(Artykuł ukazał się w numerze 37/2014)
Angela
Tusk zna kanclerz Niemiec Angelę Merkel od lat. Rozmawiają trochę po niemiecku, trochę po angielsku. Wzajemna bliska współpraca zaczęła się już w 2005 r., kiedy w obu krajach trwała kampania, a sondaże wskazywały, że oboje mają szanse na objęcie władzy. Merkel przyjechała wtedy do Polski. Sztaby dogadały się, żeby tak zaaranżować spotkanie, by przypominało oficjalną wizytę przywódców państwowych. Politycy spotkali się więc w wynajętej sali Zamku Królewskiego, na tle flag. Wcześniej Merkel złożyła kwiaty pod pomnikiem Powstańców Warszawy. Sztabowcy poprosili o wartę honorową kombatantów – miało to przypominać ceremoniał wojskowy. Te dobre relacje na linii Warszawa-Berlin utrzymały się, gdy Tusk wygrał wybory i stanął na czele polskiego rządu. Gdy w 2010 r. na autostradzie pod Berlinem rozbił się polski autokar, Angela Merkel przyjechała do polskiej ambasady i przez godzinę rozmawiała z Tuskiem, który przyjechał na miejsce katastrofy.
Bronek
Dla Tuska polityk typu „buuu”, czyli hukniesz i się chowa do mysiej dziury. Słynne są opowieści, jak to Tusk traktował Bronisława Komorowskiego, gdy ten był marszałkiem Sejmu. Podkomendni Tuska, najczęściej Sławomir Nowak, telefonowali do Komorowskiego, formalnie drugiej osoby w państwie, z rozkazami w stylu: „Głosowanie w Sejmie przekładamy na 11.00, bo kierownik jest zajęty”. Gdy Bronek poszedł „pod żyrandol”, zaczął się troszkę emancypować. Ze wskazaniem na troszkę. Politycy Platformy opowiadają, że gdy w kampanii 2011 r. Tusk przyjechał do Pałacu Prezydenckiego, aby prosić Komorowskiego o wsparcie, argumentował: „Bronek, możemy przegrać”. W odpowiedzi usłyszał: „Możecie, możecie…”. Potem jednak prezydent był całkowicie lojalny wobec premiera.Cygara
Tusk nie lubi mocnych, woli łagodniejsze. Na przykład dominikańskie Macanudo o aromacie kawowym lub waniliowym. Oczywiście Tusk nie paradował z cygarami, bo obywatelom mogłoby się to kojarzyć z wielkopańskimi manierami i zbytkiem. Wpadł chyba raz w Dolomitach, gdy paparazzi obfotografowali go z cygarem w dłoni. W kwestii cygar kłopotliwa była końcówka kadencji. Na taśmach „Wprost” Radosław Sikorski ujawnia: „Cała ambasada na Kubie dwoi się i troi, żeby zdobyć najlepsze cygara dla Tuska”. Jednocześnie Sikorski przyznał się do koszmarnej niekompetencji. Otóż nie miał pojęcia, że „kierownik” nie lubi akurat kubańskich cygar.
Dolomity
Siedziba BOR. Luty 2008. Trwa narada, co robić w sytuacji, kiedy premier poinformował, że jedzie na narty, ale ani on, ani jego otoczenie nie chce powiedzieć dokąd. – To prywatny wyjazd i szef rządu nie życzy sobie obstawy – powtarzają jak mantrę współpracownicy Tuska. Zapada decyzja, że trójka ludzi pojedzie na miejsce i będzie ochraniać Tuska, ale tak, by „obiekt” się nie zorientował. – To była szopka, musieliśmy ustalić miejsce pobytu. Gdy jakimś cudem uzyskaliśmy informacje, pojechaliśmy i musieliśmy się ukrywać – wspomina jeden z funkcjonariuszy. Funkcjonariusze opowiadają, że ruszając na narty, premier nie wiedział, że w trasie towarzyszyły mu dwa specjalnie wynajęte na tę okoliczność samochody. Były białe, zwyczajne, tak aby szef rządu nie nabrał podejrzeń. Tablice rejestracyjne spoza Warszawy. Kierowcy to funkcjonariusze, ale spoza osobistej ochrony Tuska, aby nie rozpoznał ich twarzy. Według relacji funkcjonariuszy, jadąc na urlop w Dolomity, premier zatrzymuje się na krótko. Tankuje paliwo i jedzie dalej. Nie oszczędza silnika. – Jeździ po męsku, na autostradzie potrafi grzać 190, a nawet 200 km/h – przyznaje jeden z funkcjonariuszy.
