- Boję się, że ludzie będą na mnie głosować, bo jestem niepełnosprawny, biedny i trzeba mi pomóc. I dlatego walczę, żeby wypieprzyć całą tę litość. Czasem słyszę: „zrobił coś fajnie, jak na niepełnosprawnego”. I myślę wtedy, dzięki kur.. Jak na niepełnosprawnego jestem fajny, bo pójdę sobie sam po browara do sklepu. A statystycznie większość niepełnosprawnych nie jest w stanie tego zrobić – mówi Jan Mela, uczestnik "Tańca z gwiazdami", w rozmowie z Pauliną Sochą-Jakubowską w najnowszym wydaniu "Wprost".
Paulina Socha-Jakubowska: Po co ci to?
Jan Mela: Masz na myśli „Taniec z gwiazdami”?
Tak. Zastanawiam się, po co komuś, o kim powstają filmy, kto zdobył dwa bieguny i przebieg maraton, udział w takim show?
Nie jara mnie robienie show i kręcenie pupą, udowadnianie, jaki jestem zajebisty. Już sama nazwa programu dla mnie jest rażąca, bo nie jestem gwiazdą. A taką rolę mam pełnić. Nie oszukujmy się, ten program jest odziany w kolorową tandetę.
Nie boisz się tego mówić?
Ale to nic złego. To lekka, przyjemna dla oka zabawa. Wysoka oglądalność pokazuje, że chcemy takich programów.
Chodzi mi raczej o to, że szefostwo „kolorowej tandety” będzie ci płacić za występy. Kasa też jest ważna, a niepotrzebnie stanowi temat tabu. Pieniądze w połowie chciałbym przeznaczyć na działania mojej fundacji, czyli na pomoc osobom po amputacjach. Trudno jest zbierać te pieniądze w inny sposób. Teraz na przykład potrzebujemy kasy dla chłopaka, którego proteza udowa, skonstruowana przez kumpla mechaniko-protetyka, waży 15 kilogramów. A ja w samotną podróż do Azji, na cztery miesiące, wziąłem plecak 16-kilogramowy. Na plecach dźwigałem tyle, ile on musi codziennie tachać podnosząc nogę. Dlatego pieniądze to jeden z powodów, dla którego idę do „Tańca z gwiazdami”.
A drugi?
Chcę po raz kolejny w nowej odsłonie pokazać, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.
W to już nikt nie wątpi.
Tyle że ten program ma bardzo wysoką oglądalność, na poziomie 4 mln widzów. Dzięki temu ze swoim przekazem będę mógł dotrzeć do tych, którym wcześniej nie miałem szansy nic powiedzieć. Skoro w filmach możemy poznać sto sposobów na to, jak poderwać dziewczynę, dlaczego z telewizyjnego show nie mamy dowiedzieć się, jak reagować na czyjąś niepełnosprawność?
Czyli misja.
Nie łudzę się, że będę miał możliwość podzielenia się swoją filozofią życiową. Ale dla wielu niepełnosprawnych i nie tylko, już sam przykład, że podjąłem wyzwanie, może być bodźcem do działania.
Niepełnosprawnych? Bo już zaczynam się gubić. Ostatnio dowiedziałam się, że powinno się mówić: „osoby z alternatywną motoryką”.
A ja słyszałem: „niepełnosprytni”. Dla mnie to zbędne. Boję się, że osoby, które szukają takich miękkich określeń, leczą kompleksy. Nie lubię tylko być nazywany inwalidą albo kaleką. Bo dla mnie kalectwo to stan umysłu. I nie mówię tu o niepełnosprawności intelektualnej, ale o braku nadziei, chęci działania. O lenistwie. Moim zdaniem, nie ma sensu uciekać od problemu. Nie mam ręki, to nie mam ręki. Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie zdrowi, którzy rozmawiają ze mną, za wszelką cenę starają się nie zauważać, że jej nie mam. Zresztą ty też tak się zachowujesz. Widzę, że uciekasz wzrokiem.
