Do końca tego roku Port Lotniczy Radom obsłuży 60 tys. pasażerów i zatrudni 100 osób – zapowiedziały kilka miesięcy temu władze lotniska. Słowa dotrzymały, ale tylko połowicznie. Plan zatrudnienia został już zrealizowany w 90 proc., tylko z pasażerami jest na razie gorzej. To, że nie ma pasażerów, regularnych lotów, a nawet wybranej linii pasażerskiej, która by w przyszłości oferowała loty z Radomia, nie powinno rzutować na postrzeganie tego ambitnego przedsięwzięcia.
– Lepiej nie mówić wcale, niż mówić źle – doradzał krytykom utworzenia lotniska w Radomiu Andrzej Kosztowniak, prezydent miasta i pomysłodawca budowy portu lotniczego. On sam wolał podkreślać sukcesy związane z tą inwestycją, o których przeciwnicy często zapominali. Może nie ma na razie pasażerów, ale jest za to najnowocześniejszy sprzęt do odśnieżania pasa startowego norweskiej firmy Øveraasen, wyszkolona załoga do jego obsługi, strażacy i sprzęt do gaszenia samolotów. A nawet urządzenia zapewniające jednoczesne tankowanie i wpuszczanie pasażerów na pokład samolotu, oczywiście jeśli tylko się kiedyś pojawią. A także: taśmociągi bagażowe z wagami, sklepy, bary, toalety, punkty odpraw, VIP room i najnowocześniejsze urządzenia do prześwietlania bagażu. – To największy projekt od czasu doprowadzenia do Radomia kolei – zachwalał prezydent. – Czas, by zrealizować w Radomiu pewien sen. Raczej niechętnie odpowiadał na pytania, ile za ten sen trzeba będzie zapłacić. – Pieniądze nie przyjdą od razu, długo będziemy dokładać do tej spółki – mówił Kosztowniak. – Ale to w końcu przyniesie efekt.
Radom bez szans
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.