Ewa Kopacz
Potrafiła krzyczeć i płakać w obecności Tuska. Nikt poza nią nie mógł się na coś takiego poważyć. Do bólu oddana i lojalna wobec szefa. W nagrodę została marszałkiem Sejmu. Jeden z ministrów opowiadał nam ostatnio o jej marszałkowaniu: – Kiedyś konwent seniorów i prezydium Sejmu były miejscami, gdzie opozycja po cichu mogła dogadywać się z władzą. Dziś dyskusji nie ma. Jest pas transmisyjny z Kancelarii Premiera i wykonywanie poleceń. W 2011 r. jeden z autorów tego alfabetu pytał Ewę Kopacz: – Czy uważa pani Tuska za męża stanu? Mina Kopacz świadczyła, że to było najgłupsze pytanie świata: – Oczywiście, że tak. On jest mężem stanu!
Flagi
Kiedy „kierownik” wybierał się z wizytą zagraniczną, pracownicy Centrum Informacyjnego Rządu pakowali do samolotu biało-czerwone flagi, bo te na wyjazdach, przygotowane przez gospodarzy, były z gorszego materiału i nie układały się ładnie w tle w trakcie występów szefa rządu. Niektórzy żartowali, że za Tuska CIR stało się agencją eventową. Gdy premier wybierał się gdzieś z wizytą, najpierw na miejsce jechali CIR- -owcy, żeby szukać ładnych planów dla występów Tuska. Kiedyś pojechali na budowę autostrady. – Panie, nie można tych koparek jakoś inaczej poustawiać, bo nam się nie mieszczą w kadrze? – pytali kierownika budowy.
Giga
Kasia Tusk. Ojciec ma na jej punkcie bzika. Kiedyś jeden z publicystów tygodnika, który prawi nieustanne uprzejmości Tuskowi, „nieodpowiednio” zażartował z Kasi. Tusk nosił w sobie dąs na dziennikarza miesiącami. Giga jest kobietą sukcesu. Podobno ostatnio zarabiała lepiej od „kierownika”, ale teraz powinno się to zmienić.
Historia
Tusk jest z wykształcenia historykiem. Janusz Palikot w swojej książce opowiada, jakie historyczne lektury wybiera Tusk: – To są te opowieści o małych tyranach z IV, V w. p.n.e. ze starożytnej Grecji. Takie drobne opowiastki porozrzucane po różnych autorach, są choćby u Herodota. Trzy, cztery stronice o jakimś tyranie w Syrakuzach, jak zaczął panować, kogo zamordował i wykończył, jak to się skończyło. Taka krótka lektura na 15 minut. I to są ulubione lektury Tuska, on to zawsze ma przy sobie, czyta przed zaśnięciem. On to uwielbia, czyta w kółko. Może godzinami o tym opowiadać, zna wszystkie te biografie na pamięć. Nie znam innego człowieka, który byłby takim specjalistą w historii tyranów. Może tylko Machiavelli miał podobną orientację.
Irytacja
Dosięgała Tuska dość często, ale była skrywana. Najczęściej brała się z poczucia, że jest otoczony przez „idiotów”, którzy nie potrafią załatwić najprostszych spraw i wsadzają go na miny. Irytacja potrafiła szybko ustąpić. Słynne były zmiany nastrojów „kierownika”. Rano świat był do niczego i nie było już przyszłości, po obiedzie sytuacja stawała się znośna, pod wieczór panowała atmosfera triumfu.
