Afgańskie siły bezpieczeństwa usunęły demonstrantów i otoczyły ambasadę kordonem.
Dyplomatom udało się schronić w piwnicach budynku.
Pakistan oskarżył afgańskie siły bezpieczeństwa o pobłażanie demonstrantom i na znak protestu zamknął ambasadę.
Prezydent Afganistanu Hamid Karzaj potępił incydent i zapowiedział, że zatelefonuje z przeprosinami do prezydenta Pakistanu Perveza Musharrafa. Obiecał też zapłacić za zniszczenia.
Władze Pakistanu zaprzeczył doniesieniom o naruszeniu granicy afgańskiej, oświadczając, że jego wojska rozmieściły swe posterunki tuż przy granicy na obszarze plemienia Mohmandów, leżącym w prostej linii między Kabulem i Islamabadem, aby pilnować przejść i zabezpieczyć teren.
Nie była to pierwsza napaść Afgańczyków na ambasadę pakistańską. Splądrowano ją w 1994 i 1995 roku, a ostatnio w listopadzie 2001 roku, kiedy siły walczące z afgańskim reżimem talibów zdobyły Kabul.
Wrogość do sąsiedniego Pakistanu bierze się stąd, że jego władze popierały rządy talibów do 11 września 2001 roku, kiedy to terroryści z Al-Kaidy, korzystający z gościny talibów w Afganistanie, zaatakowali budynki World Trade Center w Nowym Jorku i Pentagonu w Waszyngtonie. Po ataku władze w Islamabadzie pod presją Amerykanów wycofały poparcie dla talibów i po ich obaleniu stosunki pakistańsko-afgańskie uległy poprawie, ale wielu Afgańczyków nadal odnosi się podejrzliwie do Pakistanu.
W ostatnich dniach doszło też do spięcia między Karzajem i Musharrafem. W przemówieniu wygłoszonym w niedzielę Karzaj skrytykował prezydenta Pakistanu za to, że podczas niedawnej podróży zagranicznej powiedział, iż rząd Afganistanu kontroluje niewiele więcej niż sam Kabul i nie reprezentuje wszystkich grup etnicznych i plemiennych kraju. Karzaj oświadczył, że Pakistan nie powinien się mieszać w wewnętrzne sprawy Afganistanu.
em, pap