Jeśli nawet, to mimowolnie. Pewnie myślę, że tak jest bezpieczniej. Nigdy nie wiesz, jak niepełnosprawny zareaguje na wścibskość.
Powielasz stereotypy. W tej kwestii musisz się jeszcze wiele nauczyć, podobnie jak całe społeczeństwo. Wychodzę z założenia, że jak ktoś chce sobie na mnie popatrzeć, niech to robi. Gdybym zobaczył kogoś z trzema rękoma, też bym się na niego gapił. Albo podszedłbym, by spytać, jak to jest mieć trzy ręce. Dla mnie jest nienormalne, kiedy kilkuletnie dziecko popatrzy na kogoś bez oka, rodzic nerwowo reaguje, zabraniając mu wpatrywania się w taką osobę.
Bo nie chce sprawiać tej osobie przykrości.
Ale w ten sposób buduje bariery między niepełnosprawnymi a „normalnymi”. Przy takich postawach trudno oczekiwać od społeczeństwa, że oswoi problem niepełnosprawności.
Przesadzasz. Mnie zawsze uczono, że takie gapienie się jest nieeleganckie.
A w Ameryce, gdy niepełnosprawny poruszający się na wózku ślini się, a ma niesprawne ręce, obca osoba bez zażenowania do niego podchodzi i ociera mu twarz.
W Polsce nie do pomyślenia.
No właśnie. Pamiętam, jak po przebiegnięciu maratonu nowojorskiego, za linią mety, zauważyłem śliczną dziewczynę z rzucającą się w oczy protezą udową. Podszedłem do niej i powiedziałem, że ma szczęście, bo żyje w kraju, w którym ludzie patrząc na nią myślą „ładna dziewczyna”, a nie „bidulka z mega protezą”.
Czyli będziesz tańczył, bo chcesz niepełnosprawnym nieść dobrą nowinę.
Nie tylko ja. Wiedziałaś, że aktor Artur Dziurman (inny uczestnik „Tańca z Gwiazdami” – red.) od 15 lat prowadzi teatr, w którym występują osoby niewidome?
Szczerze? Nie.
No właśnie. A może dzięki programowi więcej osób dowie się o jego działalności. Pójdzie na przedstawienie, kupi bilet-cegiełkę. To coś złego? Wiem, że to show biznes i ludzie występują w programie, by się promować. Ale zamiast siebie, ja chcę promować sensowne działania i wartości.
Czy to, co robisz, nie jest sprzedawaniem się?
Moja praca to po części używanie historii życia, czyli wypadku, śmierci brata i innych tragedii, jako narzędzia pracy.
Pracy celebryty?
Z zawodu nie jestem celebrytą, lecz motywatorem, coachem. Czasem dla firm, a czasem dla osób po wypadkach. W ramach działań mojej fundacji „Poza Horyzonty”, spotykam się z ludźmi w szpitalach, z moimi podopiecznymi po amputacjach. Nie jestem psychologiem, ale wiem, jak odnaleźć się w najtrudniejszych życiowych sytuacjach. Opowiadanie o swoich przejściach jest dla mnie oczywistością. Nie boję się trudnych pytań. Możesz mnie na przykład zapytać o to, czy nie jest mi głupio, że żeruję na swojej niepełnosprawności.
Nie jest ci głupio?
Nie jest. Ale pytanie bardzo sensowne. Boję się, że ludzie będą na mnie głosować, bo jestem niepełnosprawny, biedny i trzeba mi pomóc. Ale moja w tym rola, by zmieniać wizerunek osoby niepełnosprawnej. Powiedzieć: hej, jeśli mam odpaść, to przez to, że nie nauczyłem się tańca. A jeśli wygrać, to dzięki temu, że świetnie opanowałem choreografię.
