Arkadiusowi i Ewie Minge po piętach depczą Dorota Lewandowska (pracująca dla Armaniego) i Maciej Zień (sprzedający swoje kolekcje w Londynie - w sieci sklepów Browns), a aspiracje dostania się do pierwszej ligi ma jeszcze co najmniej dziesięciu polskich projektantów: Aska, Wojciech Dziedzic, Małgorzata Krzemień, Viola Śpiechowicz, Barbara Olszewska, Agnieszka Kosno, Irena Gregory czy Szymkowicz.
Arkadius, czyli kreatywny jak Polak
Zanim wychowany w podlubelskim Parczewie Arkadiusz Weremczuk został Arkadiusem, studiował w Polsce pedagogikę (na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie). Po czterech latach zrezygnował jednak ze studiów, by zrealizować swoje marzenia o karierze projektanta mody. - Za sukcesem nie kryje się żaden cud: zaczynałem na Zachodzie jako pomocnik kucharza w Toskanii. Potem zatrudniłem się jako grafik w studiu w Monachium - zbierałem pieniądze na studia. Wiedziałem, że w Europie projektowania można się nauczyć właściwie tylko w Londynie. W dodatku tam nie liczy się to, czy jesteś Anglikiem, Polakiem, Nowozelandczykiem czy obywatelem Ghany - opowiada "Wprost" Arkadius. W Londynie dostał się do prestiżowego Saint Martins College of Art and Design. Na studiach poznał Olgę Polizzi, córkę właściciela hoteli sieci Forte. Zamówiła u niego sukienkę - bardziej z sympatii niż z wiary w jego umiejętności. Później sfotografowano ją w innej jego kreacji - podczas wizyty u księcia Karola w letniej rezydencji w Sandringham. Zdjęcie ukazało się w "The Sunday Times".
Na drugim roku Arkadiusa zauważyła Isabella Blow, wyrocznia w sprawach mody w "The Times". Dzięki niej poznał Alexandra McQueena, który zaproponował mu pracę u siebie. W 1997 r. Weremczuk stworzył własną metkę Arkadius London. Dwa lata później skończył szkołę - jego pokaz dyplomowy "Semen of the Gods" otrzymał podwójną ocenę celującą. Londyńskie gazety okrzyknęły go wtedy następcą Johna Galliano, czołowego projektanta Diora. Jego dyplomowe kreacje trafiły na wystawę słynnego butiku przy Molton Street, gdzie wcześniej debiutowało zaledwie dwóch projektantów - wspomniany John Galliano i Hussein Chalayan. - Miałem szczęście, że nie uczyłem sięĘmody w Polsce, bo w ten sposób nie nauczyłem się konformizmu i temperowania swojej odwagi - mówi Arkadius. - Anglicy, moi pierwsi mistrzowie, rozwijali u uczniów przede wszystkim potrzebę tworzenia rzeczy nowych, stawiali na kreatywność.
Kreatywność Polaka zauważa nie tylko Suzy Menkes z "IHT". Dzięki niej klientami Arkadiusa są m.in. Christina Aguillera, Alicia Keys, Graham Norton oraz Pink. Brytyjskie Chartered Society of Designers zaliczyło go do dziesiątki największych projektantów w Wielkiej Brytanii. W ubiegłym roku Arkadius otworzył własny butik w Londynie, w maju tego roku - w Warszawie. Jego kolekcje można kupić także we Francji, Japonii, Hiszpanii, Egipcie, Kuwejcie, Arabii Saudyjskiej, Dubaju, Hongkongu czy Rosji. Ubrania Arkadiusa pokazywane są w Metropolitan Museum of Art i wystawiane na aukcjach w Sotheby's.
