(Tekst pochodzi z nr 48/2014)
Dzień Edgarsa Rinkevicsa zaczął się zwyczajnie. Minister spraw zagranicznych Łotwy, znany ze swojej skłonności do namiętnego korzystania z Twittera, otworzył mikrobloga. Jak zwykle wrzucił kilka fotek i skrytykował politykę Kremla. Aż – nie wiedzieć czemu – napisał, że powinno się w końcu uregulować funkcjonowanie związków partnerskich. „Wiem, że teraz zacznie się megahisteria, ale #proud tobegay [jestem dumny, że jestem gejem]”.
Zamiast histerii wybucha zamieszanie. Internauci zastanawiają się, czy minister aby na pewno mówi o sobie. Pół godziny później Rinkevics uściśla: „Z dumą ogłaszam, że jestem gejem. Życzę wam wszystkim powodzenia”. Znów nie ma histerii. Jest niedowierzanie. Telewizje informują widzów o historycznym coming oucie dopiero po tym, gdy minister oficjalnie potwierdza, że hakerzy nie zaatakowali jego konta. – To była trudna decyzja, ale podjąłem ją samodzielnie i świadomie – ogłasza.Jego odwagę trudno przecenić. Jest pierwszym wysoko postawionym politykiem w świecie postradzieckim, który „wyszedł z szafy”. Wielu konserwatywnych Łotyszy będzie musiało na nowo określić swój stosunek zarówno do lubianego dotychczas ministra, jak i do samego homo seksualizmu. Ale jego gest przekracza granice Łotwy. Na Zachodzie Rinkevics został bohaterem. Dostał gratulacje od wielu polityków z całego świata. W opinii popularnego na Łotwie politologa Ivarsa Ījabsa gest ministra jest również – a może przede wszystkim – deklaracją politycznej i cywilizacyjnej przynależności całego państwa: – To pytanie o to, do jakiej części Europy należy Łotwa: do wschodniej czy do zachodniej – mówi nam Ījabs.
WYTRAWNY RUSOFOB
Rinkevics zaczynał jako dziennikarz łotewskiego radia, a wyrósł na jednego z najbardziej wpływowych i lubianych polityków w kraju. Odegrał kluczową rolę w przygotowywaniu wejścia Łotwy do UE i NATO. – W takim państwie jak Łotwa ciężko jest zachować coś w tajemnicy – zauważa łotewski dziennikarz Mark Ermark. – Choć Rinkevics nigdy nie mówił o tym publicznie, i tak wielu podejrzewało, że jest gejem. Dopóki było to tajemnicą poliszynela, nie przeszkadzało mu w robieniu kariery – minister bije rekordy popularności wśród Łotyszy. Jednak rosyjska mniejszość, która stanowi jedną czwartą mieszkańców kraju, uważa go za jednego z czołowych rusofobów. Szef MSZ nie szczędzi cierpkiej krytyki pod adresem Kremla, choć zazwyczaj robi to w sposób wyrafinowany. Cytuje obficie największych rosyjskich klasyków, Bułhakowa i Tołstoja, a potem złośliwie pyta, czy coś się w Rosji zmieniło przez ostatnie 100 lat. – Inteligentny i odważny, nie boi się kontrowersji. Z każdej sytuacji potrafi wyjść z klasą – słyszymy od łotewskich dziennikarzy.
Latem wydał zakazał wjazdu na Łotwę trzem rosyjskim artystom, którzy gorliwie popierali agresję Rosji wobec Ukrainy. Wszystko działo się na kilka dni przed festiwalem Nowa Fala, który od ponad dziesięciu lat ściąga do nadbałtyckiej łotewskiej miejscowości Jurmała tłumy rosyjskich piosenkarzy, polityków i dinozaurów estrady, pokroju wiecznie żywej Ałły Pugaczowej. Fenomen Nowej Fali polega na tym, że w Rosji zbiera przed telewizorami niemal tylu widzów, ilu Łotwa ma mieszkańców. Wściekłość muzyków objętych zakazem była więc ogromna, pod adresem Rinkevicsa posypały się wyzwiska. Minister odpowiedział, poszerzając czarną listę o kolejne gwiazdy. Takimi gestami punktował u łotewskich wyborców. Jego ugrupowanie Jedność miesiąc temu zajęło drugie miejsce w wyborach parlamentarnych, a on ponownie został szefem dyplomacji. – Po coming oucie jeszcze trudniej będzie mu rozmawiać z Rosją. Tamtejsze media będą się nad nim znęcać – przewiduje Ivars Ījabs.