JKB
Jan Krzysztof Bielecki. Bardzo przeżył okładanie kijami po swoim premierostwie na początku lat 90. Dlatego dziś woli pozostawać człowiekiem cienia, który u „kierownika” robił za eksperta od spraw ekonomicznych. Złośliwi twierdzą, że nie chciał wejść do rządu, bo musiałby wtedy pokazać oświadczenie majątkowe. A sumy tam wymienione mogłyby zostać niewłaściwie odebrane przez szarych obywateli.
Kibole
Gdy w polityce „przestawało żreć”, Tusk wypowiadał wojny. Z hazardem, z dopalaczami, pedofilami, pijanymi kierowcami i właśnie kibicami. Ta ostatnia była najtrudniejsza, bo kibice to lud zorganizowany, pomysłowy i czupurny. W czerwcu 2011 r. Tusk miał z nimi medialną ustawkę na warszawskiej Agrykoli. Grał w piłkę z dziećmi. Przy ogrodzeniu pojawili się kibole. Skandowali: „Matołowi nie podawaj”, „Zamiast zająć się drogami, kopiesz piłkę z dzieciakami”.
Lech Kaczyński
Czasami nazywany przez Tuska Leszkiem, a czasami Kaczorem. Ich relacje przechodziły różne fazy, nawet w okresie prezydentury Kaczyńskiego. Od wspólnych długich dyskusji w Juracie czy w Belwederze, zakrapianych wieloma butelkami wina, aż po wojnę totalną.Jej apogeum to jesień 2009 r., kiedy Radosław Sikorski wymyślił plan zabrania prezydentowi samolotu, aby ten nie dotarł na unijny szczyt. Plan został zaakceptowany przez Tuska. Najpierw okazało się, że rozchorował się pilot rządowego tupolewa, potem współpracownicy Tuska chcieli udaremnić wyczarterowanie samolotu od komercyjnych przewoźników.
Łapanka
Przy każdej rekonstrukcji rządu pojawiał się dowcip: „Nie kręćcie się w okolicach Alei Ujazdowskich, bo możecie przez przypadek zostać wcieleni do rządu”. Autorskie gabinety zderzaków powstawały w dużej mierze przypadkowo. Obecny minister finansów, z którym premier rozmawiał dzień przed ogłoszeniem składu rządu, ujął premiera tym, że w przeciwieństwie do innych kandydatów nie marudził. – To dla mnie zaszczyt – powiedział Mateusz Szczurek. I został ministrem.
Meczyki
W gabinecie Tusk miał dużą plazmę i wszystkie dekodery świata. – Mógłby nawet ligę wenezuelską oglądać – żartował jeden z jego kolegów. Meczyki były oglądane w gronie zaufanych, były winko i cygara. Spotkania nie miały charakteru tylko towarzyskiego, ale też polityczny. Premier potrafił rzucić: – Ładnie wykonany róg. Słuchaj, a ty myślisz, że X będzie dobrym ministrem skarbu? Aha. Fajną długą piłę zagrał ten obrońca.
Nowak Sławomir
Polityczne dziecko Tuska. Człowiek bez zawodowego backgroundu, wychowanek politycznej młodzieżówki. Nielubiany w partii, bo, wykonując rozkazy Tuska, był arogancki. Zgubiło go przywiązanie do blichtru i drogich gadżetów. Tusk zwracał mu uwagę, żeby z tym przystopował, ale nawyki były silniejsze niż przestrogi. Do historii przejdzie cytat z Nowaka: – Donald Tusk to polityczny geniusz naznaczony ręką Boga.
Ofensywa
Zwykle legislacyjna. Premier wychodził na mównicę i ogłaszał, że jego gabinet w ciągu kilku miesięcy wyprodukuje setki potrzebnych ustaw. Raz nawet z tej okazji przeniósł się do Sejmu, ale szybko się zmęczył biegającymi za nim dziennikarzami. Pierwsza ofensywa nazwana została jesienną, w skrócie „OJ”. Szybko się okazało, że jesień się skończyła, a projektów nie widać. I tak ofensywa jesienna płynnie przeszła w zimową, wiosenną, a potem letnią.