Ciąg dalszy rozmowy do znalezienia w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który w wersji elektronicznej można przeczytać tutaj :
http://ewydanie.wprost.pl/
"Wprost" w wersji na Androida jest dostępny tu:
https://play.google.com/ store/apps/ details?id=com.paperlit.and roid.wprost
"Wprost" dla użytkowników Apple:
http://itunes.apple.com/ pl/app/tygodnik-wprost/ id459708380?mt=8
"Wprost" można czytać także dzięki aplikacji na Facebooku:
https://apps.facebook.com/tygodnikwprost/?fb_source=search&ref=ts
Jan Mela: Masz na myśli „Taniec z gwiazdami”?
Tak. Zastanawiam się, po co komuś, o kim powstają filmy, kto zdobył dwa bieguny i przebieg maraton, udział w takim show?
Nie jara mnie robienie show i kręcenie pupą, udowadnianie, jaki jestem zajebisty. Już sama nazwa programu dla mnie jest rażąca, bo nie jestem gwiazdą. A taką rolę mam pełnić. Nie oszukujmy się, ten program jest odziany w kolorową tandetę.
Nie boisz się tego mówić?
Ale to nic złego. To lekka, przyjemna dla oka zabawa. Wysoka oglądalność pokazuje, że chcemy takich programów.
Chodzi mi raczej o to, że szefostwo „kolorowej tandety” będzie ci płacić za występy. Kasa też jest ważna, a niepotrzebnie stanowi temat tabu. Pieniądze w połowie chciałbym przeznaczyć na działania mojej fundacji, czyli na pomoc osobom po amputacjach. Trudno jest zbierać te pieniądze w inny sposób. Teraz na przykład potrzebujemy kasy dla chłopaka, którego proteza udowa, skonstruowana przez kumpla mechaniko-protetyka, waży 15 kilogramów. A ja w samotną podróż do Azji, na cztery miesiące, wziąłem plecak 16-kilogramowy. Na plecach dźwigałem tyle, ile on musi codziennie tachać podnosząc nogę. Dlatego pieniądze to jeden z powodów, dla którego idę do „Tańca z gwiazdami”.
A drugi?
Chcę po raz kolejny w nowej odsłonie pokazać, że nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych.
W to już nikt nie wątpi.
Tyle że ten program ma bardzo wysoką oglądalność, na poziomie 4 mln widzów. Dzięki temu ze swoim przekazem będę mógł dotrzeć do tych, którym wcześniej nie miałem szansy nic powiedzieć. Skoro w filmach możemy poznać sto sposobów na to, jak poderwać dziewczynę, dlaczego z telewizyjnego show nie mamy dowiedzieć się, jak reagować na czyjąś niepełnosprawność?
Czyli misja.
Nie łudzę się, że będę miał możliwość podzielenia się swoją filozofią życiową. Ale dla wielu niepełnosprawnych i nie tylko, już sam przykład, że podjąłem wyzwanie, może być bodźcem do działania.
Niepełnosprawnych? Bo już zaczynam się gubić. Ostatnio dowiedziałam się, że powinno się mówić: „osoby z alternatywną motoryką”.
A ja słyszałem: „niepełnosprytni”. Dla mnie to zbędne. Boję się, że osoby, które szukają takich miękkich określeń, leczą kompleksy. Nie lubię tylko być nazywany inwalidą albo kaleką. Bo dla mnie kalectwo to stan umysłu. I nie mówię tu o niepełnosprawności intelektualnej, ale o braku nadziei, chęci działania. O lenistwie. Moim zdaniem, nie ma sensu uciekać od problemu. Nie mam ręki, to nie mam ręki. Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie zdrowi, którzy rozmawiają ze mną, za wszelką cenę starają się nie zauważać, że jej nie mam. Zresztą ty też tak się zachowujesz. Widzę, że uciekasz wzrokiem.
Jeśli nawet, to mimowolnie. Pewnie myślę, że tak jest bezpieczniej. Nigdy nie wiesz, jak niepełnosprawny zareaguje na wścibskość.
