Żeby przejechać 200 km z Nowego Delhi do Chandauli, potrzeba ponad czterech godzin. Tuż za rogatkami stolicy droga przechodzi w pełen dziur, pokryty pyłem trakt. Chandauli (nie mylić z dwumilionowym miastem o tej samej nazwie w stanie Uttar Pradeś) jest miejscem zapomnianym przez bogów. Ludzie żyją tu w betonowych pudłach, co trzeci wegetuje poniżej granicy ubóstwa. Po ulicach snują się kozy, a po południu miasteczko pustoszeje jak po apokalipsie: kto może, kryje się przed żarem słońca. Właśnie w tej zapyziałej dziurze założyciel Facebooka Mark Zuckerberg zainaugurował niedawno swój sztandarowy projekt na przyszłość – Internet.org. Dwa lata temu, gdy liczba użytkowników Facebooka dobiła miliarda, Zuckerberg uznał, że wciągnięcie wszystkich ludzi na globie do spędzania czasu w jego serwisie jest osiągalnym celem. Pozostaje tylko, bagatela, podłączyć do sieci 4 mld osób, które dzisiaj nie mają do niej dostępu. Indie to idealne miejsce, żeby wystartować. Dziś dostęp do netu ma tam 15 proc. domów. Gdyby zwiększyć ich liczbę do poziomu kraju rozwiniętego, czyli do 75 proc., dałoby to – według wyliczeń Zuckerberga – 65 mln miejsc pracy, zredukowało ubóstwo o jedną trzecią, a liczbę zgonów noworodków o 85 tys. rocznie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.