KUPA ŚWIĘCONA
W 2013 r. amerykański think tank Pew Research Center zapytał Europejczyków, czy społeczeństwo powinno tolerować gejów i lesbijki. W Niemczech 87 proc. badanych odpowiedziało twierdząco, we Włoszech – 74 proc. W Rosji zaś tylko 17 proc. Przepaść kulturową między Wschodem a Zachodem dobitnie obrazują komentarze pod przełomowym postem Rinkevicsa. Wielu europejskich polityków pogratulowało mu odwagi. Szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini napisała, że jest dumna z Rinkevicsa i ma nadzieję, że kiedyś coming out nie będzie wymagał odwagi. Co na to Dmitrij Rogozin, rosyjski wicepremier? „Czym tu się chwalić? Skoro nie ma innego powodu do dumy, dobre i to” – napisał na Twitterze o Rinkevicsu.
Łotewski coming out zbiegł się w czasie z wyjściem z szafy prezesa Apple Tima Cooka, po którym to zdarzeniu z dziedzińca petersburskiego uniwersytetu usunięty został gigantyczny iPhone. W krajach bałtyckich tolerancja jest większa niż w Rosji, ale w porównaniu z krajami starej Unii Bałtowie (podobnie jak Polacy) wypadają blado. W 2006 r. do łotewskiej konstytucji wniesiono poprawkę definiującą małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety. Dwa lata po wstąpieniu do UE łotewscy politycy jeszcze raz chcieli podkreślić swoje stanowisko: zero przywilejów dla związków homo seksualnych. W odpowiedzi środowiska LGBT zorganizowały pierwszą na Łotwie paradę równości. Zakończyła się zamieszkami. Trzytysięczna wściekła kontrdemonstracja obrzucała gejów ekskrementami i polewała wodą święconą. Po tych wydarzeniach do Łotwy przylgnęła łatka najbardziej konserwatywnego państwa nad Bałtykiem. – Od tamtego czasu wiele się zmieniło – mówi „Wprost” Kaspars Zālītis z Mozaiki, jedynej organizacji LGBT w kraju. – Choć podczas każdej parady nadal idzie antyparada, to w ubiegłym roku przeciwników LGBT szło nie więcej niż 50. Radykalny język homofobów zszedł do podziemia i jeśli się pojawia, to płynie wyłącznie z ust prawicowej ekstremy. – Rzeczą niebywałą jest to, że homofobia połączyła Władimira Lindermana i Kasparsa Dimitersa. Jeden to radykalny Rosjanin, drugi – nie mniej radykalny nacjonalista łotewski. Nie ma żadnej innej sprawy, w której znaleźliby wspólny język – mówi Zālītis. Panowie działają ramię w ramię i od pół roku zbierają podpisy pod wnioskiem o rozpisanie referendum w sprawie „zakazu propagandy homoseksualnej”. – Marzy im się takie samo prawo, jakie zostało uchwalone w Rosji rok temu – dodaje Zālītis.
RÓWNOŚĆ W RYDZE
Czy więc propagowanie tolerancji może być narzędziem w ideowej wojnie z Rosją? – W tym roku rusofobia najwyraźniej zwyciężyła nad homofobią. Wyznanie, że jesteś gejem, oznacza, że stajesz w międzynarodowej koalicji przeciw imperialnym ambicjom Rosji – odpowiada łotewski dziennikarz Juris Paiders. Łotysze nie są zresztą pierwsi. Miesiąc temu estoński parlament przewagą dwóch głosów przyjął ustawę o związkach partnerskich. Tym samym Estonia stała się pierwszym państwem postkomunistycznym, które uznało związki jednopłciowe. Prawo daje również gejom możliwość adopcji. – Przyjęcie tej ustawy to jednoznaczny sygnał: w Estonii szanujemy prawa człowieka. Wkroczyliśmy na ścieżkę przezwyciężania naszego ciężkiego poradzieckiego spadku – oświadczył Kari Käsper, znany estoński działacz społeczny.
Najgorzej sytuacja wygląda na Litwie, gdzie od pięciu lat działa restrykcyjne prawo zakazujące „promocji homoseksualizmu” i jak na razie nie zapowiada się tam na zmiany. – Łotwa jest pośrodku między katolicką i bardzo konserwatywną Litwą a protestancką i najbardziej liberalną ze wszystkich państw bałtyckich Estonią. Teraz ma szansę, aby opowiedzieć się po jednej ze stron – mówi nam litewski politolog Laurynas Kasčiūnas. W przyszłym roku Łotwa obejmie prezydencję w UE. Tym wydarzeniem już teraz żyje cały kraj. Jest szansa, że jednym z tematów prezydencji stanie się równouprawnienie. Na wiosnę w Rydze zaplanowana jest największa w Europie parada równości. Przedstawiciele LGBT na kilka dni opanują miasto. To, jak przyjmą ich Łotysze, zależy w dużej mierze od tego, czy Edgars Rinkevics znajdzie sposób, aby przekonać rodaków, że tolerancja jest najlepszą metodą na Putina.Najnowszy numer "Wprost" jest dostępny w formie e-wydania
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na AppleStore i GooglePlay