Czy Marian Krzaklewski odbuduje swoją pozycję "silnego człowieka Akcji Wyborczej Solidarność"?
Na ostatnim posiedzeniu Komisji Krajowej "Solidarności" jej przewodniczący Marian Krzaklewski skrytykował użycie broni przez policję wobec manifestantów z Łucznika, chociaż wcześniej "solidarnościowy" rząd uznał je za uzasadnione. Jednocześnie Krzaklewski bronił rządowego projektu zmian w systemie podatkowym, atakowanym przez doły związkowe. Napiętnowanie działań policji nie wygląda więc na krytykę rządu Jerzego Buzka, lecz na atak na Janusza Tomaszewskiego, wicepremiera, ministra spraw wewnętrznych i administracji, który parę dni wcześniej zirytował posłów - także swego klubu - nie przychodząc na obrady komisji sejmowej badającej zasadność policyjnej interwencji. - Prawdziwa cnota krytyk się nie boi - ironizował pod jego adresem Krzaklewski w programie "W centrum uwagi", deklarując zarazem, że "Solidarność" nie przyłoży ręki do obalenia swego rządu. Tego, że związek nie przyłoży ręki do obalenia poszczególnych jego członków, Krzaklewski nie zadeklarował. I nie przez zapomnienie - w AWS trwa walka o władzę. Nie było to pierwsze spięcie między tymi politykami. Kiedy wiosną lider AWS poparł rządową propozycję nowelizacji ustawy o działach administracji rządowej, zakładającą wzmocnienie pozycji premiera i podział MSWiA na dwa nowe resorty: spraw wewnętrznych i zarządzający administracją, Tomaszewski odpowiedział, że Krzaklewski wtrąca się w nie swoje sprawy. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu sprawy zaszły jeszcze dalej - ze struktury MSWiA wyrwano dwie elitarne formacje: GROM i Biuro Ochrony Rządu, i nie zgodzono się na utworzenie wewnątrz MSWiA Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej, które miało gromadzić materiały o charakterze operacyjnym, niezbędne do zwalczania przestępczości wysoko zorganizowanej. Przeciwnicy utworzenia centrum obawiają się, że w rękach zaangażowanego politycznie ministra spraw wewnętrznych i administracji mogą one posłużyć do inwigilacji politycznych przeciwników. - Wygrała opozycja "antytomaszewska", która głosowała przeciw KCIK. Myślę, że jest to walka przeciwko silnemu człowiekowi rządu - uważa poseł AWS Jan Maria Rokita, który wbrew swym kolegom z wchodzącego w skład akcji Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego optował za utworzeniem takiego centrum i podporządkowaniem go ministrowi spraw wewnętrznych i administracji. Inaczej widzi problem jego partyjny kolega Wiesław Walendziak. Jego zdaniem, centrum ma być koordynatorem walki z przestępczością, nie można więc dopuścić, by jego zasoby mogły zostać wykorzystane w innym celu. Dlatego winna to uregulować osobna ustawa. - Nie wchodźmy w uliczkę, która poprowadziła innych na manowce. Uchwalmy ustawę, która uwolni od podejrzeń o wykorzystywanie służb specjalnych do celów politycznych - ostrzega Walendziak. Stosunek wobec "silnego człowieka rządu" biegnie więc nawet w poprzek partii tworzących AWS. Dyskusja nad uszczupleniem władzy Tomaszewskiego pokazała, że ma on wielu zwolenników, choć sam Krzaklewski przyglądał się biernie rozbiorowi "imperium" swego kolegi. A przecież przez wiele lat - aż do niedawna - stanowili oni zgrany tandem. Kiedy wybuchł konflikt między Januszem Tomaszewskim a Wiesławem Walendziakiem, wówczas szefem kancelarii premiera, pragnącym odebrać wicepremierowi wpływy na obsadę stanowisk rządowych w terenie, do akcji wkroczył Krzaklewski. Stanął wtedy po stronie Tomaszewskiego, co z czasem Walendziak przypłacił utratą posady.
