Julia wymiotuje nad ranem. Zawsze wtedy, gdy wychodzi od sponsora. Nie zastanawia się dlaczego. Po prostu tak ma. Dobrze, gdy zdąży znaleźć toaletę. Gorzej, jeśli nagły bolesny ścisk żołądka dopadnie ją na ulicy lub w taksówce. Wtedy ta długonoga brunetka rodem z Podkarpacia, elokwentna absolwentka humanistyki po trzydziestce, wymiotuje, gdzie popadnie. A potem płacze, ale krótko. Umie się szybko wziąć w garść. Gdy wraca do domu, musi być przecież radosna. Zaraz wstanie jej mały syn.
TABLET DLA DZIECKA
Gdy pół roku temu pisała internetowy anons „Samotna matka szuka sponsora”, ręka jej drżała. – Bałam się, że nikt nie zechce opłacać kobiety z bagażem, czyli z dzieckiem. Z drugiej strony nie mogłam się wyrzec syna. Jeśli ktoś chce czerpać garściami z seksu ze mną, musi znać o mnie prawdę – mówi. A prawda jest taka, że Julia nigdy nie pracowała, ale zawsze żyła w dostatku. Mąż przedsiębiorca, dobrze ustawiony w branży budowlanej, opłacał mieszkanie na warszawskim Mokotowie, dwa samochody, luksusowe przedszkole dla dziecka. Gdy odkrył, że Julia chętnie sypia nie tylko z nim, ale też z jego kolegami, odszedł, zabrał wszystko, zostawił rodzinę na lodzie. Płaci tylko alimenty na syna – 50 zł miesięcznie. Tyle wystarczy, żeby uniknąć odpowiedzialności karnej. – Nie miałam wyboru. Musiałam skołować kasę – wyznaje kobieta. To znaczy wyjść było kilka, ale wybrała właśnie taki chleb. Sponsorowany. W końcu jest atrakcyjna i zawsze lubiła pieszczoty. W anonsie skłamała, że mąż zginął w wypadku samochodowym. Chciała pochować go w myślach i dodać nutę dramaturgii, aby potencjalnych sponsorów chwycić za serce.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.