Ewa Minge, czyli ekonomistka kontra artystka
Ewę Minge na europejskie salony mody wprowadziła właściwie Jolanta Kwaśniewska. Gdy komplementowano stroje pani prezydentowej i pytano, czy to Versace, czy Christian Dior, odpowiadała: "Nie. To Ewa Minge". Dotychczas Minge ubierała kilkadziesiąt znanych Polek ze świata kultury, biznesu i polityki, m.in. Małgorzatę Walewską, Ninę Terentiew, Adriannę Biedrzyńską, Beatę Ścibakównę, Ewę Błaszczyk, Annę Korcz czy Natalię Kukulską. Minge zaprojektowała też kreację dla Aleksandry Kwaśniewskiej, córki prezydenta, na paryski Bal Debiutantek. Obecnie stroje z metką Minge można kupić w Stanach Zjednoczonych, Izraelu, Norwegii, Niemczech czy Rosji.
Ewa Minge żartuje, że zainteresowała się projektowaniem, gdy miała trzy lata. Obcięła wówczas kawałek firanki w rodzinnym domu w Szczecinku i zaczęła z niej wykrawać wzory strojów. Właściwie jest samoukiem - studiowała kulturoznawstwo. W prowadzonej później przez siebie małej galerii sztuki wystawiała odzież wykonaną przez plastyków. Modą zajęła się, gdy wyprowadziła się ze Szczecinka do niewielkiego Pszczewa w Wielkopolsce. Obecnie w Pszczewie działa jej firma zatrudniająca ponad 100 osób - tam szyte są wszystkie stroje projektantki (60 proc. z nich trafia za granicę). Na początku Ewa Minge przywoziła z NRD kolorowe prześcieradła i szyła ubrania dla siebie, ale tak naprawdę tego fachu nigdy się nie nauczyła. Dlatego zajęła się projektowaniem. Jej projekty powstają w ekspresowym tempie - nad suknią nie pracuje dłużej niż 8 godzin. Dla porównania Maciej Zień kreację na zamówienie potrafi tworzyć nawet cztery tygodnie. Minge nigdy nie robi przymiarek: woli się pomylić i uszyć coś od nowa. W Polsce działają dwa jej sklepy, a wkrótce powstanie dom mody - swego rodzaju kombinat odzieżowo-obuwniczo-kosmetyczny. Klientkom będzie się tam oferować ubrania i buty na miarę, a także usługi fryzjerów i kosmetyczek. Projektantka chce, aby kobiety były w jej domu mody ubierane, a nie przebierane za kogoś innego.
- W 51 proc. jestem ekonomistką, a tylko w 49 proc. artystką. Ekonomiczny składnik mojej osobowości musi być silniejszy, bo inaczej artysta nie miałby co robić - mówi Ewa Minge. Po największym dotychczasowym sukcesie Polki, czyli prezentacji na Schodach Hiszpańskich, Angelo Vitti, słynny włoski stylista, zaproponował jej współpracę przy najnowszym filmie biograficznym o Federico Fellinim. W Rzymie Minge występowała obok tak znanych twórców mody jak Roberto Cavalli czy RoccoBarocco. Po pokazie ofertę współpracy przedstawiła polskiej projektantce Simonetta Gianfelice, była włoska top modelka, a obecnie wzięta stylistka. Już wcześniej Pierre Cardin chciał namówić Ewę Minge do pracy dla siebie, lecz wolała promować własną markę. - Podczas pobytu w Polsce poprosiłem ją, by stworzyła dla mnie nową linię ubrań. Gdy odmówiła, zrozumiałem, że Ewa Minge ma nie tylko ambicje, ale że jej nazwisko może się wkrótce zacząć kojarzyć z nazwą światowej marki - wspomina Pierre Cardin.
