W sierpniu w Rimini na plaży nie ma wolnych leżaków. Po sezonie miasteczko pu stoszeje. Zamykają się kluby, restauracje, lodziarnie i sklepiki z pamiątkami. Do takiego wymarłego kurortu nad Adriatykiem 9 lutego 2004 r., z małą torbą na ramieniu, przyjechał Marco Pantani – legenda kolarstwa, kiedyś bożyszcze Italii, wtedy już upadła gwiazda. Wynajął pokój w pensjonacie La Rosa i każdego dnia przedłużał pobyt o jeden dzień. Nie wychodził, jedzenie zamawiał przez telefon z pobliskiej restauracji. 13 lutego omlet z szynką przyniósł mu sam właściciel pizzerii Oliver Laghi – w młodość amatorski kolarz. Nie chciał przyjąć pieniędzy. W śledztwie Laghi zeznał, że choć Pantani wyglądał jak żywy trup, na koniec rozmowy uśmiechnął się i powiedział: – Proszę przyjść jutro, pogadamy trochę o kolarstwie i o życiu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.