Napisał mi w e-mailu, żebym po wyjściu z pociągu kierował się trasą Jarosława Ziętary, i dołączył mapkę. Ziętara mieszkał przy ulicy Kolejowej, więc tego feralnego dnia mógł iść tak ja teraz, między przedwojennymi kamienicami – ulicami Śniadeckich, Orzeszkowej – i na końcu Matejki skręcił w lewo w Grunwaldzką, gdzie tuż za rogiem jest budynek jego redakcji (wówczas „Gazety Poznańskiej”, dziś „Głosu Wielkopolskiego”), do której już nie dotarł. Przepadł gdzieś po drodze. Od tamtej pory Krzysztof M. Kaźmierczak, poznański dziennikarz i przyjaciel Ziętary, próbuje rozwikłać, co się stało z jego kolegą. Tego dnia, gdy zaginął, mieli razem pojechać redakcyjnym volvo w teren. Komuś jednak samochód był bardziej potrzebny, więc wyjazd został odwołany. – Przez lata się obwiniałem, że się wtedy nie uparłem, że nie zawalczyłem o ten samochód, że odpuściłem – mówi. – A co by to zmieniło? – Zastanawiam się, jak potoczyłoby się życie Jarka, gdybyśmy wtedy rankiem pojechali razem po Wielkopolsce.
TAJEMNICZE ZNIKNIĘCIE
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.