Przez ponad rok Tomaszewski dyskretnie manewrował między dwoma, przynajmniej nominalnie najważniejszymi postaciami rządu, czyli premierem Jerzym Buzkiem a "patronem politycznym" jego gabinetu, czyli Marianem Krzaklewskim. Budował własną pozycję polityczną, która ogromnie wzrosła po decyzji utworzenia Ruchu Społecznego AWS jako politycznej emanacji "Solidarności". Przy formalnym przewodnictwie Buzka faktycznym liderem nowej partii, odpowiedzialnym za tworzenie jej struktur, został Tomaszewski. Już w styczniu 1998 r. współkoalicjanci zarzucili mu, że o nominacjach na wojewodów decyduje deklaracja przystąpienia do ruchu. Na tle obsady wojewodów lubuskiego i świętokrzyskiego powstał ostry konflikt między ZChN, które liczyło na te stanowiska, a centrum rządowym. Załagodziły go dopiero inne "konfitury" dla polityków zjednoczenia: funkcja szefa gabinetu politycznego premiera dla Kazimierza Marcinkiewicza, prezesura PFRON dla Waldemara Fliegla (typowanego na wojewodę lubuskiego) oraz pozostawienie Rządowego Centrum Studiów Strategicznych jako odrębnego resortu, z ministerialną teką jego szefa Jerzego Kropiwnickiego. Aktywność Tomaszewskiego w tworzeniu struktur RS AWS i oplataniu ich siecią powiązań naraziła go nawet na zarzut, że zajmując się głównie partią, nie dba o bezpieczeństwo wewnętrzne państwa i jego obywateli. Liderom AWS, w tym Krzaklewskiemu, działalność partyjna Tomaszewskiego była jednak przez dłuższy czas na rękę: budowała przecież grunt również pod ich przyszłość polityczną. Kiedy zaczęła im zawadzać? čródłem konfliktu było między innymi osłabienie pozycji Krzaklewskiego w AWS i w samej "Solidarności". Związkowcy są wściekli, że przewodniczący, zajęty wielką polityką, zaniedbał sprawy pracownicze, a RS AWS wykorzystuje solidarnościowe struktury, których utrzymanie kosztuje. Próbując odzyskać pozycję w związku i siłę sprawczą w AWS, utraconą na rzecz ludzi Tomaszewskiego, Krzaklewski musiał wypowiedzieć mu wojnę. Jej echem jest zmienność stanowiska przywódcy "Solidarności" w sprawie podziału tzw. parytetów w AWS, czyli głosów we władzach akcji. Wcześniej Krzaklewski proponował, by "czynnik związkowy" miał łącznie 55 proc. głosów we władzach ("Solidarność" - 40 proc., RS AWS - 15 proc., reszta - po 15 proc. - miałaby przypaść trzem pozostałym "filarom" AWS: ZChN, SKL i chadecji). Ostatnio uznał, że związkowcom wystarczy łącznie połowa głosów, które w przyszłości w całości przypadną ruchowi, ale pod warunkiem podpisania porozumienia, w którym RS zobowiąże się do reprezentowania interesów NSZZ "Solidarność". Wymóg podpisania porozumienia może oznaczać swoiste ultimatum, również personalne, wobec RS AWS. Jeśli porozumienie nie zostanie podpisane - jego warunki określi Krzaklewski - oznaczać to będzie marginalizację ruchu, a rozdającym karty w AWS pozostanie związek "Solidarność". W ten sposób Krzaklewski powróci do pełnej kontroli nad biegiem spraw w państwie, tak jak na początku kadencji. Dokonane już przekazanie połowy związkowych udziałów ruchowi w istocie osłabia pozycję RS AWS. Z ośmiu "związkowców" zasiadających dotąd w Radzie Krajowej RS AWS tylko Krzaklewski pozostał we władzach NSZZ - pozostali przeszli do ruchu. Teraz proporcje zostaną wyrównane.
W całej grze wewnątrz akcji niejasne pozostaje stanowisko Jerzego Buzka. Osaczony grami politycznymi w swoim otoczeniu, nie jest w stanie - nie po raz pierwszy zresztą - położyć im kresu. Tę bezradność widać zwłaszcza w sprawie usytuowania BOR i GROM, w której premier milczy, choć akurat on powinien mieć tu rozstrzygający głos. Jest to tym dziwniejsze, że Tomaszewski podważa zasadność piastowania teki premiera przez Jerzego Buzka. Nieoficjalnie politycy potwierdzają informację tygodnika "Nowe Państwo" o niedawnym posiedzeniu zespołu politycznego AWS, na którym Tomaszewski miał twierdzić, że rząd stracił kontrolę nad sytuacją w kraju i sugerować ustąpienie Jerzego Buzka z urzędu premiera. Żaden z rzeczników - rządu, AWS, MSWiA - nie zdementował tej informacji. Zresztą wersje zmian na szczycie akcji mnożą się jak grzyby po deszczu. Wariant najczęściej powtarzany to ten o objęciu stanowiska premiera przez obecnego marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego, a stanowiska marszałka Sejmu przez kandydata na prezydenta, którym miałby być albo Marian Krzaklewski, albo Jerzy Buzek. - Spekuluje się o tym bez końca. Nie ma natomiast żadnej poważnej dyskusji o szansach w wyborach prezydenckich. Kiedy do niej dojdzie, będzie to już raczej dyskusja nie o tym, kto ma wygrać, ale o tym, kto ma z kretesem przegrać wybory ? zauważa jeden z posłów akcji. X