Maciej Zień, czyli ubrać Madonnę
Maciej Zień zetknął się z wielkim krawiectwem, kiedy odbywał praktykę w domu mody Jean-Paul Gaultier. Po powrocie do Polski wraz z Aleksandrą Dochnal założył Atelier Dochnal & Zień. Jego projekty zostały docenione przez Marylę Rodowicz, Edytę Górniak, Ewę Małas-Godlewską, Kayah, Justynę Steczkowską, Grażynę Szapołowską, Grażynę Torbicką, Ninę Terentiew, Agatę Młynarską, Monikę Richardson, Jolantę Fajkowską czy Martynę Wojciechowską. Być może klientką Zienia będzie wkrótce Madonna - na razie jego stroje nosi jej stylistka. - Mamy szansę w Europie, bo znane domy i wielkie nazwiska opatrzyły się. Panuje pewnego rodzaju snobizm na wynajdywanie projektantów spoza Europy Zachodniej - świeżych i mniej konwencjonalnych. Z za takich coraz częściej zaczyna się uznawać Polaków - mówi Maciej Zień.
Haute couture, czyli sprzedawanie mitu
Gwiazdy haute couture są dzisiaj równie popularne jak osobistości świata show-biznesu. Haute couture to wprawdzie najdroższy i od lat deficytowy dział światowej mody, lecz sukcesy tam odniesione przekładają się na sukcesy handlowe w domach mody. Haute couture kreuje ogromną wartość dodaną, kreuje też mity, które znakomicie się sprzedają. Nie na darmo Arkadius jest obecnie obok Romana Polańskiego jedyną rozpoznawalną postacią światowego show-biznesu pochodzącą z Polski.
Haute couture sprzedaje legendę: kreacje od Chanel czy Diora, które można kupić na słynnej Faubourg Saint Honore w Paryżu, kosztują 10-80 tys. dolarów, bo tyle kosztuje mit. Klientela tych ręcznie robionych dzieł sztuki (głównie amerykańska) to nie więcej niż 1500 osób. Ale należą one do elity pieniądza i show-biznesu, co gwarantuje wyrobienie bądź utrzymanie marki. Prawdziwe zyski pochodzą ze sprzedaży kolekcji pret-a-porter - ubrań dorównujących jakością haute couture, ale szytych nie na miarę i w dłuższych seriach. Ogromne zyski daje także sprzedaż perfum tych samych co odzież marek.
Od haute couture do pret-a-porter
Aż do lat 60. XX wieku haute couture było domeną Francuzów, Włochów, Hiszpanów i Anglików. Od połowy XIX wieku, kiedy pojawili się pierwsi wielcy krawcy, tacy jak Anglicy Worth i Redfern oraz Francuzi Doucet i Poiret, a po nich Coco Chanel czy Christian Dior, ubrania dla elity projektowało się wyłącznie nad Sekwaną. Zmianę przyniosło pojawienie się w latach 60. stylistów, którzy złamali monopol wybitnych krawców w haute couture. "Styliści projektowali modele nadające się do produkcji seryjnej. Prowadzili własne przedsiębiorstwa lub wiązali się z domami mody tylko na czas tworzenia jednej kolekcji. Byli niezależni" - napisał Francois Bourcher w książce "Historia mody". Sukcesy stylistów zmusiły luminarzy świata mody do zmiany frontu. Yves Saint Laurent obok kolekcji haute couture zaczął sygnować swoim nazwiskiem stroje pret-a-porter. Modne ubrania stały się osiągalne dla setek tysięcy ludzi.
Dzięki przeniesieniu punktu ciężkości z haute couture na pret-a-porter na rynku zrobiło się miejsce dla projektantów z nowych krajów, głównie z Japonii. To wtedy światowy sukces odnieśli Issey Miyake, Takada Kenzo i Kansai Yamamoto. W 1965 r. Miyake przeprowadził się do Paryża. Zrobił karierę dzięki wyraźnym odniesieniom do japońskiej tradycji. "Inspiracją były dla mnie ubrania japońskich chłopów: proste, zgrzebne, a jednocześnie bardzo wygodne i eleganckie" - wspominał potem. Kenzo również odwoływał się do japońskiej tradycji, ale były to stroje wyższych sfer. Z kolei Yamamoto czerpał pomysły z tradycyjnych japońskich teatrów Noh i Kabuki. W odniesieniu sukcesu pomógł mu rockman David Bowie, który znalazł w jednym z brytyjskich pism zdjęcie stroju zaprojektowanego przez Japończyka. Yamamoto był twórcą scenicznego wizerunku Bowiego, czyli Ziggiego Stardusta (pod tą postacią artysta występował w latach 70. i 80.). Później karierę zaczęli robić Rei Kawakubo i Yohji Yamamoto. Jednocześnie z Japończykami sławę zyskiwał Niemiec Karl Lagerfeld (w 1983 r. został dyrektorem domu mody Chanel).
