Młoda kobieta została brutalnie zamordowana we własnym domu. Jej ciało znaleziono w spalonym samochodzie, by upozorować wypadek komunikacyjny. Od tej wstrząsającej zbrodni minął już ponad miesiąc, tymczasem prokuratura nadal nie ma nawet podejrzanego. Jaką rolę w tej sprawie pełni ukrywający się mąż Agnieszki, Karol R.?
33-letnia Agnieszka zginęła w połowie października. Jej ciało znalezione zostało w spalonym samochodzie przy jednej z dróg w województwie lubuskim. Szybko okazało się, że przyczyną śmierci kobiety nie było zderzenie z drzewem, lecz pięć ciosów zadanych tępym narzędziem w głowę. Rodzina zmarłej i mieszkańcy Gądkowa Wielkiego nie mają żadnych wątpliwości, kto zabił Agnieszkę. - Ja się bardzo bałam o nią. Bałam się, że pójdzie między ludzi i on ją tam zabije. A stało się inaczej, zrobił to we własnym domu. My go nazywaliśmy "Bomba". Zawsze, nawet jeśli przez kilka dni był spokój, to było pewne, że zaraz się coś wydarzy. Mi się wydaje, że to nie była miłość. Ona się go po prostu bała – opowiada Maria Rams, matka Agnieszki.
Sąsiedzi bardzo chętnie opowiadają o Karolu R. Wszyscy chcą pomóc w jego szybkim ujęciu, jednak z obawy przed mężczyzną część osób nie chce pokazywać twarzy. - Ja mam nie wierzyć, że to nie jest morderca? Ja już ratowałam życie jej dwa lata temu. Przybiegła o północy golusieńka, udało jej się wybiec spod prysznica, bo chciał ją zabić. Przyszedł, walił, "powybijam ci k… kraty", zaczął walić, "rozbiję ci okna", walił kopytami w drzwi. Do czwartej rano wojował, wywalał drzwi, a ona mi płakała: "Ciociu błagam, proszę ciebie, nie otwieraj tylko, bo nas chce pozabijać". Żaliła mi się, że wrzucił ją do garażu tylko za to, że po pięciu latach znalazła zdjęcia, że z jakimiś Ukrainkami wyprawiał Ani urodziny we Frankfurcie w restauracji. Robiła porządek w garażu, znalazła te zdjęcia, pokazała mu te zdjęcia, no to za to… To był efekt – opowiada sąsiadka pary.
- On jej nigdy nie kochał. On miał kochanki w tym czasie. Jego kochanki Ukrainki mieszkały z nimi, ona musiała chodzić, dawać im jedzenie. Jedna z Ukrainek poroniła, to moja córka dostała za to. Ona miała dla siebie jeden pokój, a on i te Ukrainki mieli dla siebie cały dom – dodaje Maria Rams, matka Agnieszki.
W czerwcu tego roku Karol R. zniknął z siedmioletnią córką. Bez wiedzy żony miał podrobić dokumenty i wymeldować z domu całą rodzinę. Podpisał też wstępną umowę sprzedaży nieruchomości. Pieniądze z transakcji miały pomóc w spłaceniu długów mężczyzny. Kiedy o sprawie dowiedziała się Agnieszka, unieważniła decyzję o wymeldowaniu, krzyżując tym samym plany męża.
- Pożyczał od różnych osób, obiecując im sprzedaż domu. On nigdy nie pracował. Na pewno czerpał z tego, co zarobiła Agnieszka. Jego metoda była taka, że zabierał córkę i mówił do Agnieszki, że jak da pieniądze, to odda jej dziecko – mówi Krzysztof Rutkowski. Ukrywanie dziecka przed matką nie było przestępstwem, bo małżeństwo nie miało rozwodu. Jeszcze w czerwcu do prokuratury trafiła natomiast sprawa bezprawnego wymeldowania Agnieszki. Przeciągała się ze względu na brak opinii grafologa.
Tymczasem, nie mogąc sprzedać domu, mąż Agnieszki usiłował zmusić ją do wyprowadzki, nachodząc ją i demolując ich wspólne mienie. - Demolował cały dom. Wszystkie rzeczy z gospodarstwa domowego były połamane, drzwi od pralki, lodówki, zamrażarki pourywał. Szały i regały poprzewracane. Dzielnicowi odmówili jej pomocy, bo według nich on zniszczył swoje mienie – opowiada Adam Sienkiewicz.
Dziennikarzom UWAGI! nie udało się spotkać ani z wojewódzkim rzecznikiem policji, ani z rzeczniczką komendy, która zajmowała się interwencjami w domu małżeństwa R. Zasłaniali się prokuratorskim zakazem udzielania informacji w tej sprawie. - Odnośnie tej rodziny ja nie udzielę żadnej informacji. Każda sytuacja jest inna i ocenia sytuację na miejscu policjant, którą zastaje – tłumaczy Alina Słonik z Komendy Powiatowej Policji w Sulęcinie.
