Twierdzi on, że agencje odpowiedzialne za bezpieczeństwo nie wiedzą, skąd był ten przeciek. Wiceszef ABW Zbigniew Goszczyński zaprzeczył, by przeciek pochodził z ABW, a szef Wojskowych Służb Informacyjnych gen. Marek Dukaczewski powiedział tylko, że źródło przecieku bada komisja. Miodowicz natomiast sugerował, że mógł on pochodzić z prokuratury.
Komisja rozmawiała również z szefem Agencji Wywiadu Zbigniewem Siemiątkowskim, który chciał się dowiedzieć, jaki był mechanizm oskarżeń o rzekome związki z gangiem pruszkowskim wobec jego osoby, co - jak to określił - "zostało zamarkowane w tygodniku +Wprost+, a podchwycone niestety przez większość redakcji". "Upokarzając moją osobę, upokarza się Rzeczpospolitą" - oświadczył Siemiątkowski i dodał, że nie może pozwać "Wprost" do sądu, bo tygodnik zastosował "sprytny manewr", formalnie pisząc o innym Siemiątkowskim, a nie o nim.
W zeszłym tygodniu w Sejmie Leszek Miller, powołując się na "ŻW", powiedział, że politycy mówią jedynie o aferach, z którymi związani byli politycy SLD, a zapominają np. o publikacjach, w których mówi się o powiązaniach mafii np. z posłami PO. Po tym szef klubu PO Jan Rokita zażądał odtajnienia zeznań "Masy". Minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk wyjaśnił, że "Masa" w zeznaniach nigdy nie pomówił Piskorskiego o związki z grupą pruszkowską. Na tej podstawie premier przeprosił klub PO i Piskorskiego. Politycy PO wyrazili obawy, że mogło dojść do prowokacji - podsunięcia gazecie celowo spreparowanej informacji, której ofiarą padł być może także premier.
rp, pap