Budowa bloku energetycznego w Elektrowni Łagisza
POLSKA
Kamieni kupa znika
Polskie Inwestycje Rozwojowe, spółka, która miała być kołem zamachowym polskiej gospodarki, stały się kolejną ofiarą afery taśmowej.
Według informacji „Wprost” los Polskich Inwestycji Rozwojowych, sztandarowego przedsięwzięcia rządu Tuska, jest już przesądzony. Spółka zostanie podzielona. Dlaczego rząd zmienia koncepcję funkcjonowania PIR? – To względy wizerunkowe – twierdzi osoba związana z Ministerstwem Skarbu Państwa. Winny jest były minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz. W słynnej nagranej przez kelnerów rozmowie z prezesem NBP Markiem Belką określił PIR dosadnie: „Chuj, dupa i kamieni kupa”. Powiedzonko weszło do słownika polityki. Nie tylko jako określenie tego pomysłu premiera, ale szerzej, jako określenie efektów jego rządów. – PIR jako kamieni kupa będą wracały przy każdej okazji i kampanii wyborczej. To jest nie do odczarowania – mówi nasz rozmówca. Jaka będzie przyszłość PIR? Na pewno skomplikowana. Zostaną podzielone na PIR Management i PIR Kapitał. I czeka je tzw. ufunduszowienie. PIR Kapitał, czyli aktywa, zostaną przeniesione do nowego funduszu inwestycyjnego, który tworzy Bank Gospodarstwa Krajowego. Bank ten otrzymał już zgodę Komisji Nadzoru Finansowego na taką działalność. W ramach TFI BGK będzie funkcjonował fundusz zamknięty, nazwijmy go roboczo Polska Infrastruktura. To tu trafią aktywa PIR. Dziś to około 1,2 mld zł, jakie otrzymała ta spółka na działalność inwestycyjną ze sprzedaży na giełdzie pakietu akcji Polskiej Grupy Energetycznej (PGE). Po podpisaniu umowy z bankiem funduszem tym będzie zarządzać spółka PIR Management – zapewne pod inną nazwą, żeby zniknęło raz na zawsze zestawienie liter P, I oraz R. Wynagrodzenie spółki zarządzającej funduszem uzależnione jest od efektów inwestycyjnych. I to ma zapewne spowodować oczekiwane przyspieszenie. Bo brak efektów to najpoważniejszy zarzut, jaki pada ze strony Ministerstwa Skarbu pod adresem Polskich Inwestycji Rozwojowych. W połowie września ze stanowiska prezesa PIR został odwołany Mariusz Grendowicz. Powodów nie podano, ale nie było tajemnicą, że właściciel PIR, czyli Skarb Państwa, oczekiwał od niego więcej. Do tej pory PIR przygotowały i podpisały jedną umowę inwestycyjną z Lotosem na budowę platformy do wydobywania ropy naftowej na Bałtyku. Dwie kolejne umowy miały być zawarte do końca roku. Taki był harmonogram i plany, których resort skarbu przynajmniej oficjalnie nie krytykował. Dlaczego więc Grendowicz został odwołany, a PIR przestaną istnieć w obecnym kształcie? Czy zdecydowały tylko względy merytoryczne? – Minister skarbu jako właściciel ma prawo do oceny działania PIR. MSP oczekuje od spółki większej aktywności. Zadaniem, które stoi przed PIR, jest przede wszystkim przyspieszenie procesów inwestycyjnych – odpowiada rzeczniczka Ministerstwa Skarbu Agnieszka Jabłońska-Twaróg. I przyznaje, że ministerstwo rozważa koncepcję podziału Polskich Inwestycji Rozwojowych, choć decyzja jeszcze nie zapadła. „Celem proponowanych zmian jest optymalizacja wykorzystania funduszy, które powierzane są PIR. […] PIR będzie się utrzymywać z opłat za zarządzanie funduszami. Ma to zwiększyć efektywność zarządzania projektami inwestycyjnymi” – napisało ministerstwo. Będzie to oznaczało de facto likwidację koncepcji, według której powstała spółka zapowiadana głośno przez Tuska w przemówieniu z 2011 r. PIR były filarem programu Polskie Inwestycje, którego celem było finansowanie inwestycji kluczowych i strategicznych. Program miał pobudzać wzrost gospodarczy i tworzyć miejsca pracy. Czekając na nową koncepcję Ministerstwa Skarbu, rada nadzorcza PIR ogłosiła konkurs na nowego prezesa. Musi mieć co najmniej 15-letnie doświadczenie zawodowe, w tym co najmniej pięcioletni staż w branży private equity, najlepiej w banku inwestycyjnym lub w międzynarodowej firmie doradztwa corporate finance „o znaczącej skali działalności”. Ciekawe, kto zaryzykuje po doświadczeniach Grendowicza? Cezary Bielakowski
