozpatrzenie wniosku o cofnięcie immunitetu poselskiego Berlusconiemu, gdy ten był jeszcze członkiem parlamentu unijnego.
Schultz wytknął Berlusconiemu, że w swoim przemówieniu programowym nie wspomniał o planach powołania do życia urzędu wspólnego unijnego prokuratora, o wdrażaniu decyzji o "europejskim nakazie aresztowania" ani o wzajemnym uznawaniu wyroków sądowych.
Deputowany SPD oświadczył też, że Berlusconi ponosi odpowiedzialność za wypowiedzi swego koalicyjnego partnera Umberto Bossiego. Zdaniem Schultza, są one sprzeczne z unijną Kartą Praw Podstawowych i zasługiwałyby na równie ostrą reakcję, jak niegdyś słowa austriackiego populisty Joerga Haidera.
Rozwścieczony tym wystąpieniem Berlusconi powiedział do Schultza: "Pewien producent we Włoszech robi właśnie film o nazistowskich obozach koncentracyjnych. Zaproponuję mu pana do roli kapo".
Włoski premier usiłował później załagodzić oburzenie, jakie wywołała ta jego wypowiedź.
Współpracownik Berlusconiego powiedział, że premier na zamkniętym spotkaniu konserwatywnej Europejskiej Partii Ludowej zapewnił, że "nie chciał obrazić uczuć kraju, uczuć mających historyczną motywację".
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Irlandczyk Pat Cox wyraził ubolewanie z powodu "zniewagi", ale Berlusconi odmówił przeprosin za swoją - jak to określił - ironię, "dopóki pan Schultz nie wycofa swoich raniących słów" pod jego adresem.
Wystąpienie Schultza nie było wcale najbardziej krytyczne. Wiele równie, a nawet bardziej krytycznych uwag pod adresem Berlusconiego padło z ust innych eurodeputowanych z grup socjalistów, zielonych i komunistów, w tym posłów włoskich partii opozycyjnych. Padły m.in. słowa "troglodyta", "ślepy wykonawca woli USA".
Kilku eurodeputowanych z grupy zielonych powitało zresztą premiera Włoch w środę rano tabliczkami z napisem: "Prawo jest jednakowe dla wszystkich" oraz "Precz z ojcami chrzestnymi". W czasie debaty, jeszcze przed incydentem z "kapo", bronili natomiast Berlusconiego eurodeputowani z partii chadeckich, konserwatywnych i skrajnie prawicowych.
em, pap