W latach 80. i 90. na paryskich i londyńskich wybiegach pojawiła się cała grupa projektantów z krajów, które nie liczyły się w świecie mody. Wielką karierę zaczął wtedy robić Azzedine Alaia z Tunezji, a potem Walter van Beirendonck i Dries van Noten z Belgii oraz Donna Karan z USA. Większość z nich zaczynała w Londynie, bo tam projektanci spoza Francji, Włoch, Anglii czy Hiszpanii najłatwiej mogą się przebić. Podczas Londyńskiego Tygodnia Mody po raz pierwszy prezentowali swoje stroje nie tylko Arkadius, ale także Brazylijczyk Ocimar Versolato, Hindus Ritu Beri, Szwajcar Michael Harcourt, Atta Kofi z Ghany i Mayssan Shuayb z Libanu.
Polska ofensywa
Sukcesy Arkadiusa, Ewy Minge czy Macieja Zienia nie oznaczają, że powstała polska szkoła mody. - Kariery na Zachodzie robią ludzie, którzy wyłamują się z polskich standardów, działają wbrew temu, czego się w Polsce uczy - mówi Jarosław Szado, choreograf pokazów mody. - Londyn, Paryż czy Mediolan akceptują tylko tych, którzy mają dyplomy najlepszych szkół, a polskie do takich nie należą - twierdzi Aska, polska projektantka mieszkająca w Paryżu. Liczy się przede wszystkim dyplom londyńskiej Saint Martins College of Art and Design, którą ukończył Arkadius. W tym roku dyplom tej szkoły uzyska drugi Polak - Wojciech Dziedzic. Jego kolekcja została dobrze przyjęta w Mediolanie i Paryżu. W Londynie uczyła się zawodu (choć nie we wspomnianej uczelni) także Dorota Lewandowska, która potem została projektantką w domu mody Alberta Ferrettiego. Obecnie Lewandowska projektuje stroje dla Armaniego.
Polacy jeszcze rzadko firmują własnymi nazwiskami nowe kolekcje - pracują głównie dla dużych domów mody, jak Małgorzata Kościelska, która przez piętnaście lat współtworzyła kolekcje pret-a-porter dla Yves Saint Laurenta, Barbara Olszewska - od dziesięciu lat pracująca z Mariellą Burani, czy Agnieszka Kosno, kiedyś współpracująca z Paco Rabanne, a obecnie z domem mody Hermes. Z wielkich domów mody wiedzie jednak najprostsza droga do indywidualnej kariery. Irena Gregory od kilku lat ma butik w dzielnicy La Marais, tuż obok sklepu Lolity Lempickiej. Najważniejsze, że o polskich projektantach zaczęto mówić jako o twórcach oryginalnych i kreatywnych. Nie może się tym pochwalić ani polska muzyka, ani plastyka, a tym bardziej informatyka.
Andrzej Kropiwnicki, Piotr Krzyżanowski. Współpraca: Agata Wasilenko, Agnieszka Sijka
Pełny tekst ukaże się w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 28 lipca.
W numerze także:
Przystanek Owsiak (Ćwierć miliona osób przyjechało w ubiegłym roku do Żar na Przystanek Woodstock. Takiej publiczności nie miały razem wszystkie inne imprezy muzyczne organizowane w Polsce. W tym roku widzów ma być jeszcze więcej).
Wakacje z kantem (Sześć na dziesięć polskich biur turystycznych oszukuje klientów!).