BIZNES
Piewca Putina wchodzi tylnymi drzwiami
W podpoznańskiej Murowanej Goślinie powstanie historyczny park rozrywki zbudowany na wzór francuskiego Puy du Fou utworzonego przez putinowskiego agenta wpływu na Zachodzie Philippe’a de Villiersa, biznesmena i polityka skrajnej prawicy. – W ten sposób nasz burmistrz uchyla przyjacielowi Putina biznesowe drzwi do interesów w Polsce – opowiada Wojciech Jakóbczyk, dziennikarz z Murowanej Gośliny. Mówi, że gmina podpisała już porozumienie i ma wyłączność na współpracę z firmą de Villiersaw Polsce. O de Villiersie głośno było w sierpniu, gdy poparł reżim Putina. Mimo międzynarodowych sankcji, z jakimi Kreml spotkał się po napaści na Ukrainę, de Villiers zdecydował się wspierać politykę Rosji. Został nawet zaproszony do pałacu cesarskiego w Jałcie i tam powiedział Putinowi, że Europejczycy mają dla niego wiele podziwu. Od lat de Villiers prowadzi z Moskwą biznesy na wielką skalę. Gdy po napaści na Krym świat protestował, de Villiers uznał, że nadarzyła się okazja do zrobienia interesu. Już miesiąc po aneksji Krymu udał się tam jego syn, by zaoferować współpracę putinowskiemu gubernatorowi Siergiejowi Aksionowowi. Na zaanektowanym półwyspie biznesmen z Francji zamierza postawić park rozrywki, w którym historia Rosji będzie przedstawiana według standardów Kremla. Drugi taki park powstanie pod Moskwą. Według Marcina Reya, który od lat śledzi biznesowo-polityczną karierę de Villiersa, obie rosyjskie inwestycje będą kosztowały około miliarda dolarów. Kariera de Villiersa zbudowana jest na wymyślonym przez niego parku rozrywki Puy du Fou w rodzimej Wandei, gdzie odbywają się inscenizacje historyczne wymierzone w rewolucję francuską. Dzięki niemu zdobył we Francji rozgłos i zaczął odnosić sukcesy polityczne. Jest założycielem nacjonalistycznej partii Ruch na rzecz Francji, konkurował o głosy z Le Penem. Był posłem, kandydatem na prezydenta, a ostatnio jedynym eurodeputowanym francuskiego Libertas. Rusofil, eurosceptyk i ksenofob. – Chciał zostać francuskim Nigelem Faragem, ale po aferze obyczajowej z udziałem syna zakończyła się jego kariera – mówi Rey. W politycznej działalności de Villiersa jest też akcent polski. To on wymyślił polskiego hydraulika i straszył Francuzów, że jak się zgodzą na otwarcie granic, Polacy zabiorą im pracę. – Burmistrz powinien poczytać trochę francuskich i rosyjskich gazet, zanim zaczął z kimś takim współpracować – mówi Jakóbczyk. Burmistrz Tomasz Łęcki przyznaje, że od lat jeździ podpatrywać przedstawienia historyczne organizowane przez firmę de Villiersa, bo jak mówi, to największe produkcje tego typu na świecie. Ale zapewnia, że gmina nie ma z nim ani z jego firmą żadnych powiązań biznesowych. –Zapowiedziałem im, że nie będziemy mieli pieniędzy, by za to płacić – mówi. – Pomagają nam, bo widzą w nas szaleńców, którym bardzo zależy. Łęcki dodaje, że pomysły in- scenizacyjne de Villiersa nie będą miały szansy zaistnieć w przedstawieniach w Murowanej Goślinie. Jego poglądów nie podziela. Zresztą burmistrz widział go najwyżej ze dwa razy. – I spotykaliśmy się nie dla polityki – zapewnia. Cezary Łazarewicz
POLSKA
Polak na diecie
Mówią o nich politycy, biznesmeni i gwiazdy. Zaczynają je stosować także zwykli Polacy. Jedna czwarta osób przepytanych przez CBOS zdecydowała się w ciągu ostatnich 12 miesięcy na jakąś dietę.
