Konfliktu serbsko-albańskiego nie sposób już nazwać eufemistycznie "lokalnymi starciami". Od kilku dni w Kosowie toczy się regularna wojna, w której życie tracą dziesiątki ludzi. Jak w każdej wojnie partyzanckiej przeciwników regularnej armii Serbowie nazywają "bandytami", a akcje odwetowe dotykają także cywilów. Po zakończonej zaledwie trzy lata temu krwawej wojnie w Bośni każdy nowy konflikt na Bałkanach budzi niepokój.
Konfliktu serbsko-albańskiego nie sposób już nazwać eufemistycznie "lokalnymi starciami". Od kilku dni w Kosowie toczy się regularna wojna, w której życie tracą dziesiątki ludzi. Jak w każdej wojnie partyzanckiej przeciwników regularnej armii Serbowie nazywają "bandytami", a akcje odwetowe dotykają także cywilów. Po zakończonej zaledwie trzy lata temu krwawej wojnie w Bośni każdy nowy konflikt na Bałkanach budzi niepokój.
Zwłaszcza gdy chodzi o Albańczyków żyjących w kilku państwach regionu i rozgoryczonych rolą pariasów pod władzą Serbów. Chętnych do walki jest tylu, że Wyzwoleńcza Armia Kosowa nie jest w stanie zapewnić im broni. Wszyscy obserwatorzy zadają sobie pytanie: jak długo walki pozostaną "wewnętrzną sprawą" Serbii? Czy politycy w Tiranie zdołają zachować zimną krew i nie dopuszczą do rozprzestrzenienia się konfliktu poza granice Serbii?
Podobnie jak w Bośni, również w Kosowie zakończenie walk bez zdecydowanego nacisku z zewnątrz nie wydaje się możliwe. Tym razem wszakże tzw. społeczność międzynarodowa nie kwapi się z rozpoczęciem interwencji na politycznie grząskim gruncie. Być może znów potrzeba będzie tysięcy ofiar i oburzających cały świat okrucieństw, by doszło do wymuszonej interwencji. Czy jednak można sobie wyobrazić, by we wszystkich zapalnych punktach Bałkanów pokój wymuszali tylko międzynarodowi żandarmi?
Zwłaszcza gdy chodzi o Albańczyków żyjących w kilku państwach regionu i rozgoryczonych rolą pariasów pod władzą Serbów. Chętnych do walki jest tylu, że Wyzwoleńcza Armia Kosowa nie jest w stanie zapewnić im broni. Wszyscy obserwatorzy zadają sobie pytanie: jak długo walki pozostaną "wewnętrzną sprawą" Serbii? Czy politycy w Tiranie zdołają zachować zimną krew i nie dopuszczą do rozprzestrzenienia się konfliktu poza granice Serbii?
Podobnie jak w Bośni, również w Kosowie zakończenie walk bez zdecydowanego nacisku z zewnątrz nie wydaje się możliwe. Tym razem wszakże tzw. społeczność międzynarodowa nie kwapi się z rozpoczęciem interwencji na politycznie grząskim gruncie. Być może znów potrzeba będzie tysięcy ofiar i oburzających cały świat okrucieństw, by doszło do wymuszonej interwencji. Czy jednak można sobie wyobrazić, by we wszystkich zapalnych punktach Bałkanów pokój wymuszali tylko międzynarodowi żandarmi?
Więcej możesz przeczytać w 30/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.