Przez ponad rok Tomaszewski dyskretnie manewrował między dwoma, przynajmniej nominalnie najważniejszymi postaciami rządu, czyli premierem Jerzym Buzkiem a "patronem politycznym" jego gabinetu, czyli Marianem Krzaklewskim. Budował własną pozycję polityczną, która ogromnie wzrosła po decyzji utworzenia Ruchu Społecznego AWS jako politycznej emanacji "Solidarności". Przy formalnym przewodnictwie Buzka faktycznym liderem nowej partii, odpowiedzialnym za tworzenie jej struktur, został Tomaszewski. Już w styczniu 1998 r. współkoalicjanci zarzucili mu, że o nominacjach na wojewodów decyduje deklaracja przystąpienia do ruchu. Na tle obsady wojewodów lubuskiego i świętokrzyskiego powstał ostry konflikt między ZChN, które liczyło na te stanowiska, a centrum rządowym. Załagodziły go dopiero inne "konfitury" dla polityków zjednoczenia: funkcja szefa gabinetu politycznego premiera dla Kazimierza Marcinkiewicza, prezesura PFRON dla Waldemara Fliegla (typowanego na wojewodę lubuskiego) oraz pozostawienie Rządowego Centrum Studiów Strategicznych jako odrębnego resortu, z ministerialną teką jego szefa Jerzego Kropiwnickiego. Aktywność Tomaszewskiego w tworzeniu struktur RS AWS i oplataniu ich siecią powiązań naraziła go nawet na zarzut, że zajmując się głównie partią, nie dba o bezpieczeństwo wewnętrzne państwa i jego obywateli. Liderom AWS, w tym Krzaklewskiemu, działalność partyjna Tomaszewskiego była jednak przez dłuższy czas na rękę: budowała przecież grunt również pod ich przyszłość polityczną. Kiedy zaczęła im zawadzać? čródłem konfliktu było między innymi osłabienie pozycji Krzaklewskiego w AWS i w samej "Solidarności". Związkowcy są wściekli, że przewodniczący, zajęty wielką polityką, zaniedbał sprawy pracownicze, a RS AWS wykorzystuje solidarnościowe struktury, których utrzymanie kosztuje. Próbując odzyskać pozycję w związku i siłę sprawczą w AWS, utraconą na rzecz ludzi Tomaszewskiego, Krzaklewski musiał wypowiedzieć mu wojnę. Jej echem jest zmienność stanowiska przywódcy "Solidarności" w sprawie podziału tzw. parytetów w AWS, czyli głosów we władzach akcji. Wcześniej Krzaklewski proponował, by "czynnik związkowy" miał łącznie 55 proc. głosów we władzach ("Solidarność" - 40 proc., RS AWS - 15 proc., reszta - po 15 proc. - miałaby przypaść trzem pozostałym "filarom" AWS: ZChN, SKL i chadecji). Ostatnio uznał, że związkowcom wystarczy łącznie połowa głosów, które w przyszłości w całości przypadną ruchowi, ale pod warunkiem podpisania porozumienia, w którym RS zobowiąże się do reprezentowania interesów NSZZ "Solidarność". Wymóg podpisania porozumienia może oznaczać swoiste ultimatum, również personalne, wobec RS AWS. Jeśli porozumienie nie zostanie podpisane - jego warunki określi Krzaklewski - oznaczać to będzie marginalizację ruchu, a rozdającym karty w AWS pozostanie związek "Solidarność". W ten sposób Krzaklewski powróci do pełnej kontroli nad biegiem spraw w państwie, tak jak na początku kadencji. Dokonane już przekazanie połowy związkowych udziałów ruchowi w istocie osłabia pozycję RS AWS. Z ośmiu "związkowców" zasiadających dotąd w Radzie Krajowej RS AWS tylko Krzaklewski pozostał we władzach NSZZ - pozostali przeszli do ruchu. Teraz proporcje zostaną wyrównane.
W całej grze wewnątrz akcji niejasne pozostaje stanowisko Jerzego Buzka. Osaczony grami politycznymi w swoim otoczeniu, nie jest w stanie - nie po raz pierwszy zresztą - położyć im kresu. Tę bezradność widać zwłaszcza w sprawie usytuowania BOR i GROM, w której premier milczy, choć akurat on powinien mieć tu rozstrzygający głos. Jest to tym dziwniejsze, że Tomaszewski podważa zasadność piastowania teki premiera przez Jerzego Buzka. Nieoficjalnie politycy potwierdzają informację tygodnika "Nowe Państwo" o niedawnym posiedzeniu zespołu politycznego AWS, na którym Tomaszewski miał twierdzić, że rząd stracił kontrolę nad sytuacją w kraju i sugerować ustąpienie Jerzego Buzka z urzędu premiera. Żaden z rzeczników - rządu, AWS, MSWiA - nie zdementował tej informacji. Zresztą wersje zmian na szczycie akcji mnożą się jak grzyby po deszczu. Wariant najczęściej powtarzany to ten o objęciu stanowiska premiera przez obecnego marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego, a stanowiska marszałka Sejmu przez kandydata na prezydenta, którym miałby być albo Marian Krzaklewski, albo Jerzy Buzek. - Spekuluje się o tym bez końca. Nie ma natomiast żadnej poważnej dyskusji o szansach w wyborach prezydenckich. Kiedy do niej dojdzie, będzie to już raczej dyskusja nie o tym, kto ma wygrać, ale o tym, kto ma z kretesem przegrać wybory ? zauważa jeden z posłów akcji. X
Więcej możesz przeczytać w 30/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.