Jak pokazuje badanie, Polacy nie są jednak w swych dietetycznych postanowieniach zbyt stali. Osiem procent ankietowanych powróciło do wcześniejszego jadłospisu. Okazuje się, że dietę eliminującą jakieś konkretne produkty najczęściej stosują osoby najlepiej wykształcone (36 proc.) i młode – w wieku 18-24 lat (34 proc.). To przeważnie pracownicy średniego szczebla, technicy, pracownicy usług oraz osoby na wysokich stanowiskach i specjaliści. Z sondażu wynika też, że najczęstszą przyczyną decyzji o wprowadzeniu diety było niezadowolenie z własnej sylwetki i wyglądu oraz uprawianie jakiegoś sportu. Co najczęściej Polacy eliminują z diety? Zdecydowanie na pierwszym miejscu znalazły się cukier i słodycze, a potem tłuste potrawy i napoje alkoholowe. Poza dietetycznym podium, ale w pierwszej dziesiątce, są między innymi mleko oraz produkty zawierające gluten. KN
BIZNES
Jak wziąć odprawę i wrócić do pracy
Zwolnienia grupowe to żadna tragedia. Oczywiście dla wybranych. Piotr Nalej, dyrektor ds. handlowych w Polskich Portach Lotniczych, przepracował ponad dziesięć lat. Gdy spółka w ramach restrukturyzacji uruchomiła program dobrowolnych odejść, dyrektor skorzystał z okazji. Jako że miał duży staż, mógł otrzymać nawet 36 pensji na odchodne. A pensje w PPL, które zarządzają Lotniskiem im. Fryderyka Chopina w Warszawie, zawsze należały do wysokich. Średnie miesięczne wynagrodzenie to ok. 9,5 tys. zł. Dyrektor Nalej, jedna z ważniejszych postaci w spółce (po dyrektorze naczelnym i jego zastępcach), zarabiał zdecydowanie więcej. Ile? Nie wiadomo, bo to tajemnica przedsiębiorstwa. Ale było to jedno z wyższych wynagrodzeń w PPL. Odprawa była więc gigantyczna. –Zarobił na duże, ładne mieszkanie – mówi osoba związana z PPL. Dyrektor dostał odprawę, ale pracy nie stracił. Z PPL rozstał się 30 czerwca. I natychmiast został zatrudniony w firmie Airport Cleaning Service – to spółka w 100 proc. zależna od PPL. Nalej został członkiem zarządu ACS. Wziął odprawę i nadal pracuje na eksponowanym stanowisku. ACS to spółka, która sprząta hale portów, samoloty, płyty lotniska. Dyrektor Nalej nie trafił do spółki sobie nieznanej. Wiele lat zasiadał w jej radzie nadzorczej, delegowany do niej przez PPL. PPL oczywiście niewiele mają do powiedzenia: „Piotr Nalej był zatrudniony w PPL do 30 czerwca. Nie mam nic do powiedzenia na temat jego dalszych losów. Umowy zawierane przez Porty Lotnicze – w szczególności te dotyczące indywidualnych stosunków pracy – objęte są tajemnicą przedsiębiorstwa i nie mogę komentować ich treści – napisał Przemysław Przybylski, rzecznik prasowy lotniska. Podobnych przypadków było w PPL kilkadziesiąt – przyznaje osoba związana z tym państwowym przedsiębiorstwem. Z programu restrukturyzacji zatrudnienia skorzystało ok. 800 pracowników. – Niektóre działy poodchodziły w całości, a nikt nie zauważył, żeby na lotnisku działo się gorzej – argumentuje zasadność zwolnień. Nalej podejmował dla PPL trudne decyzje. To on wypowiadał Baltonie umowy najmu sklepów w wolno cłowej strefie lotniska. Od kilku lat toczy się o to sprawa w sądzie. Baltona zarzuca lotnisku działalność na jej szkodę. I tu rzecznik PPL jest lakoniczny: spór dotyczy czynów nieuczciwej konkurencji. I nie dodał, że Nalej jest świadkiem PPL w tej sprawie. Cezary Bielakowski
BIZNES
Córka rzecznik rządu w państwowej spółce
MAGDALENA SULIK ZACZĘŁA WE WRZEŚNIU PRACĘ W PGE – wynika z informacji „Wprost”. Do działu marketingu państwowego koncernu energetycznego trafiła kilkanaście dni przed tym, jak Iwona Sulik została formalnie rzecznikiem rządu Ewy Kopacz (Sulik była już od kilku lat prawą ręką Kopacz w Sejmie). Jej córka ma 28 lat, zanim zaczęła pracę w PGE była zatrudniona w dziale marketingu firmy Polkomtel. – Przyszła po studiach, przeszła kolejne szczeble i przeniosła się do PGE – mówi nasz rozmówca z Polkomtela. W PGE usłyszeliśmy zapewnienia, że Sulik „przeszła proces rekrutacji”. AG
