Ciężkie głowy nad tym pracowały i udało się. PRL-owska idea: „Czy się stoi, czy się leży, tysiak się należy” zawładnęła Europą. Chodzi o bezwarunkowy dochód podstawowy (BDP). Domaga się go Niemiecka Partia Piratów, ale też część Zielonych i polityków lewicy. Na czym to polega? Państwo wypłaca miesięcznie każdemu pewną ustaloną kwotę, nie żądając w zamian żadnych świadczeń. Nic, można sobie całymi dniami leżeć, pieniądze będą. Niestety, kto chce zarobić więcej, musi znaleźć sobie pracę. Nie traci jednak przez to prawa do bezwarunkowego dochodu podstawowego. Podczas debaty w Europejskim Komitecie Ekonomiczno ‑Społecznym działająca na rzecz redukcji ubóstwa Elena Dalibot zasugerowała konieczność wprowadzenia regulacji prawnych w tym zakresie. Alexander Spermann z niemieckiego Instytutu Badań nad Przyszłością Pracy, potwierdzając słuszność proponowanych zmian, swój entuzjazm uargumentował doświadczeniami z Namibii.
Cały pomysł ma też swoją ideologię. To wolność i sprawiedliwość społeczna, tak idealizowane przez współczesne ruchy lewicowe. Teraz ma być to wolność od przymusu pracy, która – jak każdy wie – ogranicza nas niemiłosiernie. Gdyby nie praca, człowiek mógłby się wyrazić w pełni. Z kolei w imię sprawiedliwości społecznej ukarzemy dziś tych, którym się powodzi, i tych, którzy na swoje nieszczęście chcą pracować. Zamiast być wolnymi, wolą kajdany pracy.
Pomijając już nawet ekonomiczne konsekwencje tego, jak bardzo spadłaby wydajność pracy i jednocześnie podskoczyłyby ceny, zastanówmy się, ile to by kosztowało. Jeśli tysiąc złotych otrzymywałby co miesiąc każdy dorosły obywatel posiadający PESEL, to koszty wynosiłyby ok. 370-380 mld zł rocznie. Załóżmy nawet, że pieniądze brałaby tylko połowa. Wydatki tegorocznego budżetu to 325 mld zł przy założeniu kilkudziesięciu miliardów złotych deficytu. Deficyt przekroczyłby więc dwukrotnie wpływy budżetu. Skąd na to wziąć?
Na koniec żywy przykład statystycznego eksperymentu. Kopalnia Kazimierz-Juliusz została właśnie sprzedana. Od Katowickiego Holdingu Węglowego kupiła ją SRK (Spółka Restrukturyzacji Kopalń) i została jedynym właścicielem zakładu. Cała transakcja kosztowała SRK... 1 zł plus VAT, czyli 1,23 zł. Teraz państwowa spółka ma zająć się „kontynuacją eksploatacji na warunkach ekonomicznie uzasadnionych”. Prawda, że dobre?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.