W nalocie Jasin odniósł niewielkie rany w rękę i ramię, dzięki temu, że na moment przed atakiem opuścił wraz innym przedstawicielem Hamasu zbombardowany pociskiem dom.
W ataku rannych zostało około 15 Palestyńczyków, w tym sześcioro dzieci. Dom znajdował się w gęsto zaludnionym centrum miasta.
Po sobotnim zamachu na jego życie szejk Ahmed Jasin ostrzegł Izraelczyków i ich premiera Ariela Szarona, że "zapłacą wysoką cenę". Oświadczenie takie Jasin złożył w obecności dziennikarzy w chwili, gdy opuszczał meczet w Gazie, gorąco przyjmowany przez 10 tysięcy sympatyków.
"Izraelczycy zapłacą wysoka cenę za tę zbrodnię... Nasi ludzie nie wyjmą białej flagi" - powiedział Jasin, a jego sympatycy zebrani wokół meczetu wymachiwali flagami Hamasu, wykrzykując: "Poświęcimy naszą krew dla Jasina".
Przywódcy zbrojnego skrzydła Hamasu poszli dalej, grożąc śmiercią izraelskiemu premierowi. "Ostrzegamy Szarona, że teraz nasi bojownicy zechcą jego głowy" - zapowiedzieli przez głośnik w szpitalu miejskim w Gazie, gdzie opatrywano zranienie szejka Jasina.
Przedstawiciele izraelskich służb bezpieczeństwa potwierdzili, że celem ataku byli Ahmed Jasin i inni przywódcy Hamasu.
Sobotni atak jest ostatnim z serii wymierzonych przeciwko Hamasowi. Podczas rozpoczętych 21 sierpnia izraelskich nalotów na Gazę, zginęło 11 członków Hamasu i czterech cywilów. Była to izraelska reakcja na dokonany dwa dni wcześniej palestyński zamach terrorystyczny w Jerozolimie, w którym zginęło 21 osób i zamachowiec-samobójca.
Zdaniem obserwatorów atak na przywódców Hamasu, w tym szejka Jasina, jeszcze bardziej pogłębi kryzys izraelsko-palestyński. Niekorzystne też, w ich opinii, będą dla sytuacji na Bliskim Wschodzie następstwa sobotniej dymisji palestyńskiego premiera Mahmuda Abbasa.
em, pap