MEDIA
Sejm bada karę dla wydawcy „Wprost”
Według Michała Lisieckiego (na zdj.), wydawcy „Wprost”, jeśli uda się doprowadzić do zmiany procedury odwoławczej, będzie to przełom nie tylko w sprawie absurdalnie wysokiej kary dla „Wprost”, ale i jakości prawa w Polsce. – Na to liczę najbardziej – przyznaje. Karą nałożoną na wydawcę „Wprost” zajmowała się w ubiegłym tygodniu sejmowa Komisja Finansów Publicznych. Jej posiedzenie odbyło się na wniosek Klubu Parlamentarnego Sprawiedliwa Polska. Przed komisją wyjaśnienia składał Andrzej Jakubiak, szef Komisji Nadzoru Finansowego. Przewodnicząca komisji Katarzyna Skowrońska (PO) nie dopuściła do debaty Michała Lisieckiego. Przypomnijmy: kilka dni po ujawnieniu przez „Wprost” afery taśmowej wydawca tygodnika, Platforma Mediowa Point Group SA, dowiedział się o półmilionowej karze, którą nałożyła na spółkę KNF. Powodem miały być nieprawidłowości w sprawozdaniach finansowych Point Group za lata 2009-2010. Wydawca „Wprost” nie zgadza się z zarzutami, a wysokość kary wiąże z publikacjami tygodnika. Jakubiak zaprzeczał, jakoby afera taśmowa miała związek z karą. Przyznał jednak, że osobiście wnioskował o podwyższenie kary z 350 tys. do 500 tys. zł. – Stało się to kilka dni po nagłośnieniu afery taśmowej – zauważa Lisiecki. Tak wysokie kary nakładano na spółki z ponad 20-krotnie większą kapitalizacją niż Point Group. Poseł Andrzej Romanek zauważył, że KNF, badając sprawę wydawcy „Wprost”, nawet nie powołała biegłych księgowych. Tymczasem ich opinia mogła mieć wpływ na tok całego postępowania. Jak mówi Michał Lisiecki, spółka zabiega teraz o to, aby sprawie przyjrzeli się biegli. – To, czy zostaną powołani, zależy wyłącznie od decyzji KNF – podkreśla. Jeśli do tego nie dojdzie, spółce pozostaje procedura odwoławcza. Tyle że zgodnie z przepisami odwołanie trafia... także do KNF. Zajmują się nim ci sami urzędnicy, którzy podjęli kwestionowaną decyzję. – To kurio- zum. Komisja nie będzie negować własnych decyzji – mówi Lisiecki. Po drugim odwołaniu spółka może dowodzić racji jedynie w sądzie administracyjnym. Tymczasem sąd bada poprawność procedur, a nie sprawdza ich merytoryczną stronę. Zresztą w kwietniu NSA przyznał, że procedura odwoławcza w KNF jest nieprawidłowa. Jednak nic w tej materii nie zostało zmienione do dziś. Jakubiak przyznał, że w KNF mają świadomość, iż „ten sam organ po raz drugi rozpatruje tę samą spra-wę”,i nie ma „nic przeciwko”, aby odwołania od razu były kierowane do sądownictwa administracyjnego. TK
Zbrojni przedsiębiorcy
Co najmniej 100 tys. firm gotowych jest utworzyć zbrojne grupy samoobrony i je współfinansować – wynika z badania przeprowadzonego na zlecenie Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Niezwykle waleczni są właściciele małych firm. 17 proc. z nich deklaruje, że założą takie grupy. Najbardziej zdecydowani są właściciele firm ze wschodu Polski – aż 23 proc. z nich deklaruje, że zorganizują się w swoich firmach. – To potężna siła odstraszania i zniechęcenia agresora do okupacji. Z armią rosyjską – gdyby doszło do konfliktu – biłaby się zawodowa armia polska, a pracownicze oddziały miałyby stanowić uzupełnienie – tłumaczy Cezary Kaźmierczak z ZPP.
Więcej czytaj w najnowszym numerze tygodnika „Wprost Biznes”. Wejdź na stronę wprostbiznes.pl., hasło dostępu to wprostbiznes127. „Wprost Biznes” możesz czytać za darmo na aplikacjach na tablety. Szukaj „Wprost Biznes” w Apple Store i Google Play.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.