Powielasz stereotypy. W tej kwestii musisz się jeszcze wiele nauczyć, podobnie jak całe społeczeństwo. Wychodzę z założenia, że jak ktoś chce sobie na mnie popatrzeć, niech to robi. Gdybym zobaczył kogoś z trzema rękoma, też bym się na niego gapił. Albo podszedłbym, by spytać, jak to jest mieć trzy ręce. Dla mnie jest nienormalne, kiedy kilkuletnie dziecko popatrzy na kogoś bez oka, rodzic nerwowo reaguje, zabraniając mu wpatrywania się w taką osobę.
Bo nie chce sprawiać tej osobie przykrości.
Ale w ten sposób buduje bariery między niepełnosprawnymi a „normalnymi”. Przy takich postawach trudno oczekiwać od społeczeństwa, że oswoi problem niepełnosprawności.
Przesadzasz. Mnie zawsze uczono, że takie gapienie się jest nieeleganckie.
A w Ameryce, gdy niepełnosprawny poruszający się na wózku ślini się, a ma niesprawne ręce, obca osoba bez zażenowania do niego podchodzi i ociera mu twarz.
W Polsce nie do pomyślenia.
No właśnie. Pamiętam, jak po przebiegnięciu maratonu nowojorskiego, za linią mety, zauważyłem śliczną dziewczynę z rzucającą się w oczy protezą udową. Podszedłem do niej i powiedziałem, że ma szczęście, bo żyje w kraju, w którym ludzie patrząc na nią myślą „ładna dziewczyna”, a nie „bidulka z mega protezą”.
Czyli będziesz tańczył, bo chcesz niepełnosprawnym nieść dobrą nowinę.
Nie tylko ja. Wiedziałaś, że aktor Artur Dziurman (inny uczestnik „Tańca z Gwiazdami” – red.) od 15 lat prowadzi teatr, w którym występują osoby niewidome?
Szczerze? Nie.
No właśnie. A może dzięki programowi więcej osób dowie się o jego działalności. Pójdzie na przedstawienie, kupi bilet-cegiełkę. To coś złego? Wiem, że to show biznes i ludzie występują w programie, by się promować. Ale zamiast siebie, ja chcę promować sensowne działania i wartości.
Czy to, co robisz, nie jest sprzedawaniem się?
Moja praca to po części używanie historii życia, czyli wypadku, śmierci brata i innych tragedii, jako narzędzia pracy.
Pracy celebryty?
Z zawodu nie jestem celebrytą, lecz motywatorem, coachem. Czasem dla firm, a czasem dla osób po wypadkach. W ramach działań mojej fundacji „Poza Horyzonty”, spotykam się z ludźmi w szpitalach, z moimi podopiecznymi po amputacjach. Nie jestem psychologiem, ale wiem, jak odnaleźć się w najtrudniejszych życiowych sytuacjach. Opowiadanie o swoich przejściach jest dla mnie oczywistością. Nie boję się trudnych pytań. Możesz mnie na przykład zapytać o to, czy nie jest mi głupio, że żeruję na swojej niepełnosprawności.
Nie jest ci głupio?
Nie jest. Ale pytanie bardzo sensowne. Boję się, że ludzie będą na mnie głosować, bo jestem niepełnosprawny, biedny i trzeba mi pomóc. Ale moja w tym rola, by zmieniać wizerunek osoby niepełnosprawnej. Powiedzieć: hej, jeśli mam odpaść, to przez to, że nie nauczyłem się tańca. A jeśli wygrać, to dzięki temu, że świetnie opanowałem choreografię.
Ciąg dalszy rozmowy do znalezienia w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", który w wersji elektronicznej można przeczytać tutaj :
http://ewydanie.wprost.pl/
"Wprost" w wersji na Androida jest dostępny tu:
https://play.google.com/ store/apps/ details?id=com.paperlit.and roid.wprost
"Wprost" dla użytkowników Apple:
http://itunes.apple.com/ pl/app/tygodnik-wprost/ id459708380?mt=8
"Wprost" można czytać także dzięki aplikacji na Facebooku:
https://apps.facebook.com/tygodnikwprost/?fb_source=search&ref=ts