Niedługo później Agnieszka została znaleziona martwa. Miesiąc po zbrodni policja nadal nie wytypowała podejrzanego. Śledczy nie wiedzą, gdzie przebywa mąż zamordowanej Agnieszki i czy jest z nim dziecko. Pracownicy Krzysztofa Rutkowskiego szukają go zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. Tymczasem Karol R. regularnie kontaktuje się z sąsiadami. - Dzwonił do mnie i udawał wariata. Pytał, czy widziałam Agnieszkę. Później płakał mi do telefonu, że on sobie nie może dać z tym rady i nie wierzy w to, co się stało. Powiedział tylko: "jest w Niemczech i Ania tam chodzi teraz do szkoły". Ale powiedział też, że nie może teraz przyjechać, bo przebywa aktualnie w jakiejś klinice i bierze leki psychotropowe – zrelacjonowała nam rozmowę Tamara Mikulska, sąsiadka pary.
UWAGA! TVN/x-news
Sąsiedzi bardzo chętnie opowiadają o Karolu R. Wszyscy chcą pomóc w jego szybkim ujęciu, jednak z obawy przed mężczyzną część osób nie chce pokazywać twarzy. - Ja mam nie wierzyć, że to nie jest morderca? Ja już ratowałam życie jej dwa lata temu. Przybiegła o północy golusieńka, udało jej się wybiec spod prysznica, bo chciał ją zabić. Przyszedł, walił, "powybijam ci k… kraty", zaczął walić, "rozbiję ci okna", walił kopytami w drzwi. Do czwartej rano wojował, wywalał drzwi, a ona mi płakała: "Ciociu błagam, proszę ciebie, nie otwieraj tylko, bo nas chce pozabijać". Żaliła mi się, że wrzucił ją do garażu tylko za to, że po pięciu latach znalazła zdjęcia, że z jakimiś Ukrainkami wyprawiał Ani urodziny we Frankfurcie w restauracji. Robiła porządek w garażu, znalazła te zdjęcia, pokazała mu te zdjęcia, no to za to… To był efekt – opowiada sąsiadka pary.
- On jej nigdy nie kochał. On miał kochanki w tym czasie. Jego kochanki Ukrainki mieszkały z nimi, ona musiała chodzić, dawać im jedzenie. Jedna z Ukrainek poroniła, to moja córka dostała za to. Ona miała dla siebie jeden pokój, a on i te Ukrainki mieli dla siebie cały dom – dodaje Maria Rams, matka Agnieszki.
W czerwcu tego roku Karol R. zniknął z siedmioletnią córką. Bez wiedzy żony miał podrobić dokumenty i wymeldować z domu całą rodzinę. Podpisał też wstępną umowę sprzedaży nieruchomości. Pieniądze z transakcji miały pomóc w spłaceniu długów mężczyzny. Kiedy o sprawie dowiedziała się Agnieszka, unieważniła decyzję o wymeldowaniu, krzyżując tym samym plany męża.
- Pożyczał od różnych osób, obiecując im sprzedaż domu. On nigdy nie pracował. Na pewno czerpał z tego, co zarobiła Agnieszka. Jego metoda była taka, że zabierał córkę i mówił do Agnieszki, że jak da pieniądze, to odda jej dziecko – mówi Krzysztof Rutkowski. Ukrywanie dziecka przed matką nie było przestępstwem, bo małżeństwo nie miało rozwodu. Jeszcze w czerwcu do prokuratury trafiła natomiast sprawa bezprawnego wymeldowania Agnieszki. Przeciągała się ze względu na brak opinii grafologa.
Tymczasem, nie mogąc sprzedać domu, mąż Agnieszki usiłował zmusić ją do wyprowadzki, nachodząc ją i demolując ich wspólne mienie. - Demolował cały dom. Wszystkie rzeczy z gospodarstwa domowego były połamane, drzwi od pralki, lodówki, zamrażarki pourywał. Szały i regały poprzewracane. Dzielnicowi odmówili jej pomocy, bo według nich on zniszczył swoje mienie – opowiada Adam Sienkiewicz.
Dziennikarzom UWAGI! nie udało się spotkać ani z wojewódzkim rzecznikiem policji, ani z rzeczniczką komendy, która zajmowała się interwencjami w domu małżeństwa R. Zasłaniali się prokuratorskim zakazem udzielania informacji w tej sprawie. - Odnośnie tej rodziny ja nie udzielę żadnej informacji. Każda sytuacja jest inna i ocenia sytuację na miejscu policjant, którą zastaje – tłumaczy Alina Słonik z Komendy Powiatowej Policji w Sulęcinie.
Niedługo później Agnieszka została znaleziona martwa. Miesiąc po zbrodni policja nadal nie wytypowała podejrzanego. Śledczy nie wiedzą, gdzie przebywa mąż zamordowanej Agnieszki i czy jest z nim dziecko. Pracownicy Krzysztofa Rutkowskiego szukają go zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. Tymczasem Karol R. regularnie kontaktuje się z sąsiadami. - Dzwonił do mnie i udawał wariata. Pytał, czy widziałam Agnieszkę. Później płakał mi do telefonu, że on sobie nie może dać z tym rady i nie wierzy w to, co się stało. Powiedział tylko: "jest w Niemczech i Ania tam chodzi teraz do szkoły". Ale powiedział też, że nie może teraz przyjechać, bo przebywa aktualnie w jakiejś klinice i bierze leki psychotropowe – zrelacjonowała nam rozmowę Tamara Mikulska, sąsiadka pary.
UWAGA! TVN/x-news