Projekt
Słowo kluczowe w otoczeniu Tuska. Na początku oznaczało zdobycie dla PO trzech najważniejszych ośrodków władzy: parlamentu, rządu, wreszcie prezydentury. Gdy to się dokonało, z definicją projektu zaczął się problem. Wielu w PO uważa, że obecnie to synonim woli Donalda Tuska.
Rezerwa strategiczna
Grzegorz Schetyna. Najbliższy druh i powiernik. Były. Kiedyś dla Tuska wykańczał oponentów takich jak Rokita czy Piskorski. W końcu sam stał się zwierzyną łowną. Po prostu za bardzo obrósł w piórka. W pierwszej kadencji zaczęto mówić, że jest bardziej zdecydowany, konkretniejszy, twardszy od Tuska. „Kierownik” postanowił przywrócić hierarchię i zaczął wojnę ze swym zastępcą, którego określił mianem mieszaniny Shreka i gladiatora. Wojna jeszcze trwa, ostrzeliwany separatysta Schetyna ma swój bunkier w „Pieczarze”, czyli gabinecie szefa komisji spraw zagranicznych.
Sherwood
Pokój „Miruni”, zwanego inaczej „Drzewkiem”, w sejmowym hotelu. Czyli Mirosława Drzewieckiego. „Mirunia” miał największe lokum, największy telewizor i przywoził garnitury, które szyto w jego zakładach. Można było je od razu przymierzyć. „Drzewko” był skarbnikiem i człowiekiem najwyższego zaufania. Też palił cygara, nie odmawiał wina i lubił meczyki. Tusk bezwzględnie strącił go w polityczny niebyt, bez mrugnięcia okiem. Ten jednak ciągle pozostaje pod wrażeniem osobistego uroku byłego szefa.
Tuskobus
Stały punkt w każdej kampanii wyborczej. Premier wskakiwał do autobusu, objeżdżając kraj, dyskutował z obywatelami, a niektórym nawet ocierał łzy. Zawsze szło mu doskonale. Tusk zraził się do takich wypadów po spotkaniu ze „Stachem Paprykarzem” w 2011 r. Filmy z bezradnym Tuskiem, niepotrafiącym odpowiedzieć na pytanie: „Jak żyć?”, biły rekordy popularności. Uraz Tuska po tej wpadce był tak ogromny, że tygodniami nie chciał słyszeć o wypadach w Polskę i żadnym Tuskobusie. Ostatecznie do powrotu do wypróbowanego sposobu wygrywania kampanii namówił go Jan Krzysztof Bielecki.
Unia Europejska
Na początku Tusk nie znosił posiedzeń Rady Unii Europejskiej, której wkrótce będzie przewodniczył. Najbliżsi współpracownicy, którzy na czas szczytów zostawali w Polsce, otrzymywali SMS-y recenzujące posiedzenie jednym słowem: „Rzeźnia”.
Weekend
U Tuska zazwyczaj długi. Na początku rządów postanowił, że w ramach „taniego państwa” będzie latał do Gdańska rejsowym samolotem, ale szybko mu przeszło. Zazwyczaj rządowy samolot startował z Warszawy w piątek wczesnym popołudniem. Wracał z szefem rządu na pokładzie w poniedziałek po południu. Tusk miał też swój patent, jak przedłużyć weekend nad morzem. Lubił, żeby tydzień zaczął się od poniedziałkowego doglądania jakiejś inwestycji w Pomorskiem.
Zielona Wyspa
Hasło powtarzane jak mantra przez Tuska i ministra finansów. Często na tle mapy Europy, gdzie tylko Polska była pokolorowana na zielono, a reszta straszyła czerwienią, czyli recesją. Tusk lubił powtarzać, że udało się to dzięki jego racjonalnym rządom i zaproponowanym przez ministra finansów cięciom. Obaj przy tej okazji zapominali wspomnieć, że dodatni PKB jest głównie zasługą optymizmu Polaków, którzy nie zaprzestali konsumpcji, oraz małych i średnich przedsiębiorców. �