Jak poinformowała "Gazeta Wyborcza", prokuratura oraz sąd formułując zarzuty, wzięły pod uwagę fakt, iż mieszkaniec Lublina stosował marihuanę celem złagodzenia objawów nowotworu.
37-latek z Lublina wpadł po tym, jak ktoś poinformował w kwietniu policję, że w jednym z budynków przy ul. Turystycznej, na strychu, znajduje się hodowla marihuany. Po zatrzymaniu mężczyźnie został postawiony zarzut uprawiania i wytwarzania znacznej ilości narkotyków dla korzyści majątkowych. Mężczyźnie groziło nawet 15 lat.
37-latek w czasie procesu przyznał, że jest bezrobotny i chory na raka, a narkotyk stosował tylko po to, by uśmierzyć ból i złagodzić inne objawy nowotworu.
Niezależnie od tego, prawo kwalifikowało czyn ten jako przestępstwo, na szczęście dla mężczyzny po wysuszeniu zarekwirowanych 120 g narkotyku zmalała waga marihuany, a dodatkowo udało się udowodnić, że nikt nie chciał zarabiać na rozprowadzaniu "trawki". To pozwoliło uniewinnić mężczyznę.
Jak dowiedziała się „Wyborcza”, Sąd Rejonowy Lublin-Wschód właśnie w całości zgodził się ze stanowiskiem prokuratury. Dla 37-latka oznacza to, że uniknie kary, choć sąd potwierdził, że "dopuścił się czynu ustalonego przez śledczych".
Gazeta Wyborcza
37-latek w czasie procesu przyznał, że jest bezrobotny i chory na raka, a narkotyk stosował tylko po to, by uśmierzyć ból i złagodzić inne objawy nowotworu.
Niezależnie od tego, prawo kwalifikowało czyn ten jako przestępstwo, na szczęście dla mężczyzny po wysuszeniu zarekwirowanych 120 g narkotyku zmalała waga marihuany, a dodatkowo udało się udowodnić, że nikt nie chciał zarabiać na rozprowadzaniu "trawki". To pozwoliło uniewinnić mężczyznę.
Jak dowiedziała się „Wyborcza”, Sąd Rejonowy Lublin-Wschód właśnie w całości zgodził się ze stanowiskiem prokuratury. Dla 37-latka oznacza to, że uniknie kary, choć sąd potwierdził, że "dopuścił się czynu ustalonego przez śledczych".
Gazeta Wyborcza