"Albo udzielicie silnego poparcia dla realizacji [mandatu rządowego], albo możecie mi go odebrać" - oświadczył. W tym samym czasie około 200 zgromadzonych przed parlamentem przeciwników Abbasa wznosiło okrzyki krytykujące premiera i wyrażające poparcie dla Arafata. W utrzymanym w wyważonym tonie przemówieniu Abbas obarczył rząd Izraela odpowiedzialnością za brak postępów w wysiłkach pokojowych. "Muszę szczerze powiedzieć, że nasze wysiłki w celu stworzenia mechanizmu, który ożywi drogę polityczną z Izraelczykami, nie spotkały się z wystarczającym odzewem. Nie sądzę, by ktokolwiek na świecie nie zgodził się ze mną, że odpowiedzialność za to ponosi strona izraelska" - powiedział.
Również Stany Zjednoczone - jego zdaniem - uczyniły dotąd za mało, by powstrzymać armię izraelską. Mimo nieporozumień, Abbas wezwał Waszyngton do zaprzestania bojkotu Arafata, "konstytucyjnego i prawomocnego prezydenta" Autonomii, zaznaczając, że stanowisko USA ma negatywne konsekwencje także dla rządu palestyńskiego.
Zadeklarował, że mimo obecnego kryzysu rząd palestyński nie zaprzestanie wysiłków w celu przywrócenia spokoju i powrotu do realizacji mapy drogowej. Wykluczył zarazem użycie siły wobec Hamasu i Islamskiego Dżihadu, odpowiedzialnych za niedawną serię krwawych zamachów antyizraelskich. "Nie stosujemy wobec opozycji metod policyjnych, lecz opowiadamy się za dialogiem" - oświadczył Abbas.
Palestyński premier wezwał także Kwartet Madrycki (USA, UE, ONZ i Rosję), by zdwoił wysiłki w celu uratowania "mapy drogowej". "Kwartet powinien pracować bardziej intensywnie" - podkreślił.
Zdaniem Reutera, w swoim przemówieniu Abbas zabiegał o większe kompetencje dla siebie i swego rządu, których nie chce mu udzielić Jaser Arafat, a które mają żywotne znaczenie dla uratowania wynegocjowanego przez USA planu pokojowego. Rezygnacja Abbasa po zaledwie czterech miesiącach sprawowania urzędu premiera przekreśliłaby szanse "mapy drogowej" - uważa agencja.
em, pap