Według prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, odciążone od drobnych spraw sądy miałyby więcej czasu na poważniejsze procesy. Wobec tego, chce wprowadzić zmianę w kodeksie wykroczeń i zamiast stawiać przed obliczem sądu sprawców drobnych kradzieży do 10 zł, proponuje zakończenie sprawy na upomnieniu lub ostrzeżeniu.
Według Seremeta, sprawy takie, jak ta dotycząca schizofrenika, który za kradzież batonika trafił na kilka dni do aresztu i takie jak dyrektora koszalińskiego więzienia, który za uiszczenie kary za chorego został uznany winnym złamania regulaminu, w ogóle nie powinny trafiać na salę sądową.
Projekt trafił już do ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka - chodzi o dopisanie do art. 119 kodeksu wykroczeń, że jeżeli skradziona rzecz jest warta mniej, niż 10 zł, to wobec sprawcy można zastosować upomnienie lub ostrzeżenie.
Co ciekawe, o tym, czy zostaną zastosowane środki wychowawcze zamiast rozprawy, decydować będą de facto sklepikarze - mogą oni nie zgodzić się na udzielenie upomnienia, a wtedy sprawa trafia do sądu. Łagodniejsze traktowanie nie dotyczyłoby też notorycznych złodziei, jeśli kradzież miała charakter zuchwały (np. kieszonkowcy lub kradzież w sklepie na oczach personelu) lub gdy sprawca odmówił naprawienia wyrządzonej szkody. Prokurator generalny nie chce też, by łagodnie były traktowane osoby, które nie przyznają się do wykroczenia. Nie byłoby również litości dla złodziei gazet, papierosów czy alkoholu, które nie są niezbędne do egzystencji.
Były prezes Trybunału Konstytucyjnego i b. rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll popiera pomysł Seremeta. - Jestem za. Już kodeks wykroczeń z 1932 r. zawierał przepis, że za czyn popełniony z głodu lub nędzy można było odstąpić od ukarania - mówi prof. Zoll. Podobnie uważa były szef więziennictwa Paweł Moczydłowski. - Obecne prawo jest bardziej rygorystyczne dla ubogich. Bo nie stać ich na obrońcę - mówi Moczydłowski. Podkreśla, że łagodniejsze traktowanie za drobne kradzieże dotyczy przede wszystkim właśnie osób ubogich.
Wyborcza.pl
Projekt trafił już do ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka - chodzi o dopisanie do art. 119 kodeksu wykroczeń, że jeżeli skradziona rzecz jest warta mniej, niż 10 zł, to wobec sprawcy można zastosować upomnienie lub ostrzeżenie.
Co ciekawe, o tym, czy zostaną zastosowane środki wychowawcze zamiast rozprawy, decydować będą de facto sklepikarze - mogą oni nie zgodzić się na udzielenie upomnienia, a wtedy sprawa trafia do sądu. Łagodniejsze traktowanie nie dotyczyłoby też notorycznych złodziei, jeśli kradzież miała charakter zuchwały (np. kieszonkowcy lub kradzież w sklepie na oczach personelu) lub gdy sprawca odmówił naprawienia wyrządzonej szkody. Prokurator generalny nie chce też, by łagodnie były traktowane osoby, które nie przyznają się do wykroczenia. Nie byłoby również litości dla złodziei gazet, papierosów czy alkoholu, które nie są niezbędne do egzystencji.
Były prezes Trybunału Konstytucyjnego i b. rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll popiera pomysł Seremeta. - Jestem za. Już kodeks wykroczeń z 1932 r. zawierał przepis, że za czyn popełniony z głodu lub nędzy można było odstąpić od ukarania - mówi prof. Zoll. Podobnie uważa były szef więziennictwa Paweł Moczydłowski. - Obecne prawo jest bardziej rygorystyczne dla ubogich. Bo nie stać ich na obrońcę - mówi Moczydłowski. Podkreśla, że łagodniejsze traktowanie za drobne kradzieże dotyczy przede wszystkim właśnie osób ubogich.
Wyborcza.pl